Tak łatwo się nie poddam – reportaż Agnieszki Burton

nno.pl 11 months ago

Wizy udzielane obcokrajowcom legalnie i za łapówki. „Najszerzej otwarte drzwi” dla obywateli Białorusi i Ukrainy. „Zalanie Polski migrantami z państw obcych kulturowo”, z Turcji, Indii, Filipin, Nepalu, Kazachstanu, Uzbekistanu, Gruzji, Azerbejdżanu, Rosji, Mołdawii, Bangladeszu, Wietnamu, Chin. W tym chaosie informacji z lewa i prawa często zapominamy, iż odkąd Polska przystąpiła do Unii Europejskiej, sprowadzają się tu coraz chętniej również obywatele innych, często odległych krajów. Dlaczego swoje dobro, bezpieczeństwo, marzenia lokują w kraju nad Wisłą? Jak im tu jest? Z jakimi problemami się mierzą?

Problematyczne nazwisko

Styczeń 2022

– Nazywam się Clinton Tham Vun Khee i jestem malezyjskim obywatelem ze stanu Sabah, od pięciu lat mieszkam w Polsce. Przyjechałem studiować architekturę. Aplikowałem do różnych krajów, a mój ojciec
pytał: „Czemu do Niemiec, przecież to nazistowski kraj?”. Ale to Polska mnie zaakceptowała, co też nie spodobało się rodzicom, bo w Malezji kilka się wie o Polsce – opowiada po angielsku śniadoskóry, ciemnooki młodzieniec z długimi włosami. Obok siedzi jego żona, Polka, Agata. Jesteśmy w ciasnym
mieszkaniu, które wynajmują niedaleko centrum Krakowa, wokół stołu raczkuje ich córeczka, na ścianach kolorowe polskie pejzaże – akwarele Clintona.

– Poznaliśmy się na Instagramie, szukałem informacji o Krakowie, lajkowałem zdjęcia, Agata śledziła ten sam hasztag. Napisała po sześciu miesiącach, iż jest impreza w szkole, gdzie uczyła się języka chińskiego, po imprezie zapytała, czy zaproszę ją do McDonalda. – Wyglądał jak chiński model – dorzuca
Agata – pomyślałam: „Aha, kolejny chiński pozer w grodzie Kraka”, nie wierzyłam, iż ma 25 lat.

W 2019 roku Clinton i Agata rozpoczęli rejestrację małżeństwa, proces, który trwał dwa lata. Żeby się pobrać, musieli zdobyć malezyjskie potwierdzenie, iż Clinton nigdy nie był żonaty. Wszystkich informacji odnośnie do potrzebnych dokumentów musieli szukać sami, w internecie, bo ambasada nic nie wiedziała. Wreszcie ze stosem papierów pojechali do urzędu w rodzinnym mieście Agaty, 30 minut od Krakowa. Tam pani w okienku miała problem z jego aktem urodzenia, bo tłumacz pominął jeden podpis, sprzed 30 lat. urzędniczka miała też ogromny problem z jego nazwiskiem.

– Jestem malezyjskim Chińczykiem. Zgodnie z naszą kulturą nazwiska zapisywane są w środku, pomiędzy imionami. Jednak w Polsce okazało się, iż nazwisko musi być na końcu, co nie zgadzało się z moim paszportem.

– Od pań w urzędach słyszeliśmy: „Miałam wielu chińskich i wietnamskich petentów, wiem, jak wyglądają azjatyckie dokumenty”, „To jest wasz problem”, „Łatwiej będzie, jak sobie polecicie i weźmiecie ślub w Malezji”. Kilka razy nie wytrzymałam, trzęsłam się i prawie krzyczałam, raz trzasnęłam tymi
dokumentami i do widzenia – denerwuje się na samo wspomnienie Agata.

– Wreszcie kazano nam dostarczyć sądowy papier, potwierdzający legalność jego nazwiska. Już przygotowywaliśmy się do wesela, a urzędniczka: „Na tym dokumencie nie ma znaczka!” No i trzeba było płacić za znaczek potwierdzający ważność dokumentu.

Nawet na naszym ślubie pytali: „Które to nazwisko?” – śmieje się Clinton. – A wesele było małe, domówka, z Malezji nikt nie przyleciał. Clinton ma kartę pobytu czasowego, czeka więc ich kolejna kafkowska biurokracja, czyli wywiad. Oddzielnie ona, oddzielnie on, przy pomocy tłumacza przysięgłego, za którego
będą musieli zapłacić. Będą pytać na przykład o kolory ścian w sypialni, dokładne daty poznania, imiona przyjaciół.

– Clinton nie pamięta takich detali – martwi się Agata. Pytam Clintona o jego akwarele na ścianach
– polskie pejzaże w mocnych, azjatyckich kolorach, czy nie dołuje go polska jesień, wczesna wiosna?

Z tym daję sobie radę – śmieje się. – Lubię patrzeć, jak świat odbija się w kałużach. Gorzej ze zrozumieniem polskiego zachowania. To stanie w kolejkach, po lody na przykład, chociaż Agata tłumaczy mi, iż to część tutejszej historii. No i nie mogę się przyzwyczaić do polskiego jedzenia, tęsknię za rodziną
i malezyjską kuchnią.

A jakie mają plany, marzenia? Clinton skończył politechnikę, ale w zawodzie architekta nic nie znalazł, pracuje więc dla firmy handlowej, po angielsku oczywiście, w finansach. Oszczędzają na zakup mieszkania.

Jest na karcie pobytu czasowego, pewnie nic nie będzie mógł tu kupić – martwi się Agata.

Październik 2023

Piszę do Clintona: „Co słychać?” Odpisuje: „W porządku, ale ze względu na inflację, wydatki związane z dzieckiem i rosnące ceny nieruchomości nie możemy już sobie pozwolić na życie w mieście.
Nadal pracuję w Krakowie, jednak po trzech latach wynajmu i problemach z właścicielem nie jesteśmy zainteresowani wynajmowaniem, zwłaszcza przy obecnych stawkach. Niestety nie otrzymaliśmy wystarczającego kredytu, aby kupić odpowiednie miejsce w Polsce. W przyszłym miesiącu wylatujemy
do Malezji z nadzieją na lepsze życie”.

Absurdy i brak logiki

Styczeń 2022

Na krakowskim Kazimierzu umówiłam się z Heidi, pojawiła się elegancka blondynka z mocnym, zachrypniętym głosem. Poszłyśmy do baru na zupę. Heidi najbardziej lubi żurek podawany w bochenku
chleba. Po angielsku, z twardym akcentem, jakim mówią biali Afrykanerzy, opowiedziała o swoim „najpiękniejszym kraju świata”: o korupcji, przemocy, rozbojach, morderstwach. O tym, jak czarni palą
pomniki białych, jak palą afrykanerskie książki, niszczą uniwersytety. Opowiedziała o swoim mieście Cape Town, pancernych bramach, płocie elektrycznym, systemie alarmowym i pięciu zamkach w drzwiach.
Mieszkała przy plaży, którą i tak nie mogła się cieszyć. Decyzję o emigracji do Polski podjęli z mężem, kiedy w mieście zaczęło brakować elektryczności.

– Nigdy nie myślałam, iż będę musiała uczyć się polskiego – wzdycha Heidi. – To najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu robiłam. To problem z ego, bo w wieku 50 lat czuję się tak głupia, a przecież w kraju miałam
pracę na wysokim stanowisku przy produkcjach telewizyjnych, sporo podróżowałam. Teraz chodzę do szkoły językowej, a przez cały czas znam tylko podstawy: pozdrowienia, ile co kosztuje, kiedy przyjedzie pociąg, gdzie jechać i takie tam. Ten język nie ma logiki! Nie mogę dotrzeć do poziomu, który pozwalałby
mi znaleźć oparcie do dalszych postępów w nauce. Rodzaj żeński, męski, nijaki, końcówki, deklinacje… Doszłam do punktu, w którym powiedziałam nauczycielce: „Czy możemy trzymać się poziomu: Jestem Heidi, a czasy zrobimy później?” W domu mam dodatkowy ekran do komputera, na którym wszystko tłumaczę, bo w Polsce, kupując choćby szampon do włosów, muszę googlować recenzję produktu, tu nic nie jest opisane po angielsku.

Przyjechała tu pełna energii, chciała szukać pracy, a potem bieganie po urzędach, biurokracja, covid, zrozumiała, iż bariera językowa jest jak kolejna brama pancerna. Zrozumiała, iż zamiast szukać zatrudnienia, musi wszystko przeanalizować, zwolnić.

– Dobry Boże, polska biurokracja! Urzędy migracyjne budziły we mnie strach, a nie boję się byle czego. Polacy wydają się niemili, z czasem zrozumiałam, iż to maniera kulturowa, w której najważniejszy jest proces. To stary system, w którym każda rubryczka musi być wypełniona, a, b, c, nikt nie myśli
nieszablonowo, nikt nie przeskakuje dalej, nikt w urzędach nie zna angielskiego. choćby w Afryce urzędnicy o wiele szybciej, sprawniej obsługują petentów. A tu! Niektórzy urzędnicy są uprzejmi, ale poznałam też takich, co tylko czekają, żeby uprzykrzyć ci życie. Nauczyłam się ich odróżniać z daleka: sposób, w jaki na ciebie patrzą, mowa ciała, kontakt wzrokowy. Wchodzisz, witasz się uśmiechnięta, a oni spoglądają zza ekranu komputera, dają ci znak, iż są zajęci… Albo siedzą i czekają, patrzą ci prosto w oczy, nie zapytają: „Jak mogę pomóc?”. Nieważne, starszy czy młodszy, poznałam wielu urzędników, którzy mogli być studentami, z młodymi to najgorzej, jak chcesz coś załatwić w godzinach przed zamknięciem, nie ma szans! Albo ochroniarze przy wejściach do placówek! Potrafią ustawić człowieka do pionu, zastraszyć, numer jeden, dwa, trzy, jak policjanci. PESEL, zmiana prawa jazdy, wiza wiedziała o swoim „najpiękniejszym kraju świata”: o korupcji, przemocy, rozbojach, morderstwach. O tym, jak czarni palą pomniki białych, jak palą afrykanerskie książki, niszczą uniwersytety. Opowiedziała o swoim mieście Cape Town, pancernych
bramach, płocie elektrycznym, systemie alarmowym i pięciu zamkach w drzwiach. Mieszkała przy plaży, którą i tak nie mogła się cieszyć. Decyzję o emigracji do Polski podjęli z mężem, kiedy w mieście zaczęło
brakować elektryczności.

’– Dzięki Bogu rodzice męża, którzy do RPA przybyli w latach 80. jako uchodźcy, zachowali polskie obywatelstwa i mieszkanie w Warszawie! '– Dzięki Bogu rodzice męża, którzy do RPA przybyli w latach 80. jako uchodźcy, zachowali polskie obywatelstwa i mieszkanie w Warszawie!

Heidi jest w Polsce od dwóch lat, dla bezpieczeństwa oraz z powodu syna, który ma 18 lat i w RPA nie miał żadnych perspektyw na studia i pracę. W Krakowie chłopak uczy się w szkole średniej po angielsku,
z Holendrami, Niemcami, Litwinami, Ukraińcami. Heidi śmieje się, iż wyrobił sobie swój własny, międzynarodowy akcent, coś pomiędzy amerykańskim a ukraińskim slangiem. Na uniwersytet będzie aplikował tutaj, bo „polskie uczelnie są fantastyczne”, albo do Amsterdamu, gdzie łatwiej mu
będzie językowo.

Nigdy nie myślałam, iż będę musiała uczyć się polskiego – wzdycha Heidi. – To najtrudniejsza rzecz, jaką w życiu robiłam. To problem z ego, bo w wieku 50 lat czuję się tak głupia, a przecież w kraju miałam
pracę na wysokim stanowisku przy produkcjach telewizyjnych, sporo podróżowałam. Teraz chodzę do szkoły językowej, a przez cały czas znam tylko podstawy: pozdrowienia, ile co kosztuje, kiedy przyjedzie pociąg, gdzie jechać i takie tam. Ten język nie ma logiki! Nie mogę dotrzeć do poziomu, który pozwalałby
mi znaleźć oparcie do dalszych postępów w nauce. Rodzaj żeński, męski, nijaki, końcówki, deklinacje… Doszłam do punktu, w którym powiedziałam nauczycielce: „Czy możemy trzymać się poziomu: Jestem Heidi, a czasy zrobimy później?” W domu mam dodatkowy ekran do komputera, na którym
wszystko tłumaczę, bo w Polsce, kupując choćby szampon do włosów, muszę googlować
recenzję produktu, tu nic nie jest opisane po angielsku.

Przyjechała tu pełna energii, chciała szukać pracy, a potem bieganie po urzędach, biurokracja, covid, zrozumiała, iż bariera językowa jest jak kolejna brama pancerna. Zrozumiała, iż zamiast szukać zatrudnienia, musi wszystko przeanalizować, zwolnić.

– Dobry Boże, polska biurokracja! Urzędy migracyjne budziły we mnie strach, a nie boję się byle czego. Polacy wydają się niemili, z czasem zrozumiałam, iż to maniera kulturowa, w której najważniejszy jest proces. To stary system, w którym każda rubryczka musi być wypełniona, a, b, c, nikt nie myśli
nieszablonowo, nikt nie przeskakuje dalej, nikt w urzędach nie zna angielskiego. choćby w Afryce urzędnicy o wiele szybciej, sprawniej obsługują petentów. A tu! Niektórzy urzędnicy są uprzejmi, ale poznałam też
takich, co tylko czekają, żeby uprzykrzyć ci życie. Nauczyłam się ich odróżniać z daleka: sposób, w jaki na ciebie patrzą, mowa ciała, kontakt wzrokowy. Wchodzisz, witasz się uśmiechnięta, a oni spoglądają zza ekranu komputera, dają ci znak, iż są zajęci… Albo siedzą i czekają, patrzą ci prosto w oczy, nie
zapytają: „Jak mogę pomóc?”. Nieważne, starszy czy młodszy, poznałam wielu urzędników, którzy mogli być studentami, z młodymi to najgorzej, jak chcesz coś załatwić w godzinach przed zamknięciem, nie ma
szans! Albo ochroniarze przy wejściach do placówek! Potrafią ustawić człowieka do pionu, zastraszyć, numer jeden, dwa, trzy, jak policjanci. PESEL, zmiana prawa jazdy, wiza dla syna, który ma nazwisko byłego męża…

Jah… – wzdycha ciężko, po afrykanersku Heidi. – Dwa pierwsze miesiące spędziłam w tych urzędach, na tłumaczenie dokumentów wydałam 8000 randów plus 2000 złotych. W moim języku taka biurokracja nazywa się eng – śmieje się – gdy ktoś gada głupoty albo jest upierdliwie pedantyczny. Kiedyś
nie wytrzymałam, zaczęłam krzyczeć po afrykanersku (Heidi wrzeszczy coś, co brzmi jak ihcn kir, trach, rach, niken denkan!). I to był pierwszy raz, kiedy zwrócili na mnie uwagę. Ale pomimo trudności językowych i kafkowskich urzędników Heidi twierdzi, iż przez cały czas widzi swoją przyszłość w Polsce. Poznała krakowskich muzyków, zaczęła z nimi śpiewać na koncertach, w pubach, a śpiewanie to jej
pasja. Znalazła choćby sklepy, które sprzedają herbatę roiboos, bo w Krakowie rośnie diaspora
białych migrantów z RPA.

– Polacy lubią narzekać na swój kraj, ale przecież jeszcze mają opcje, przez cały czas mają wolność.
Policja przez cały czas jest tu policją, jest dyscyplina, a nie takie bezprawie jak w RPA.

Październik 2023
Heidi pisze: „Mój syn zrobił maturę i zaczyna studia na AGH (Akademia Górniczo- -Hutnicza). Tak, przez cały czas śpiewam. Dostałam kartę stałego pobytu, ale syn przez cały czas przebywa tymczasowo – jest traktowany jako osoba dorosła, oddzielnie ode mnie i męża. Kolejny szok ze strony polskiej papierologii, ale zaakceptowałam tutejszą formalistykę, tak łatwo się nie poddam.

Wszyscy dostają to samo

Styczeń 2022

Na trudności z językiem polskim narzeka kolejny emigrant z RPA, Afrykaner w starszym wieku Chris. Od 5 lat mieszka w Polsce, przyjechał tu do pracy w międzynarodowej korporacji, ściągnął swojego partnera Petera.

Kiedy Chris był w biurze, Peter, który nie zna polskiego, wychodził na spacery. Gdy świeciło słońce, siadał pod Barbakanem i obserwował świat. Publicznie mężczyźni nie trzymają się za ręce, wiadomo, to Polska. Ale mają kilku przyjaciół, na wsi, pod Krakowem, gdzie jeżdżą na weekendy. I tak życie nad Wisłą płynęłoby spokojne, z małymi tęsknotami za afrykańskim ciepłem i jedzeniem, gdyby nie poważna choroba Chrisa. Firma, w której pracuje, opłaciła badania w systemie prywatnym, potem wpadł w sieć szpitali publicznych.

– Lekarze są tu najlepsi na świecie, wielu mówi choćby po angielsku, chociaż niezbyt dobrze. Najgorsza jest jednak administracja, okropne maniery i brak angielskiego, jah, przebić się przez istotną panią recepcjonistkę to dramat!

Był w czterech szpitalach, gdzie przeżył kulturowy szok: brak prywatności, bo nie ma zasłon przy łóżkach, przepełnione sale. Przez tydzień leżał na korytarzu, obok Chrisa jęczał przywiązany do łóżka staruszek. Szpitalne jedzenie? Śmieje się.

– Najgorsze były kolacje, codziennie chleb z twarogiem, chociaż mam nietolerancję laktozy. Ale wspaniałe w polskim systemie medycznym jest to, iż wszystko jest tanie, jeżeli nie darmowe – cieszy się Afrykaner. – I wszyscy są traktowani tak samo. Obok mnie leżał w szpitalu profesor, dostawał to samo wyżywienie, opiekowały się nim te same pielęgniarki i lekarze. To wspaniałe!

Październik 2023
Chris odpisuje: „Nadal jesteśmy w Krakowie, wszystko w porządku, dzięki”.

Wyobrażenia o Afryce z Sienkiewicza

Styczeń 2022

Kulturowy szok przeżył też ciemnoskóry Damian z Kenii, w Polsce od 11 lat. Spotykamy się w kawiarni, jestem pod wrażeniem, jak dobrze mówi po polsku.

– Nauczyłem się polskiego tutaj, w szkole językowej, z czasem nabrałem płynności. Wybrałem Polskę, bo rodziców nie stać było na wysłanie mnie na uniwersytet do Anglii, tu studia są darmowe. Rodzice nie mieli pojęcia, jak wygląda Polska, tyle tylko co przeczytali z gazet. Miałem 18 lat, myślałem, iż wszystko jest w Polsce super, dwa razy lepiej niż u mnie, wszystko zorganizowane, wszystko działa! No i jestem wolny, mogę wiele w życiu zrobić, w domu byłbym związany z rodzicami, którzy o wszystkim decydują. Ale z czasem nauczyłem się polskiego i zacząłem rozumieć prześmiewcze zachowania, pogardę, iż jestem z jakiejś Afryki, szyderstwa, iż w moim kraju żyjemy na drzewach. Z czasem nabrałem pewności siebie, zdałem sobie sprawę, iż z rzeczami, na które nie mam wpływu, nie warto walczyć. Rasizm, dyskryminacja? Wolę o tym nie myśleć, zapomnieć. Pierwsze studia nie wyszły, miał problemy z komunikacją, nie otrzymał pomocy. Teraz studiuje grafikę reklamową i pracuje w branży turystycznej. Mówi, iż dopiero po pięciu
latach w firmie zaczęli go szanować. Ma dobry kontakt z klientami i wysokie targety sprzedaży.

– Kobiety są tu pomocne, łatwiej nawiązać z nimi kontakt. Faceci, Polacy? Nie mam polskiego przyjaciela, ani jednego. Dlaczego? Ciężko ocenić. Próbowałem. Dwa lata temu, na Dzień Niepodległości, spotkała mnie przykra sytuacja. Pojechałem do pracy na nockę, trzech mężczyzn na przystanku zaczęło mnie
obrażać: „Ty, Murzynek Bambo”, zaczęli gwizdać, skakać jak małpy, pokazałem im środkowy palec, zaczęli biec za mną, agresja, przemoc. Jakiś dziadek przyszedł do pomocy. Odczepili się. Długo potem dochodziłem do siebie. Czego jeszcze Damian nie lubi w Polakach? Na przykład, gdy szukał mieszkania, usłyszał, iż Afrykańczykom nie wynajmują, bo są hałaśliwi, słuchają głośnej muzyki. A koleżance z Indii powiedzieli, iż Hindusi za dużo gotują i mieszkania śmierdzą przyprawami. No i jak widzą obcokrajowca, cena wynajmu rośnie 500, 1000 złotych na miesiąc. Damian nie lubi też, gdy mówi po polsku,
a ludzie udają, iż nie rozumieją, mówią jak do dziecka, bez szacunku. Na szczęście spotyka też takich, którzy są pozytywnie nastawieni, co daje mu motywację. Pasjami czyta polskie książki, ostatnio Mroza, Żulczyka, mówi, iż najtrudniejsze językowo są szkolne lektury, na przykład „Potop” albo w „Pustyni i w puszczy” Sienkiewicza.
– Czytałem z powodów kontrowersyjnych, bo chcieli wycofać ze szkolnego kanonu. Rzeczywiście, zdumiało mnie, co tam było napisane. A najbardziej to, iż Polacy czytają tę książkę i myślą, iż w Afryce przez cały czas jest tak samo, a to był przecież XIX wiek. Kiedyś ktoś wołał za mną: „Kali jeść, Kali pić”,
zastanawiałem się, o co chodzi? Dopiero po przeczytaniu „W pustyni i w puszczy” zrozumiałem.
Ale wiadomo, w moim kraju też istnieją stereotypy. Polskę biorą jako całość, jako Europę. „A to ten kraj od wódki”, „To ten kraj, gdzie też odchodzą od Kościoła”. Ci, co bardziej się interesują, wiedzą, co dzieje się
na polsko-białoruskiej granicy. Moim zdaniem ludziom należy pomóc, przynajmniej zapewnić miejsce do spania. Ale moi koledzy w Kenii pytają tylko o Lewandowskiego albo czy łatwiej w Polsce z pracą, jaki jest transport, czy szanujemy czas. No tak, z czasem Damian musiał się przestawić. Czas wydaje mu się w Polsce płynąć szybciej. Spóźnił się na nasze spotkanie, chociaż jak mówi, wie, iż Polacy tego nie lubią.
Tłumaczy, iż w Kenii spóźnianie jest normalne, choćby godzinę.

– A tu, wyobrażasz sobie, żeby ktoś tyle czekał? – śmieje się. Nauczył się też europejskiej przestrzeni. W Nairobi jest chaos, problemy z infrastrukturą, korupcja, brak bezpieczeństwa, a tu, jak twierdzi Damian, starają się, szanują, wszystko jest poukładane. A jakie ten młody człowiek ma plany, marzenia? Ma polską partnerkę i małą córeczkę, kiedyś chcieliby zamieszkać w cieplejszym kraju. – Moja dziewczyna jest z małej miejscowości, byłem u niej, jej rodzice mnie akceptują. A w przyszłości może Kenia, Hiszpania?

Październik 2023
Damian pisze po polsku: „W obecnej chwili moja życia nie ma wielkich zmian. Skupiam się na moją pracę i opieka nad rodziną. Cieszę się mieć wsparcie od bliskich co motywuje mi do małych i wielkich zmian”. Narzekają, bo nie znają gorszego 25-letni Daniel z Iranu pracuje w branży komputerowej, jest w Polsce od 14 lat. Papiery emigracyjne załatwiła mu firma, schody zaczęły się w polskich bankach. Ze względu na sankcje nałożone na Iran przez USA żaden polski bank nie chciał otworzyć mu konta. Wreszcie udało się w Pekao SA. Potem jego paszport znów stał się problemem, gdy szukał kredytu na dom. Znów się udało, tym razem w ING. Kupili z żoną dom pod Krakowem, jedynie 25 minut do centrum miasta. Daniel mówi, iż ten dom jest „really nice”.

Styczeń 2022
Daniel opowiada, iż w Iranie kilka słyszy się o Polsce, myśleli więc, iż Kraków będzie wyglądał jak Moskwa. Plany były takie: popracują tu pół roku, a potem Niemcy albo Holandia. Wylądowali na Balicach, a tu wszystko czyste, nowoczesne, potem zachwyciło ich Stare Miasto, zamek, Wisła, polubili nawet
polską kuchnię. Gdy nadeszły chłody, zauważyli, iż jest jedna rzecz, która Kraków łączy z Teheranem – smog. W Teheranie żyje ponad 9 milionów osób, brakuje transportu publicznego, problemem są auta. Pomysł emigracji dalej na Zachód odpadł, gdy Daniel pojechał do Amsterdamu i Hamburga.

– Poszliśmy do tureckiej restauracji, a tam getto, Marokańczycy, Irakijczycy, Kurdowie, którzy niemile nas traktowali, gdy dowiedzieli się, iż jesteśmy z Iranu. Zrozumieliśmy, iż trudniej byłoby nam wejść w niemieckie czy holenderskie społeczeństwo niż w polskie. Poza tym w Polsce koszty życia są niższe
i lepszy rynek pracy niż na Zachodzie. Daniel i jego żona, która też pracuje w IT, powoli integrują się w Krakowie, wychodzą czasem z kilkoma Polakami, z którymi udało im się zaprzyjaźnić dopiero po dwóch
latach.
– Najpierw chodziłem do szkoły językowej, teraz biorę lekcje prywatne po 100 złotych za godzinę. Oglądam też YouTube po polsku, programy telewizyjne o kuchni. Mam ogromne problemy z deklinacjami, gramatyką, chociaż wymowa jest dla nas dosyć łatwa, bo w perskim też mamy „sz”, „p”, mogę
powiedzieć „przystanek” – chwali się.

– Mam cel, przejść na poziom B1, bo tak bardzo chcę zmiksować się z tutejszą społecznością, rozumieć wszystko, co mówią. Kiedyś poszliśmy na pizzę do centrum Krakowa, mój przyjaciel wygląda jak Arab, dwóch Polaków zaczęło krzyczeć: „Allahu Akbar!” Nic nie odpowiedzieliśmy. Ale myślałem o tym non stop, przez dwa miesiące, co noc. Co mieli na myśli? Czy nas nie akceptują?

Czasem Daniel zastanawia się nad decyzją zamieszkania w Polsce. Czy była dobra? Ale gdyby został w Iranie… – Nie mógłbym planować spokojnej przyszłości, tak jak tutaj. Wyobraź sobie, moja żona już w samolocie do Polski zdjęła hidżab – wspomina Daniel.

– Ona czuje się tu naprawdę szczęśliwa, wolna. Śmieje się, gdy opowiada o Polakach narzekających na swój kraj:

– Podobieństwem pomiędzy kulturą polską a perską jest narzekanie. jeżeli ja, jako Pers, narzekam na Iran, to jest w porządku. Jednak, jeżeli ty, obcokrajowiec, narzekasz na Iran, to nie jest OK. To samo dotyczy Polaków. Większość narzeka, żeby tylko coś powiedzieć, bo tak naprawdę nie znają gorszego. Miałem kolegę, który był przeciwny wszystkiemu w Polsce, narzekał na ksenofobiczny, rasistowski rząd, chciał wyjechać do Kanady. Powiedziałem mu, iż to jest błędne podejście. „Ty jako Polak masz możliwość wyboru nowego rządu. Ja jako Pers już takiej możliwości nie mam, nie mogę uczestniczyć w wyborach”. Przeraża mnie, gdy widzę podobne schematy polityczne. W Iranie religia ma tak wiele kontroli, w Polsce Kościół też na wszystko wpływa, oby sprawy nie potoczyły się podobnie. A co Daniel myśli o tym, iż przez polsko- białoruską granicę starają się dostać do Europy również obywatele jego kraju, a polski rząd ich nie wpuszcza, więc wielu umiera w lesie?

– Jednym z powodów, dla których przenieśliśmy się do Polski, jest polityka emigracyjna. W stu procentach popieram to, iż nie wpuszczacie masowej, nielegalnej migracji. Spójrz tylko na statystyki przestępstw
w Niemczech czy Anglii. W moim kraju nie mówią nic o tych, co zginęli w polskim lesie, mówią jedynie o współpracy z Rosją i pomocy obywatelom, którzy chcą wrócić do Iranu. Zresztą ci ludzie w Iranie nie mają nic do stracenia, nie mają żadnej pracy.

Październik 2023
Na pytanie, co dzisiaj słychać, Daniel nie odpisał. Czy ze zdjęcia na jego profilu FB mogę wnioskować, iż przez cały czas mieszka w Polsce? W szarej bluzie, szortach, trekkingowych butach, z przepaską na głowie pozuje na szczycie Babiej Góry.

Powrót do kraju matki

Styczeń 2022
Claudio bardzo dobrze mówi po polsku, jego matka jest Polką. Ale nie ma żadnych polskich papierów, urodził się i wychował we Włoszech. Gdy skończył 16 lat, wyjechał do Anglii, ma tam pracę w banku, angielską partnerkę, dziecko. Jednak marzy o przeprowadzce do kraju matki, kupił choćby kawałek ziemi
niedaleko Krakowa, czeka na pozwolenie na budowę.

– Ta działka jest między polami, nic tam nie ma. Dookoła pola i las. Prąd jest podciągnięty, ale chciałbym być samowystarczalny. Przejrzeliśmy tysiące projektów, wybraliśmy dom ponad tysiąc metrów z piwnicą. Ale ceny idą w górę, inflacja, masakra, nie widać końca. Tymczasem w Anglii kupno ziemi, budowa domu to luksus tylko dla bogaczy. Claudio bierze pod uwagę kredyt w polskim banku, zamierza znaleźć pracę w zawodzie, chociaż zauważył, iż rekrutacja działa tu inaczej, na ogłoszeniach wynagrodzenie podawane jest w przybliżeniu, o prawdziwych stawkach zainteresowany dowiaduje się, jak już dostanie pracę. Dlatego Włoch chce odłożyć pieniądze na pierwsze pół roku życia w Polsce. Mówi też, iż w Polsce nie ma nikogo i iż boi się kosztów, iż nie podoła z zarobkami, wydatkami. W Wielkiej Brytanii starcza mu
do końca miesiąca i jeszcze może odłożyć.

– No i o polityce nie lubię rozmawiać, bo to jak rozmawianie o gustach. Bardzo mi się nie podoba polska sytuacja polityczna, większość narodu ma zamydlone oczy. Polska jest takim rozwiniętym krajem, a jednak
ludzie na wsiach są dyrygowani przez Kościół. Totalne zacofanie, gdy chodzi o sprawy LGBT. Zeszłego lata byłem w Krakowie, przede mną szedł czarnoskóry, rozmawiał przez telefon w swoim języku. Minął rodzinę: ojciec, matka, dwójka dzieci. I ten polski ojciec zaczął rechotać, jego dzieci też. „Czego
uczycie młode pokolenia? – zapytałem.

– Czy Polacy w innych krajach nie mówią w swoim języku?”. Nic nie odpowiedział. Claudio był kiedyś z Polką, mają syna, ona uciekła z Anglii do rodzinnego miasta. Adwokat powiedział im, iż w Anglii rozwód byłby trudniejszy, musiałaby być udowodniona zdrada, przemoc albo separacja przez minimum
dwa lata. W Polsce otrzymali rozwód na niezgodność charakterów. – Syn ma 10 lat, chciałbym się z nim widywać często, ale mogę jedynie w wakacje, ferie i święta. Do mnie do Anglii nie przyjeżdża, bo była żona nie zgadza się wystąpić o paszport, nie widzi potrzeby, a koszty podróży są po mojej stronie. Widuję się z nim raz w roku. Dlatego marzę o przeprowadzce do Polski. A czy jego brytyjska partnerka tej emigracji na polską wieś się nie obawia? – Pojechaliśmy na wakacje do Polski zimą, minus 18 stopni,
była przerażona. Ale potem przyjechaliśmy latem, nie widziała już żadnych problemów.

Październik 2023
Claudio odpisuje: „Przeprowadziłem się do Krakowa, wynajmuję mieszkanie, moja partnerka i dziecko dojadą za kilka miesięcy. W przyszłym roku będziemy planować dalej”.

Read Entire Article