Waldemar Trajdos, Mirosław Zygmunt, Jan Bocian, Jan Bratoszewski, Janusz Onoszko, Edward Mizikowski, Władysław Preś, Jan Pyszko, Arkadiusz Buzdygan, Kazimierz Abramski, Waldemar Janusz Kossakowski, Bogdan Radomski, Sławomir Salomon, Jan Grzyb, Stanisław Ceberek, Liwiusz Ilasz. prawdopodobnie większości te nazwiska nic nie mówią. I słusznie, chociaż są wśród wymienionych osoby zacne i godne szacunku.
Są to organizatorzy różnorakich stronnictw, partii, komitetów i kampanii przed wszelakimi wyborami. Ludzie o poglądach słusznych lub szaleńczych. Robili kampanie bez mediów społecznościowych, a jednak mieli swoje pięć minut. Tak jest i dzisiaj. Pojawiają się ludzie, najczęściej znikąd, którzy mają rozwiązania na wszystkie bolączki. Dobrze, iż pojawiają się nowi – ich pracy warto się przyglądać, bo po owocach ich poznamy.
Ja nie jestem radykalnym przeciwnikiem angażowania się w takie inicjatywy, chociaż sam nie będę w tym brał udziału. Warto jednak zachować umiar, po to by się nie sparzyć i by się nie zniechęcić do dalszego działania w przyszłości. Bo wtedy wychodzi się jak Zabłocki na mydle, lub antysystemowcy na Kukizie. Pamiętajmy, iż z pustego Ceberka choćby Salomon kieliszka Bociana nie naleje.
A co z wyborami? Trzeba zachować spokój. Nie dać się szantażować podsycanymi emocjami. W obecnej sytuacji geopolitycznej, los Polski rozstrzyga się poza naszymi granicami. Ba, choćby poza granicami Europy. Wybory dzisiaj nie mają zasadniczego znaczenia. Nie dajmy się więc nabierać na hasła „historycznej chwili”, „ostatniej szansy”, „teraz albo nigdy”. Nic arcyważnego się nie stanie. Oni – jedni albo drudzy – będą dalej rządzić.
Uważam jednak, iż na wybory należy jednak chodzić z dwóch powodów: 1) Ze względu na własną podmiotowość, 2) Bo jeszcze możemy. Nie powinniśmy dawać się wciągnąć w grę Przeciwnika „prawe-lewe” Polski interes narodowy nie podlega na wyborze między prawicą a lewicą. Moim zdaniem należy odrzucić Prawo i Sprawiedliwość oraz Solidarną Polskę, jako stronnictwa wojny i jawną ekspozyturę Stanów Zjednoczonych. A potem zastanowić się i zagłosować z własnym sumieniem i rozumem, szukając naszych na pozostałych listach.
Głosować na Polaków. Wybierać uczciwych, a nie tylko inteligentnych, raczej miejscowych niż spadochroniarzy, raczej tych z dalszych miejsc niż tych partyjnych liderów, raczej znanych osobiście ze spotkań a nie z drogiej reklamy. Tych ze skromną kampanią, a nie tych szastających pieniędzmi. Trzeba pilnie śledzić co podpowiada Przeciwnik, śledzić podpowiedzi Gazety Polskiej i czynić dokładnie odwrotnie.
Dużo ugrać nie można, ale warto, by w sejmie znalazło się kilka osób potrafiących oświadczyć – nie dla wojny, nie dla depolonizacji naszej ojczyzny.
Łukasz M. Jastrzębski