Relay of generations at the independency March
W roku 1928 w odpowiedzi na apel rządu w całej Polsce uroczyście obchodzono 10-tą rocznicę odzyskania Niepodległości. W wielu miastach i małych miejscowościach odsłonięto okolicznościowe pomniki. Odzyskanie Niepodległości było procesem rozłożonym w czasie i trudno było wskazać konkretny dzień jako ten jedyny, przełomowy. Dopiero w roku 1937 na mocy ustawy z dnia 23 kwietnia Świętu Niepodległości nadano rangę święta państwowego i ustanowiono dzień 11 listopada Narodowym Świętem Niepodległości.
11 listopada wybrano jako datę symboliczną. Dzień wcześniej przybył do Warszawy Józef Piłsudski, a 11-tego listopada podpisano rozejm w Compiègne, który zakończył działania zbrojne I wojny światowej. W ten symboliczny sposób powiązano odzyskanie przez Polskę Niepodległości z pokojem w Europie. Po zakończeniu II wojny światowej Krajowa Rada Narodowa ustawą z dnia 22 lipca 1945 zniosła Narodowe Święto Niepodległości. Polska znalazła się pod okupacją sowiecką, dlatego ani 22 lipca, a dzień zakończenia II wojny światowej w oczach społeczeństwa nie symbolizowały wyzwolenia. Polska okrutnie doświadczona podczas wojny została po wojnie decyzją mocarstw przesunięta na mapie z Kresów na tzw. ziemie odzyskane. Jak Polacy mieli świętować zakończenie wojny, skoro Europa uznawała 8 maja za dzień zwycięstwa, a w Polsce tak jak w Rosji, tym dniem był 9 maja? Terytorialnie Polska została przesunięta na zachód, ale kalendarzowo i mentalnie na wschód, do innej strefy czasowej i ustrojowej. Czary goryczy dopełniał fakt, iż obchodzenie 11 listopada jako Święta Niepodległości zostało zakazane, a organizatorzy i uczestnicy takich obchodów byli szykanowani a choćby aresztowani.
W okresie tzw. transformacji ustawą z 15 lutego 1989 roku Sejm przywrócił Narodowe Święto Niepodległości. 11 listopada znów stał się świętem, dniem wolnym od pracy. Rządzący nie zakazywali organizowania uroczystości i obchodów. Ale lewicowo – liberalne rządy III RP nakazywały społeczeństwu jak należy w tym dniu świętować, a może raczej zakazywały świętować tak, jak tego oczekiwali Polacy. Dlatego oddolna inicjatywa jaką stał się od roku 2011 Marsz Niepodległości trafiała za rządów PO i PSL na ciągłe przeszkody, utrudnienia, szykany i nierzadko prowokacje. Podobnie było i w tym roku. Organizatorzy Marszu toczyli batalię sądową o zgodę na Marsz, o zgodę na to, co się Narodowi po prostu należy. Brak urzędowej zgody nie powstrzymałby uczestników od udziału w tym święcie. Groźba przelewu krwi wręcz wisiała w powietrzu. Trudno ocenić, czy to w krajowej polityce nastąpił jakiś pierwszy zwrot, czy to efekt polityki międzynarodowej i wyniku wyborów w Stanach Zjednoczonych, ale cofnięto urzędowe zakazy i Marsz Niepodległości wyruszył w poniedziałek 11 listopada o godzinie 14-tej z ronda Dmowskiego w Warszawie.
Setki tysięcy osób, radosna świąteczna atmosfera. Tysiące biało-czerwonych sztandarów, a pod nimi małe dzieci i starsi ludzie, kobiety i mężczyźni, warszawiacy i mieszkańcy innych miast, miasteczek czy wiosek. Ludzie dobrze sytuowani i zatroskani o to jak przeżyć kolejny dzień. Ludzie kochający Polskę, prawdziwi patrioci. Radosne twarze i radosna atmosfera nie zakłócana incydentami czy prowokacjami. Widać było kolorowe kamizelki Straży Marszu a praktycznie nie było widać umundurowanej policji. Mam od lat takie poczucie, iż gdy przed marszami, pochodami i manifestacjami gromadzą się tzw. siły prewencyjne, uzbrojone oddziały policji, to zawsze dochodzi do zamieszek. Gdy demonstracje są osłaniane przez zwykłe struktury policji zamieszek nie ma, a uczestnicy demonstracji nie tylko podporządkowują się zaleceniom mundurowych, ale nie rzadko zwracają się o różnego rodzaju pomoc.
Marsz Niepodległości szedł ku Wiśle, zmierzał w kierunku Stadionu Narodowego. Samo centrum Warszawy jest szare, czasem sprawia wrażenie niezamieszkałego. Tylko w nielicznych oknach w Alejach Jerozolimskim mieszkańcy wywiesili biało-czerwone flagi czy inne symbole narodowe. Może dlatego uwagę uczestników Marszu zwracał transparent zwisający z jednego z balkonów a na nim napis: „Prawdziwi patrioci nie maszerują z faszystami”. Na balkonie grupa osób w średnim wieku pokazująca wulgarne gesty. To już choćby nie prowokacja ale pokaz chronicznej nienawiści. Co pewien czas jeden z mężczyzn będących na balkonie wykonywał gest błogosławieństwa. To więcej niż nienawiść, to już prawdziwe opętanie. Później, już po Marszu, wyczytałem, iż ci ludzi na balkonie to byli bojówkarze bezczeszczący pomniki ofiar Smoleńskiej Tragedii, brukający Narodową Pamięć, ludzie opętani nienawiścią do wszystkiego co polskie. Przechodząc pod tym balkonem krzyknąłem z całych sił do będących na nim osób: dziś nie biją – chodźcie z nami. Nie musiałem tego okrzyku powtarzać dwa razy. Po chwili kilkadziesiąt, a może kilkaset osób skandowało w kierunku balkonu: dziś nie biją – chodźcie z nami, dziś nie biją – chodźcie z nami, chodźcie z nami Polakami.
Gdy powoli oddalałem się od tego miejsca a gromkie skandowanie powoli cichło zbliżyło się do mnie trzech młodych mężczyzn. Może to byli kibice jakiegoś klubu sportowego, choćby nie zdążyłem im się dokładnie przyjrzeć. I jeden z nich powiedział: „Bardzo pana przepraszam, ale ja jestem młody, nie znam tego okrzyku, skąd pan go zna, skąd ten okrzyk?” Wyjaśniłem, iż ja już w okresie peerelu brałem udział w różnego rodzaju marszach i protestach. Czasem byliśmy pałowani przez ZOMO, czasem pozwalano nam maszerować. I wtedy zachęcaliśmy przypadkowych przechodniów okrzykiem „dziś nie biją – chodźcie z nami”. Wtedy ten młody mężczyzna podziękował mi za wyjaśnienie, podziękował mi za ten okrzyk i podał mi rękę. A ja przy tym serdecznym uścisku jego dłoni powiedziałem, iż moje pokolenie ma godnych następców. Powiedziałem, iż oni, młodzi, przejmują pałeczkę Strażników Pamięci, Strażników Niepodległości. I tak oto, w ten symboliczny sposób Marsz Niepodległości stał się sztafetą pokoleń.
„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” [kanclerz Jan Zamoyski, wielki hetman koronny]
Marcin Bogdan