Jak wygląda przeciętna, prosta sprawa sądowa? Przedstawiony przykład pokazuje, w jakim stanie są polskie sądy powszechne i jak postępują sędziowie. Niestety jest to obraz daleki od poprawnego.
Sąd rejonowy w… Sprawa o wykroczenie. Zarzut – obwiniony nie udzielił odpowiedzi na pismo straży miejskiej w… . Co opisano jako naruszenie art. 96 § 3 kodeksu wykroczeń.
Z dwudziestominutowym opóźnieniem sekretarz sądowy wzywa strony. Stawia się tylko obwiniony. Przez najbliższych dwanaście minut sędzia poucza obwinionego o konsekwencjach, jakie mogą na niego spaść, jeżeli nie stawi się na rozprawę w sprawie o wykroczenie. Przywołuje przepisy, podaje numery paragrafów, cytuje poszczególne zapisy jakiegoś kodeksu. Na zakończenie sekwencji wszystko, co powiedziała, a co do przeciętnego człowieka nie miało szansy dotrzeć (to coś jak informacje o rzeczywistej rocznej stopie procentowej podawane maleńkimi literami w reklamach zachęcających do wzięcia kredytu w banku) streszcza w kilku zdaniach, trwających nie dłużej niż pół minuty.
Cóż, drodzy Czytelnicy. prawdopodobnie wielu z Was powie, iż taka jest procedura. Zgodzę się z Wami. I dodam: ta sama, która mówi, iż dwukrotnie wrzucone do skrzynki pocztowej awizo z wezwaniem do sądu oznacza skuteczne i prawidłowe powiadomienie strony o konieczności stawienia się przed sądem. Proste, jasne. Ile ma wspólnego z logiką i zdrowym rozsądkiem, nie będę mówił. Bo pewnie mógłbym dostać wezwanie do sądu.
Potem sędzia wypytuje obwinionego: o stan zdrowia, stan rodzinny, stan posiadania, itp., itd. Pyta także, czy obwiniony zrozumiał zarzut. Po twierdzącej odpowiedzi przechodzi do meritum.
Na początek: „co obwiniony ma do powiedzenia w tej sprawie”? Po odpowiedzi, iż „zarzut jest sformułowany tak, jak jest („obwiniony nie udzielił odpowiedzi na pismo straży miejskiej w ….”), dwie odpowiedzi udzielone straży miejskiej w… znajdują się w aktach sprawy, które sąd ma przed sobą, więc wszystko jest jasne i nie ma nic do powiedzenia”, sędzia przeprowadza „postępowanie dowodowe”.
Na początek pyta, czy zdjęcie przedstawione w aktach sprawy pokazuje samochód będący własnością obwinionego. Po odpowiedzi warunkowej, iż „jeśli pokazana w rogu zdjęcia tablica rejestracyjna jest tą samą, która znajduje się na samochodzie, to tak, samochód pokazany na zdjęciu jest własnością obwinionego” sędzia nakazuje zaprotokołować, iż obwiniony potwierdził, iż na zdjęciu pokazany jest jego samochód. Po kolejnych kilku pytaniach, (w tym tak istotnych jak: czy potwierdzenie odebrania wezwania do złożenia wyjaśnień zostało podpisane przez obwinionego? Czy podpis pod pismem przesłanym do straży miejskiej jest podpisem obwinionego?), w trakcie zadawania których sąd posiłkował się informacjami zawartymi w odpowiedziach przesłanych przez obwinionego do straży miejskiej sąd zakończył postępowanie i zapowiedział, iż wyrok w sprawie zostanie ogłoszony po tygodniu. Poinformował także, iż obecność obwinionego na ogłoszeniu nie jest obowiązkowa. Cała sprawa nie trwała więcej niż 20 minut. To tyle jeżeli chodzi o horror proceduralny. jeżeli znajdziecie, drodzy Czytelnicy, jakieś łagodniejsze określenie na opisaną sytuację, to chętnie się z nim zapoznamy.
Teraz kilka słów o horrorze intelektualnym. W opisanej sprawie sędzia orzekła, iż obwiniony uznany został winnym (nie, nie „zarzucanych mu czynów: – jak prawdopodobnie oczekiwaliście) tego, iż nie wskazał, komu powierzył samochód do prowadzenia lub użytkowania. Gdy w odwołaniu obwiniony wskazał, iż skazano go za czyn inny niż w przedstawionym zarzucie, sędzia stanęła na stanowisku, iż zmiana opisu czynu zarzucanego obwinionemu ma tylko charakter stylistyczny.
Jeszcze ciekawsze jest stanowisko przedstawiciela Rzecznika Praw Obywatelskich (to ten sam facet, który uważa, iż ważniejsze od spotkania z przedstawicielami prześladowanych w Polsce studentów innych narodowości niż działania na rzecz ochrony praw obywateli naszego kraju). Ten bez żenady w piśmie do naszego czytelnika stwierdził: „w niniejszej sprawie wprawdzie udzielił wprawdzie Pan odpowiedzi na pismo Straży Miejskiej…”. Mimo to nie widzi niczego niezgodnego z prawem w tym, iż obywatel stawiany pod zarzutem „…właściciel pojazdu wbrew obowiązkowi nie udzielił Straży Miejskiej w Karlinie odpowiedzi na skierowane do niego pismo …” zostaje uznany winnym tego, iż nie wskazał na żądanie straży miejskiej, komu powierzył samochód …”.
Wyjaśnienie „intelektualnych” zawiłości opisanych stanowisk przedstawicieli „wymiaru sprawiedliwości” można znaleźć. Próbowali mi je przedstawić znajomi psychiatrzy. Przy mojej zdolności pojmowania kilka z ich wywodów zrozumiałem. W towarzyskich rozmowach zwracali mi jednak uwagę, znacznie przystępniej mogliby wyjaśnić mi zagadnienie specjaliści pokroju Masy, Kiełbasy czy innej Baraniny.
Ja natomiast uznałem, iż tak zwana mądrość społeczna jest znacznie większa, niż mógłbym przypuszczać. To owa mądrość każe coraz szerszym zastępom ludzi określać tych, o których pani Gersdorf swego czasu powiedziała: „…są, czy to się komuś podoba, czy nie, najlepiej wykształconą propaństwową częścią narodu, bardzo ciężką pracą zdobywający swoje szlify sędziowskie …” mianem mafii w togach.
Wszak mafia nie musi zajmować się tylko reprywatyzacją. Czy w tej sytuacji ktokolwiek wątpi, iż zmiany sądownictwie są konieczne? Oby tylko nie pogłębiły one obecnego stanu „intelektualnej euforii”, który widać w podanych przykładach.