Na początku października duży oddźwięk wywołał wywiad z Ołeksijem Arestowyczem, byłym doradcą w Kancelarii Prezydenta Ukrainy, w którym powiedział, iż należy oddać Federacji Rosyjskiej cztery regiony i przywrócić stosunki z Moskwą.
A co najważniejsze, zrestartować ukraińską państwowość, przekształcając Ukrainę z projektu „antyrosyjskiego” w kraj, który może pokojowo współistnieć z Federacją Rosyjską. Podobne myśli wyrażał już wielokrotnie wcześniej: iż tak długo, jak Ukraina pozostanie projektem „antyrosyjskim”, wojna z Federacją Rosyjską będzie wznawiana raz za razem – aż do całkowitego zniszczenia państwa ukraińskiego. Dlatego trzeba zrestartować państwo, porzucając antyrosyjską i wąsko nacjonalistyczną bazę – „ziemianki UPA”, jak lubi mawiać Arestowycz.
Myśli te pokrywają się na ogół z tym, co co jakiś czas mówi Kreml: nie będzie pokoju tak długo, jak długo Kijów będzie realizował „antyrosyjski” projekt. Dlatego na Ukrainie Arestowycz był przez wielu napiętnowany jako wróg i zdrajca. Ale tak naprawdę nie chodzi o Arestowycza i nie o to, co on deklaruje. Nie ma on przecież w tej chwili żadnego poważnego wpływu na procesy wewnętrzne na Ukrainie. Rzecz w tym, iż w ciągu ostatniego roku takie idee były coraz częściej dyskutowane w ukraińskiej klasie politycznej. Dyskutują, rzecz jasna, nie publicznie, ale dość uporczywie.
Mało kto idzie tak daleko, jak Arestowycz z jego zgodą na przekazanie Rosji terytoriów czterech obwodów. Jednak po pojawieniu się informacji, iż prezydent Rosji Władimir Putin zmniejszył swoje żądania z czterech regionów do dwóch, czyli kontroli nad całym terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego, stało się to powodem rosnących nadziei na możliwość osiągnięcia kompromisowych porozumień z Rosją.
Logika tych argumentów (które, znowu, są wyrażane w bardzo wąskich kręgach, a nie publicznie) jest w przybliżeniu następująca.
Za półtora roku Putin zdobędzie już cały Donbas, ale zginą kolejne tysiące ukraińskich żołnierzy i cywilów. O wiele więcej miast zostanie doszczętnie zniszczonych, a być może stracimy jeszcze więcej terytorium poza Donbasem. Kraj będzie się wykrwawiał, gospodarka całkowicie się zdegraduje. Jednocześnie nie ma gwarancji, iż z Rosją stanie się coś, co zmusi ją do zatrzymania się, a tym bardziej stworzy warunki do jej klęski. Czy zatem nie lepiej byłoby zgodzić się na utratę niewielkiej części obwodu donieckiego pozostającej pod naszą kontrolą w zamian za pokój? I dopiero wtedy trzeba myśleć o tym, co będzie po zawarciu pokoju.
Do 2022 r. władze ukraińskie prowadziły politykę antyrosyjską, będąc przekonanymi, iż Rosja nie odważy się zaatakować Ukrainy, a jeżeli to zrobi, zostanie natychmiast zniszczona przez zachodnie sankcje i innego rodzaju naciski. Rosja odważyła się zaatakować, ale Zachód nie zdołał jej zniszczyć. jeżeli bez względu na nazwisko prezydenta będziemy kontynuować dotychczasową politykę, to Moskwa znów nas zaatakuje i rozpocznie się nowa wojna, podobna do obecnej, jeżeli nie gorsza. Albo będzie wojna hybrydowa, która za dziesięć lat zamieni całą Ukrainę w wielką Strefę Gazy, z której będą uciekać ludzie i firmy. Jednocześnie Zachód nie będzie ponownie bezpośrednio interweniował, ponieważ nie chce wojny nuklearnej z Rosją. A jeżeli nagle zainterweniuje, będzie jeszcze gorzej: Ukraina stanie się polem bitwy w III wojnie światowej i zamieni się w radioaktywną pustynię.
Jest to więc droga donikąd. Dlatego projekt kraju musi zostać zmieniony. Powinno się usiąść do stołu negocjacyjnego i negocjować z Rosją, jak dalej żyć, żeby nie było więcej wojen. Na jakich zasadach? Jak Finlandia po II wojnie światowej czy jak Gruzja teraz? Konieczne jest uzgodnienie współistnienia. Geografia nie może zostać anulowana.
Powiedzmy od razu, iż teraz, delikatnie mówiąc, nie jest to dominująca opinia w ukraińskiej elicie wojskowo-politycznej. Ale sytuacja się rozwija. Warto przypomnieć, iż jeszcze rok temu zatrzymanie wojny wzdłuż linii frontu w Kijowie było oficjalnie utożsamiane z kapitulacją, a teraz jest to wielokrotnie głoszone stanowisko samego Wołodymyra Zełenskiego.
Temat zmiany nastawienia Ukrainy ma jednak ogromne ograniczenia wewnętrzne i zewnętrzne. Głównym z nich jest trwająca wojna. Dopóki wojna będzie trwała, nie może być mowy o scenariuszach gruzińskich czy fińskich. Ale choćby po jego zakończeniu perspektywy na zmianę projektu są niezwykle mgliste. Istnieją trzy główne czynniki, które temu przeszkadzają.
Pierwszym z nich są wpływy Zachodu. Realizacja scenariusza gruzińskiego czy fińskiego będzie ułatwiona, jeżeli stosunki między Federacją Rosyjską a Zachodem (w tym zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i Europą) unormują się, a strony zdecydują się zakopać topór wojenny. W takim przypadku normalizacja stosunków między Ukrainą a Rosją stanie się istotną częścią tego procesu. Jednak w czasie, gdy stosunki między Federacją Rosyjską a Zachodem znajdują się w stanie rosnącego napięcia i bezpośredniej wrogości, próba budowania dialogu z Moskwą przez Kijów może spotkać się ze zdecydowanym oporem Zachodu. Jednak, jak pokazują doświadczenia Gruzji, choćby w tym przypadku proces ten można uruchomić.
Ale oprócz czynnika przeszkód zewnętrznych istnieje również bardzo silny czynnik wewnętrzny: znaczna część społeczeństwa ukraińskiego i armii w ogóle nie akceptuje żadnych kompromisów i porozumień z Rosją w jakiejkolwiek formie po wszystkich poniesionych ofiarach i cierpieniach i nie dopuszcza do siebie myśli, iż może dojść do normalizacji stosunków między oboma krajami – przynajmniej do czasu kapitulacji, reparacji i narodowej skruchy Rosjan. Nikt jednak nie jest w stanie powiedzieć na pewno, jakie dokładnie będą nastroje w społeczeństwie i w wojsku do końca wojny, a także jaka będzie sytuacja geopolityczna wokół Ukrainy. A w pewnych okolicznościach przechylenie nastrojów w społeczeństwie, w elitach i w armii w kierunku normalizacji stosunków z Federacją Rosyjską może stać się naprawdę silne.
Ale wtedy pojawi się trzecie pytanie: czy Kreml jest gotowy na pokojowe, dobrosąsiedzkie współistnienie z Ukrainą, choćby jeżeli Ukraina jest krajem neutralnym, prowadzącym niewrogą politykę wewnętrzną i zagraniczną wobec Federacji Rosyjskiej? Głównym argumentem na Ukrainie przeciwko wszelkim próbom normalizacji stosunków z Federacją Rosyjską jest teza, iż jest to bezużyteczne, ponieważ celem Moskwy nie jest normalizacja stosunków, ale zniszczenie Ukrainy i zniewolenie jej mieszkańców.
Dlatego mówienie o pojednaniu z Rosjanami i zmianie projektu jest pracą na rzecz wroga, ponieważ prowadzi tylko do spadku motywacji Ukraińców do dalszego oporu. Oczywiście Moskwa oficjalnie odrzuca takie oskarżenia, mówiąc o swojej gotowości do dobrosąsiedzkich stosunków, jeżeli Ukraina przestanie być „antyrosyjska”. Równolegle jednak pojawia się strumień stwierdzeń na różnych szczeblach, od Z-blogerów po polityków i urzędników, iż Ukrainy w ogóle nie powinno być. Ścisła filtracja Ukraińców na Szeremietiewie, kiedy tysiące ludzi, choćby tych, którzy są gotowi do życia pod rządami Federacji Rosyjskiej, nie mogą wrócić do swoich rodzinnych miast, torturowanie i egzekucje ukraińskich jeńców wraz z propagandą tego procederu w niektórych kanałach Z-blogerzy dają argumenty tym na Ukrainie, którzy opowiadają się za potrzebą wiecznej wojny, aż po zniszczenie Rosji i niedopuszczalność kompromisu i pojednania. Ich pozycja, podobnie jak podobnych sił w Rosji, to wojna do samego końca, dopóki wróg nie upadnie i nie skapituluje.
Ale jeżeli tak się nie stanie i strony przestaną walczyć wzdłuż linii frontu, gdziekolwiek ona przechodzi, pojawi się pytanie o dalsze współistnienie dwóch sąsiednich państw. A potem pojawi się wybór: albo wieczna wojna, grożąca zarówno strategicznym osłabieniem, a choćby zniszczeniem, albo porozumienia, które nie będą możliwe bez strategicznej zmiany w układzie stosunków.
Za: strana.ua







