Paradygmatem interpretacji zjawisk społecznych i geopolitycznych musi stać się teza o schyłku Cywilizacji Zachodniej, postawiona na początku XX wieku przez Oswalda Spenglera w jego kanonicznym dziele „Zmierzch Zachodu”. Po Spenglerze niezliczona ilość intelektualistów podejmowała ten sam wątek, wspomnieć należy chociażby Jamesa Burnhama w nieprzetłumaczonej na język polski książce „The Suicide of the West: An Essay on the Meaning and Destiny of Liberalism”, Pata Buchanana w rewelacyjnej „Śmierci Zachodu. Jak wymierające populacje i inwazje imigrantów zagrażają naszemu krajowi i naszej cywilizacji”, czy niedawno Douglasa Murray’a w „Przedziwnej śmierci Europy”. Rzeczywistość dostarcza niezliczonej ilości faktów empirycznych potwierdzających stawianą przez autorów tezę: od co najmniej stu lat Zachód traci terytorium, wymiera demograficznie, upada kulturowo i ekonomicznie, jest w coraz większym stopniu zagrożony bankructwem i niewypłacalnością. Ktokolwiek przeczy tej rzeczywistości, zaprzecza prawdzie i żyje w fikcji.
Jak ten paradygmat odnosi się do aktualnej sytuacji związanej z wojną na wschodzie Europy? Wojna Zachodu z Rosją już się toczy, nie została po prostu oficjalnie wypowiedziana. Nie możemy mieć żadnych wątpliwości, iż celem rządu federalnego Stanów Zjednoczonych jest usunięcie niepodlegających mu ośrodków władzy, by ustanowić globalną hegemonię systemu demokratyczno-liberalnego. Stany Zjednoczone w ostatnich dziesięcioleciach obaliły władzę i pogrążyły w chaosie wiele państw takich, jak Irak i Libia. Wiemy dzisiaj, iż w Iraku nie było żadnej „broni masowego rażenia”. Amerykanie przyznają sobie wyłączne prawo do obalania niewygodnych reżimów a o ile jakieś inne państwo militarnie egzekwuje prawo do obrony własnych interesów, uznają je za „terrorystyczne”. Państwa zachodnie przekazują Ukrainie kolosalne środki militarne i finansowe. Otwartej wojny nie ma i miejmy nadzieję, iż do niej nie dojdzie. Mniejsza o ewentualną możliwość rozpętania konfliktu nuklearnego, który sam w sobie byłby globalną katastrofą. Ważniejsze są długofalowe skutki dla przyszłości cywilizacyjnej. Jakakolwiek wojna pomiędzy europejskimi narodami w obecnej sytuacji demograficznej świata zachodniego i prawosławnego, jest kolejnym gwoździem do trumny, niechybnie przyśpieszającym wymieranie tych kręgów kulturowych. Oczywiście spoglądając na statystyki demograficzne państw takich, jak Stany Zjednoczone, Francja, czy Wielka Brytania dostrzegamy nieustanny przyrost populacji. Prawda jest jednak taka, iż wynika on z masowego importu imigrantów z obcych kulturowo kręgów a nie rodzimej płodności. Etniczne populacje wymierają zarówno na Zachodzie, jak i w świecie prawosławnym. Jednocześnie poprzez swoją absolutnie bezmyślną politykę sankcji i izolowania Rosji, Zachód odcina się od prawie stu pięćdziesięciu milionów ludzi, którzy są mu bliżsi kulturowo niż Azjaci i Afrykanie. Co więcej, odcina Europę od najważniejszych surowców naturalnych, które są jej potrzebne do przetrwania, tak jak każdemu organizmowi potrzebne jest pożywienie. Sprowadzanie ich z wrogich kulturowo państw, po wyższych cenach, pogarsza sytuację za którą zapłacą zwykli obywatele. Już dzisiaj przeciętny mieszkaniec państw zachodnich jest obciążony niezliczoną ilością podatków i przepisów, które odbierają mu co najmniej pięćdziesiąt procent miesięcznego dochodu. Poprzez rozrost biurokracji i państw socjalnych, zatrzymuje się wzrost gospodarczy, uniemożliwia swobodne powstawanie nowych firm i miejsc pracy a w ostateczności dobija się dzietność i rodziny ponieważ ludzie nie mają środków, żeby je zakładać. Tak wygląda rzeczywistość na pozornie „demokratyczno-liberalnym” Zachodzie a odcięcie od tanich i dobrych surowców z Rosji oraz jej wielomilionowej populacji, jeszcze tę sytuację pogarsza. Wniosek jest jeden: nie ma Europy bez Rosji i nie może być Rosji bez Europy.
Izolacja Rosji wpycha ją w ręce totalitarnych Chin a to kolejny gwóźdź przyśpieszający „śmierć Zachodu”. Z biegiem czasu nastąpi nieuchronna kolonizacja tego państwa przez silniejszego sąsiada. To z kolei da Chinom potężny zastrzyk tanich surowców, których niezbędnie potrzebują do dalszego rozwoju. Już dzisiaj jesteśmy świadkami zdania Rosji na łaskę Chin i Indii, którym zmuszona jest sprzedawać ropę o połowę taniej niż miało to miejsce wcześniej. Czym silniejsze będą Chiny, tym słabszy będzie Zachód. Pomimo współpracy gospodarczej nie należy zapominać, iż Chiny są państwem totalitarnym, z pewną dozą kapitalizmu na poziomie gospodarczym. Orwellowski „system punktowy”, scentralizowane władze, wszechobecna inwigilacja, polityka „jednego dziecka” (ostatnio zawieszona ze względu na katastrofę demograficzną) i dominacja jednej partii, to prawdziwy obraz współczesnego Państwa Środka. Komunizm zbankrutował pod koniec XX wieku, ale nie przestał istnieć. Dokonał fuzji z zachodnim kapitalizmem przyjmując w Europie i USA formę „demokracji liberalnej”, w Chinach przetrwał w swojej klasycznej postaci. Komunistyczne Chiny były i są śmiertelnym wrogiem Zachodu, a ich celem jest dominacja w skali globalnej. Rosja jest członkiem grupy BRICS zrzeszającej Chiny, Indie, Brazylię i Republikę Południowej Afryki. Biorąc pod uwagę wielkość Chin i Indii, i imperialistyczne zapędy tych pierwszych, nie można mieć wątpliwości, iż Rosja, Brazylia i RPA mają być tylko i wyłącznie przystawkami służącymi do pozyskania surowców naturalnych. Już teraz Rosja przyjmuje ideologiczny interes świata azjatyckiego i afrykańskiego za swoje credo w dziedzinie geopolityki. Vladimir Putin mówi otwarcie, iż państwa azjatyckie, afrykańskie i południowoamerykańskie powinny zająć należne im miejsce w stosunkach międzynarodowych. Stwierdza, iż Zachód bezprawnie utrzymuje dominującą pozycję. Co to oznacza dla Zachodu? Czym więcej siły i znaczenia mają Azja i Afryka, tym mniej ma go Zachód a to przyśpiesza proces jego zmierzchu. Globalizm to naiwność, utopia mająca na celu stworzenie nowej Wieży Babel. Afryka i Azja przez tysiąclecia były wrogami Zachodu, toczono z nimi niezliczone wojny, które wielokrotnie zagrażały przetrwaniu Europy. o ile ktoś myśli, iż coś w tej kwestii się zmieniło, jest naiwny. Wróg pozostanie wrogiem. Jedyne co uległo zmianie to forma prowadzenia konfliktu. Z pól bitew, walkę przeniesiono na sfery ekonomiczne i handlowe.
Obserwujemy w Rosji pewnego rodzaju odrodzenie ideowe oscylujące wokół idei Tradycji, przywiązania do religii i tożsamości kulturowej. Najbardziej znanym ideologiem tego odrodzenia jest Aleksander Dugin, którego filozofia ma źródło w myśli XX-wiecznych tradycjonalistów: René Guénona i Juliusa Evoli. Rosja umiejscawia się na froncie obrony tradycyjnych wartości i stawia w opozycji do Zachodu, utożsamiającego liberalne i zdegenerowane wartości. Nie mając jednak sił demograficznych, których rozpaczliwie jej brakuje, nie będzie w stanie stworzyć realnej opozycji wobec globalnych potęg. Każdy wielki ruch dziejowy ma u swoich podstaw demografię. Przykładem niech będą Wyprawy Krzyżowe, czy drastyczna ekspansja Wikingów we wczesnym średniowieczu. „Demografia to przeznaczenie”, brzmi stare powiedzenie. Pogrążona w kryzysie demograficznym Rosja nie jest w stanie działać samodzielnie. Jako państwo wasal Chin, karmiące swojego potężniejszego sąsiada surowcami, staje się katastrofą dla Zachodu. Izolując i demonizując Rosję, właśnie tę katastrofę fundują nam demoliberalne, a adekwatnie neokomunistyczne, oszalałe i odrealnione od rzeczywistości, pseudoelity z Brukseli i Waszyngtonu.
Mariusz Skrobała