Wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kaczka straszył, iż jeżeli po 5 czerwca 2025 roku UE nałoży ograniczenia na handel płodami rolnymi z tego kraju, rząd kijowski podejmie kroki „wyrównujące bilans handlowy”. Chodzi o ewentualne sankcje na Polskę, Słowację i Węgry.
Ukraina straszy Polskę sankcjami gospodarczymi. DCFTA, czyli Pogłębiona i kompleksowa umowa o wolnym handlu między Ukrainą a Unią Europejską została podpisana jako część Układu o stowarzyszeniu w 2014 roku, a jej tymczasowe stosowanie rozpoczęło się 1 stycznia 2016 roku. Art. 29 tej umowy pozwala UE na stosowanie kontyngentów taryfowych oraz przywracanie ceł na produkty rolne, jeżeli ich nadmierny napływ z Ukrainy powoduje poważne zakłócenia na unijnym rynku.
Po rozpoczęciu wojny na Ukrainie w 2022 roku, UE zwiesiła DCFTA i cła na ukraińskie produkty, dzieki czemu rynek unijny został zalany milionami ton kiepskiej jakości produków, głównie zbóż, które nie spełniają wyśrubowanych norm. Aktualnie Bruksela planuje przywrócić stare zasady w handlu z tym rajem, jednak -co zrozumiałe- Ukraińcy nie chcą powrotu do zapisów tej umowy.
– Ukraina prowadzi w tej chwili negocjacje handlowe z UE, poszukując rozwiązania dotyczącego ewentualnego powrotu od 5 czerwca 2025 r., kiedy zakończy się trzeci rok autonomicznych środków handlowych (ATM), do norm artykułu 29 DCFTA – powiedział Taras Kaczka podczas wywiadu na kanale Facebook ukraińskiego Centrum Strategii Ekonomicznej. W jego opinii Kaczki, stare warunki „były dla Ukrainy dyskryminujące”.
– Jak doniesiono, ukraińscy rolnicy są zaniepokojeni możliwością powrotu po 5 czerwca 2025 roku do obecnych norm handlowych z UE określonych w art. 29 DCFTA, które ustanawiają bardzo niskie kwoty eksportowe na niektóre rodzaje produktów rolnych. Podobnie może zostać przywrócony kontyngent na eksport 100 tys. ton bioetanolu – powiedział dodając, iż Ukraina jest gotowa walczyć o swoje interesy. W pewnym momencie zaczął straszyć, iż jeżeli Unia Europejska nie zrezygnuje z ograniczeń w handlu z Ukrainą, może spodziewać się odwetu.
– Brak postępów w rewizji umowy handlowej zmusi nas do podjęcia kroków w celu wyrównania bilansu handlowego. I niestety, te decyzje będą najmniej przyjemne dla krajów, które w tej chwili politycznie spowalniają negocjacje w sprawie wolnego handlu – straszył. Chodziło mu o nałożenie ceł na produkty z Polski, Słowacji i Węgier, gdyż to właśni te kraje, w jego opinii blokują przedłużenie prozumienia ATM.
Słowa Kaczki spotkały się z ostrą reakcją w Polsce. Jacek Zarzecki, wiceprzewodniczący Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny, skomentował wypowiedź ukraińskiego ministra, podkreślając, iż jego podejście jest co najmniej „ciekawe”, biorąc pod uwagę, iż to właśnie Unia Europejska jest największym odbiorcą produktów spożywczych z Ukrainy.
– To dosyć interesujące podejście w sytuacji, gdy UE jest największym odbiorcą produktów rolnospożywczych z Ukrainy o wartości 11,83 mld € z nadwyżką 8,37 mld €. Pan minister po raz kolejny pomylił odwagę z odważnikiem” – skomentował.
Autonomiczne środki handlowe (ATM) weszły w życie 4 czerwca 2022 r. na okres jednego roku. Tymczasowo zniosły one cła i inne ograniczenia handlowe dotyczące towarów ukraińskich. Potem dwukrotnie je przedłużano – 6 czerwca 2023 roku i 6 czerwca 2024 roku. Unijne rozporządzenie o bezcłowym handlu z Ukrainą wygasa w czerwcu 2025 roku, ale Komisja Europejska oficjalnie wciąż nie podjęła decyzji, co dalej.
Polscy rolnicy obawiają się negatywnego scenariusza, czyli dalszego, pełnego dostępu ukraińskich produktów na rynku unijnym. Domagają się przywrócenia starych zasad z 2016 roku.
NASZ KOMENTARZ: Bezczelność Ukraińców -jak widać- nie zna granic. Temu krajowi nie warto pomagać, gdyż dać turańcom palec, urwą rękę.
Zdjęcie poglądowe: Taras Kaczka.
Polecamy również: Rozbito kolejny gang. Gruzini okradali samochody