Trump is neither the end, nor the beginning, nor even a gamechanger

galopujacymajor.wordpress.com 1 month ago

Wydawać by się mogło, iż w całej tej katastrofie, trumpizm przynajmniej zaowocuje ożywczym trendem publicystycznym. Tymczasem jest chyba gorzej niż się można było spodziewać. Z jednej strony mamy więc te całe straszenie faszyzmem, te wszystkie książki o nowych faszyzmie, te kulawe analogie historyczne ze zdradą w Monachium. A przecież Trump i jego akwizytor Vance nie powiedział niczego innego niż mówi się od lat: Ukraina nie wejdzie do NATO i nie wróci do granic sprzed inwazji. Oczywiście nie oznacza to przegranej Ukrainy, a wręcz przeciwnie. Kraj ten obronił się przed jedną z największych armii świata. Tymczasem atmosfera jest taka, jakby zaraz czołgi miały wjeżdżać do Kijowa. Z drugiej strony mamy z kolei te wszystkie fikoły, jakoby Trump miał jakiś ukryty cel, nie był radykalnie inny od swoich poprzedników, wyciąga się jakiś libów sprzed 40 lat i tłumaczy, iż to jest adekwatnie to samo. Nie, nie jest. Jest Trump bezprecedensowym, choćby jak na klasę polityczną, głąbem, większego planu nie ma. Typ ledwo potrafi czytać i utrzymać uwagę przez dłużej niż 5 minut. Cała polityka amerykańska to jeden wielki chaos, którego wypadkową jest to, kto szybciej dostanie się do ucha amerykańskiego kunigasa. Przestańmy wreszcie udawać, iż król nie jest nagi, a taki Vance nie przyjechał tylko po to, aby poluzować regulacje UE dla firm techmiliarderów.

Dodatkowo na cały ten bajzel nałożone jest przedziwne przekonanie jakoby Trump miał być końcem ery tudzież innej ery początkiem. Zapowiedzią albo kulminacją jakieś prawicowej fali. Ta fala, owszem istnieje, tyle że, głupia sprawa, jej efekty wyglądają trochę inaczej niż się może zdawać. W UK wygrywa umiarkowana lewica, w Hiszpanii rządzi umiarkowana lewica, we Francji umiarkowana i nieumiarkowana lewica razem robią historyczny wynik, w Niemczech rządzić będzie pewnie umiarkowana lewica w sojuszu z chadekami. Orban ma najgorsze wyniki od lat, a choćby w Polsce, miała Konfederacja sprzątnąć Lewicę, tymczasem 14 miesięcy temu przegrała z nią wybory. Sam Trump, owszem wygrał, ale też jego przewaga w marginal vote jest minimalna. Słowem, świat nie jest prawicowy. Świat jest spolaryzowany, gdzie owszem, prawica wzrosła i się zmieniła, ale to nie oznacza, iż jeszcze rządzi. Przy czym owa wiara w trumpizm jako nowy zeitgeist świata jest o tyle zabawna, iż ci sami ludzie często krzyczą, jak to świat jest chwiejny i niestabilny. No więc, skoro jest chwiejny i niestabilny, to znaczy, iż i trumpizm może albo powinien być chwiejny, prawda? I w ramach owej chwiejności zaraz może w USA wybić jakiś nowy Obama, żeby powstrzymać szaleństwa Trumpa. W tym sensie owe podlizywanie się polskich polityków do skrajnej prawicy wygląda wyjątkowo niesmacznie i mam wrażenie, iż na zasadzie kontrastu zaraz zyskać może ten z silnych i wiarygodnych, który w trumpizm uderzy, a nie będzie się do niego w całej grupie ślinił.

Rzecz jasna nie oznacza to wszystko, iż nie zmieniło się nic. Owszem, zmieniło się wiele. Po prostu nakręcany konsumpcją ogromny wzrost aspiracji przerastający możliwości produkcyjne (własne mieszkanie) połączony z nostalgią za utracanym poczuciem bezpieczeństwa (wojna, pandemia) i rewolucją medialną, gdzie oddolny głos zdobywa poparcie (to youtube jest gamchangerem nie twitter) sprawia, iż czasy, owszem, mamy populistyczne. Tyle iż ów populizm wcale nie musi oznaczać panowania prawicy. Może oznaczać odbicie się libkowego centrum jako jednej alternatywy wobec kroczącego „faszyzmu”. Przecież na dobrą sprawę w USA, Demokraci nie muszą nic robić, tylko czekać, co ten pajac znowu odjaniepawli. Po raz pierwszy do kilku lat Trump ma wedle five thirty eight więcej przeciwników niż zwolenników własnej polityki. W Polsce w zasadzie działa to podobnie, strach przed naszym lokalnym Trumpem, za jakiego mają Kaczyńskiego, jest jedynym, co spaja te koalicję.

Wreszcie, gdzieś na końcu, tych wszystkich wsobnych argumentów pro i antytrumpowych czai się być może najbardziej niedoceniany czynnik zmiany władzy w populistycznym świecie. Tym czynnikiem jest, często niedoceniania także przez lewicę, inflacja. Czy czasem Trump nie wygrał nie dlatego, iż antywoke, ale iż amerykańskie normiki miały dosyć problemów z inflacją? Czy to czasem nie obniżenie z inflacją jest przyczyną wysokich notowań prezydenta Argentyny rodem z kucowiska na reddicie? Czy PIS nie przegrał, bo inflacja przerażała ludzi i choćby jak się uspokoiła to ten lęk trwał. I czy nie dobije ona Orbana? Co ważniejsze, czy nie jest tak, iż owa inflacja rok do roku nie musi być gigantyczna, ale społeczeństwo przyzwyczajane do życia bez skoków inflacyjnych i bezprecedensowo w historii bombardowane strachem inflacyjnym, po prostu poprze każdego, kto obieca ów strach ukoić? jeżeli tak, a rządu Trumpa nam trochę na to odpowiedzią, to może się okazać, iż cała ta prawicowa fala rozbije się próby okiełznania inflacyjnego strachu, którego tak łatwo, gdy się rządzi, okiełznać nie sposób. Bo cyfry jednak dość odporne są na propagandę.

Tradycyjnie, podobał ci się tekst. Może postawić herbatkę z cytrynką.

Read Entire Article