Tomasz Lis: Adam Bodnar is the chief sapper of the 3rd Republic of Poland

natemat.pl 4 hours ago
W Donaldzie Tusku czasem odzywa się podobno w polityce żyłka sadystyczna. Tak było prawdopodobnie w momencie, gdy zdecydował się powierzyć funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adamowi Bodnarowi. Bodnar nie wygląda na Toma Cruise’a, a jednak Tusk obsadził go w polskiej wersji "Mission Impossible".


Od amerykańskiej zasadniczo różni się ona tym, iż główny bohater, choćby gdyby nie wiadomo, jakich cudów dokonywał i jaką brawurę pokazywał, ma niewielkie szanse, by z opresji wyjść cało.

Uczciwie przyznam, iż w sprawie Bodnara nie jestem całkowicie obiektywny, albo w ogóle nie jestem. Szanuję i lubię gościa. Kiedyś spieraliśmy się publicznie w sprawie tortur na talibach w Guantanamo i nie tylko. Bodnar twierdził, iż są bezprawne, koniec, kropka. Ja dowodziłem, iż jeżeli jest cień szansy, by torturami wyciągnąć z terrorystów informacje, które mogą uratować życie ludzi, to nie ma co się cackać. Nikt nikogo nie obrażał i nikt się na nikogo nie obrażał. Zwykła różnica zdań. Tyle. Z profesorem wszystko sobie wyjaśniliśmy i po sprawie.

Następny akt naszej znajomości miał miejsce w scenerii szpitalnej. Leżałem po udarze, otoczony rodziną, w wojewódzkim szpitalu specjalistycznym w Olsztynie, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Powiedzcie, iż nie byłoby Wam, tak po ludzku, miło. Mnie było. Bardzo.

Bodnar był po wygranych wyborach jednym z głównych kandydatów do objęcia funkcji ministra sprawiedliwości. Nie było jednak wiadomo, czy rola sapera mu odpowiada. Tym bardziej iż ten saper nie może się pomylić choćby raz. Pamiętałem jednak, iż już wtedy, w Olsztynie, Bodnar powiedział, iż myśli o wejściu do polityki. Jest oczywiście zbyt inteligentny, by nie wiedzieć, iż zwykle jest to droga w jedną stronę.

Bodnar jak Balcerowicz


Adam Bodnar i jego misja jest dla rządu Tuska i Polski tym, czym dla rządu Mazowieckiego i dla Polski była misja Leszka Balcerowicza. Ocalenie Polski przed bankructwem też wydawało się niemożliwe, ale udało się, czego, paradoksalnie, część Polaków nie może Balcerowiczowi do dziś wybaczyć. Bodnar z kolei musi, ryzykując własną głowę i kończyny, rozminować zaminowane przez PiS polskie państwo i wymiar sprawiedliwości. Miny i pułapki są wszędzie. Eksplozje adekwatnie nieuniknione.

Od Balcerowicza zależało, czy Polska wejdzie na ścieżkę wzrostu. I weszła, odnosząc gigantyczny sukces i notując okres ponad 30 lat prosperity, jakiego w swej historii nie miała.

Od Bodnara zależy, czy Polska naprawdę pokona dziedzictwo autokracji oraz tyranii i znowu stanie się porządnym, praworządnym państwem. Nie waham się więc nazwać jego misji dziejową. Gdyby mission impossible okazała się jednak possible, stanie się profesor Bodnar postacią ikoniczną, o której będą pisać w podręcznikach państwa i prawa oraz historii.

Tak jak Balcerowicz, choćby po latach, do dziś płaci cenę osobistej niepopularności w pewnych kręgach, co znosi z godnością, głęboko przekonany – i słusznie – iż swą robotę dla Polski wykonał porządnie, tak Bodnar cenę niepopularności płaci już teraz. Wrogów ma pod dostatkiem, choć różne są typy tej wrogości.

Furiacka krytyka Bodnara ze strony pisowców


Pisowcy na hasło "Bodnar" dostają szału i toczy im się z buzi piana. Z nazwiska Bodnar uczynili epitet (Bodnarowcy to niemal Banderowcy, wrogowie Polski). Podważają jego autorytet, dorobek, dobre intencje i moralność. W ich opowieści jest Bodnar niemal tuskowym odpowiednikiem Andrieja Wyszyńskiego, prokuratora generalnego ZSRR, który zasłynął deklaracją "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie".

Siepacz i zamordysta Bodnar to oczywiście figura równie diaboliczna co nieprawdziwa. Karykatura. Furiacka krytyka ze strony pisowców może być jednak zignorowana. Wiadomo, iż to oszołomy, które nie znają umiaru i którzy, by dopiec wrogowi, powiedzą wszystko. Nie sądzę też, by Bodnar szczególnie się przejmował, gdy jeden z naczelnych gangusów Kaczyńskiego, Ziobro, nazywa go przestępcą.

Nieskończenie bardziej boli na pewno Bodnara krytyka we własnych szeregach, poczynając od prokuratorskiej epopei „Adam i Ewa”, w której Ewa, prokurator Wrzosek, nie uwodzi jednak Adama, ale go bardzo ostro krytykuje.

Mówią, iż Bodnar jest za miękki na rozliczenie PiS


Wrzosek i inni sugerują albo mówią wprost, iż Bodnar to misiek i mięczak, który nie ma tego czegoś, co powinien mieć człowiek, który ma rozliczyć gangusów z PiS. Fakt, iż Bodnar nie jest jak Eliot Ness, legendarny agent, który pokonał Ala Capone. Pytanie brzmi, czy akurat ktoś a la Ness jest do rozliczania pisowców potrzebny. Bo tu konieczna jest robota metodyczna i koronkowa, bez emocji. Raczej zimna głowa niż gorące serce.

Bodnar w krótkim i treściwym wpisie na portalu X precyzyjnie wytłumaczył marszałkowi Hołowni, jakie przeszkody formalne trzeba pokonać, by polityka choćby nie skazać, ale postawić w stan oskarżenia. Tu drogi na skróty nie ma, jeżeli wszystko nie ma się skończyć katastrofą prokuratorską w sądzie, a może i odszkodowaniem dla oskarżonego.

W sprawie Bodnara i jego podejścia odczuwam pewną schizofrenię. Rozumiem jego podejście i przyjmuję argumenty, też wolę wymiar sprawiedliwości, który działa choćby za wolno raczej niż za szybko. A jednocześnie żywa jest we mnie emocja, iż można – choćby w granicach prawa – szybciej, mocniej i ostrzej. Że można i trzeba. Z powodów politycznych, prawnych i innych. Zbrodnia bezprawia musi być ukarana. Z powodów, powiedziałbym, moralnych i profilaktycznych, by bandyterka za jakiś czas nie wróciła.

Z tzw. mieszanymi uczuciami przyjmuję na przykład opublikowany kilka dni temu prokuratorski raport na temat politycznego charakteru wielu działań prokuratury z czasów Ziobry. Od pisania raportów są organizacje obywatelskie. Od pełnych opinii elaboratów jest publicystyka. Politykę Ziobry oceniać mogę sobie ja.

Czego oczekuję od prokuratury Bodnara


Od prokuratury Bodnara oczekuję nie raportów, ale tego, czym zajmuje się prokuratura, czyli ścigania przestępstw i prowadzenia śledztw. Bez tego taki raport jest nie tylko świadectwem zła prokuratury Ziobry, ale i bezzębności prokuratury Bodnara. Tusk naciska, żeby szybciej i ostrzej, to przedstawimy raport. Tuskowi nie idzie jednak o radykalizm raportów, ale o radykalizm działań. Jego też wnerwia, iż bezczelni pisowcy codziennie śmieją się ludziom w twarz.

W tym wszystkim szalenie istotne jest to, co jest imperatywem dla samego profesora Bodnara. Czy jest to zaspokojenie poczucia sprawiedliwości ludzi, którzy głosowali przeciw PiS, by pokonać, a potem rozliczyć zło? Czy może wierność swoim wyobrażeniom o sobie jako o człowieku i prawniku, który nigdy nie schodzi ze ścieżki zasad i prawa, choćby jeżeli w czasie marszu tą ścieżką słyszy pomruki niezadowolenia, głosy krytyki i potępienia?

Adamowi Bodnarowi serdecznie życzę, by te imperatywy finalnie nie były ze sobą sprzeczne. A w szerszej perspektywie, by jego misja, podobnie jak 35 lat temu misja Leszka Balcerowicza, przyniosła Polsce pożytek, choćby jeżeli ceną za to będzie jego dyskomfort czy utrata popularności. Bo Polska to nie jest konkurs piękności i wyścig na lajki, a prawdziwi patrioci takie rzeczy jak krytyka i utrata popularności uznają za detale i porysowanym ego się po prostu nie przejmują.

Read Entire Article