Nigdy w życiu nie kupiłem „Gazety Polskiej”. Nigdy nie interesowało mnie co się tam pisze. Do wczoraj. Właśnie wczoraj dostałem wiadomość, iż „Gazeta Polska” zainteresowała się mną.
Otóż okazało się, iż jestem współpracownikiem rosyjskiej strony internetowej „Sputnik”. Nigdy nie napisałem dla tej strony jakiegokolwiek tekstu. O ile wiem, raz Rosjanie przedrukowali mój tekst, który z kolei przedrukowała z mojej strony „Myśl Polska”. jeżeli to ma być współpraca, to muszę zażądać od Rosjan honorarium. Może być w rublach. Nie wiem tylko do kogo się zwrócić, bo tekstów na „Sputniku” też nigdy nie czytałem. Korzystam z innych źródeł, żeby mieć wiedzę o tym, co dzieje się w Rosji.
Nie jest również prawdą, iż piszę dla „Myśli Polskiej”. Póki co, piszę teksty wyłącznie na swoją stronę internetową, które redakcja „Myśli” przedrukowuje. choćby nie pytali mnie o zgodę, ale ze względu na starą znajomość i wspólnotę poglądów w wielu kwestiach nie mam pretensji, a choćby mi to odpowiada. Według redakcji moje teksty cieszą się niejaką popularnością. O ile wiem przedrukowuje je także strona „Konserwatyzm” z czego się cieszę. Sądzę, iż i tam mają nie mało czytelników, skoro przez cały czas są przedrukowywane.
W związku z tym nie bardzo rozumiem czym sobie zasłużyłem, by znaleźć się w czołówce współpracowników rosyjskiego „Sputnika” i pewnie jakiegoś rosyjskiego lobby. Przy czym autor tekstu w „Gazecie Polskiej” manipuluje cytatami z moich tekstów i kłamie. Rozumiem, iż ten pisowski tygodnik uprawia propagandę, w której prawda jest niepotrzebną przeszkodą, więc nie powinienem się dziwić. Mam z tym aż nadto często do czynienia w pracy w Sejmiku. Zastanawiam się jednak dlaczego padło na mnie. Nie piszę ani zbyt często, ani w tym o czym piszę nie mam przecież jakiejś znaczącej pozycji. Jednak ostatecznie znaleźć się w towarzystwie profesorów Anny Raźny i Stanisława Bielenia, to dla mnie zaszczyt. Poza tym, gdy przeglądnąłem wspomniany numer „Gazety Polskiej”, to zrozumiałem dlaczego ukraińska bezpieka odznaczyła redaktora naczelnego tego tygodnika. Na podstawie lektury tego numeru nazwanie „Gazety Polskiej” biuletynem ukraińskiej bezpieki byłoby przesadą, ale kto wie jaka będzie przyszłość.
Ocenianie czasopisma na podstawie jednego numeru może być bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące, ale stopień nachalności pisowskiej propagandy choćby tylko w tym numerze przekonał mnie o słuszności tego, iż nigdy do tej pory nie kupiłem tego pisma. Przy czym nie będę odradzał kupowania „Gazety Polskiej”. jeżeli czytający moje teksty mają czas i pieniądze, to namawiam do kupowania i czytania czasopism różnej orientacji politycznej pod warunkiem umiejętności konfrontowania faktów, ocen i wyciągania własnych wniosków. W tym kontekście może i z „Gazety Polskiej” można się dowiedzieć czegoś interesującego.
Na tym tle bardziej niż dotyczące mnie kłamstwa i manipulacje „Gazety Polskiej” martwi mnie coś, co nazwałbym totalniackim traktowaniem przeciwników w życiu publicznym. Wczoraj była zbiórka na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Mam wrażenie, iż wśród zwolenników tej akcji, jak również miłośników osoby Jerzego Owsiaka, narasta może jeszcze nie nienawiść, ale jakaś agresywna wrogość nie tylko do przeciwników WOŚP i osoby jej twórcy, ale choćby do osób jak ja obojętnych, ale nie przeszkadzających. Coraz mniej żartem, a coraz bardziej serio obawiam się, iż nadchodzi czas, w którym strach będzie pokazać się na ulicy bez czerwonego serduszka WOŚP, przyklejonego na ubraniu w najbardziej widocznym miejscu. Ze smutkiem i obawą patrzę, jak ta w założeniu charytatywna akcja przybiera charakter politycznego plebiscytu na zasadzie, kto nie z nami, ten nasz wróg i my mu pokażemy do końca świata i jeden dzień dłużej.
Inną stronę tego totalniactwa widać we wspomnianej „Gazecie Polskiej”. Tam jedyną prawdą, dogmatem i sakramentem jest to, co głosi PiS. Wśród tych prawd, dogmatów i sakramentów jednym z najważniejszych jest ten o wrogości do Rosji. W tej kwestii nie ma dyskusji, wymiany argumentów ani chwili zastanowienia. W państwie, które przestrzega i chroni elementarne warunki wolności w życiu publicznym, są to zachowania niedopuszczalne. Każdy wolny obywatel ma prawo publicznie krytykować politykę rządu, nie zgadzać się z nią i prowadzić różnego rodzaju działania w ramach prawa, które zmierzają do zmiany tej polityki i pozbawienia na nią wpływu ludzi w danym czasie nią kierujących. Polska nie jest de iure w stanie wojny z Rosją.
W Warszawie jest rosyjski ambasador, a w Moskwie polski. Polska cały czas kupuje od Rosji surowce. Te fakty dają prawo do dyskusji o relacjach polsko-rosyjskich, jako części publicznej nie tylko dozwolonej, ale i pożądanej debaty nad tym, co jest dla Polski najlepsze, co jest, a co nie jest zgodne z polskim interesem narodowym. Tymczasem jeżeli nie jesteś wściekłym wrogiem Rosji, nie jesteś bezkrytycznym zwolennikiem Ukrainy, nie podzielasz poglądów, które w tych sprawach prezentuje PiS, to jesteś zdrajcą, agentem i nie masz prawa się gdziekolwiek wypowiadać.
Trzeba ci zabrać jakąkolwiek możliwość przedstawiania swoich poglądów, wykorzystując do tego tajne policje swoje i obce. Trzeba cię wyrzucić z pracy, szykanować i poniżać. Wyobrażam sobie, iż im sytuacja Ukrainy w wojnie z Rosją będzie się pogarszać, tym będzie rosnąć ryzyko wsadzania do więzienia takich, jak ja.
Ta śniegowa kula totalniactwa już się toczy, rośnie i rozpędza się, miażdżąc na swojej drodze wszystko. Co gorsza, nic złego nie widzą w tym ci, którzy oficjalnie protestują przeciw różnym działaniom PiS-u, niszczącym wolność w życiu publicznym. Oczywiście chodzi o Platformę Obywatelską i ugrupowania skupione wokół niej. Do jakich rozmiarów urośnie i gdzie się zatrzyma ta totalniacka kula śniegowa? A może przyjdzie odwilż i słońce ją stopi? A Państwo widzicie, iż totalniacka kula śniegowa rośnie?
Andrzej Szlęzak