Lipiec to miesiąc, w którym przypadają rocznice masowych zbrodni ludności cywilnej dokonanych w czasie II Wojny Światowej. W lipcu 1941 roku w miasteczkach Podlasia w pogromach zginęli polscy Żydzi. W lipcu 1943 roku masowo byli mordowani mieszkańcy wsi na Wołyniu. To były tragiczne wydarzenia, a okropność tych zbrodni dziś wydaje się niewyobrażalna
Przy okazji tych rocznic tradycyjnie wybucha wielkie poruszenie, jak adekwatnie upamiętnić ofiary. Powraca dyskusja, co powinno być napisane na mogiłach ofiar. Znajdą się osoby, które będą mówiły, iż tam, gdzie są szczątki Żydów, nie może być napisu, iż zrobili to Polacy. Te same osoby będą prawdopodobnie domagać się, aby na mogiłach zabitych na Wołyniu było jasno napisane, iż sprawcami byli Ukraińcy.
W tej wojnie na napisy interesujący jest przypadek pomnika w Radziłowie. Inskrypcja głosi „W sierpniu 1941 r. faszyści zamordowali 800 osób narodowości żydowskiej, z tych 500 osób spalili żywcem w stodole”. Pomijając błędną datę (lipiec a nie sierpień) czy są osoby, które razi określenie faszyści i koniecznie chciałyby tam widzieć „Niemcy”? Może zgódźmy się, iż określenie faszyści jest adekwatne, tylko odnosi się do Polaków. Ja wolę na takich pomnikach inskrypcje, które oddają cześć pomordowanym, a kto był ich katem, każdy może przeczytać w sprawdzonych źródłach historycznych.
Pogromy Żydów na Podlasiu w 1941 i pogromy ludności polskiej na Wołyniu w 1943 roku trudno porównywać i niech zajmują się tym historycy. Dla mnie znamienne jest, iż w obydwu przypadkach obywatele II Rzeczpospolitej mordowali innych obywateli II Rzeczpospolitej. Co było nie tak w przedwojennej Polsce, iż w bezprawiu wojny, ludzi udało się namówić do mordowania sąsiadów.
Każdemu pogromowi towarzyszył rabunek mienia pomordowanych ludzi. W relacjach świadków, którym udało się przeżyć, rabunek wymieniany jest często jako główna motywacja sprawców. Ofiary zostały pochowane w masowych grobach. Mogiły pomordowanych Żydów są oznaczone, mogiły zabitych na Wołyniu często nie. Pamięć ofiar wymaga upamiętnienia. Wszystkie masowe groby na Wołyniu powinny mieć krzyż i napis, kiedy zginęły osoby tam pochowane. W tym celu warto odszukać wszystkie wołyńskie mogiły ludności cywilnej z czasów wojny. Nie wiem czemu mają służyć ekshumacje zwłok, których domaga się wiele osób. Osoby, które zginęły w 1943 są już pochowane, uroczysty pogrzeb 80 lat po ich śmierci niczego nie zmieni.
Masowe i bezimienne groby są niestety stałym elementem naszej trudnej polskiej historii. W Polsce jest wiele rodzin, których bliscy zginęli w czasie II Wojny Światowej, nie tylko na Wołyniu i są pochowani w bezimiennych grobach. Nauczmy się to akceptować, a pamięć o tych osobach możemy zachowywać w inny sposób.
Upamiętnienie ofiar pogromów jest bardzo ważne dla ludzi, którzy tam dzisiaj żyją. Często są piętnowani jako domniemani potomkowie sprawców z czasów wojny. To rodzi wśród nich odruch wyparcia i chęć przemilczenia trudnej lokalnej historii. To bardzo niesprawiedliwa ocena. Nie wiemy, jak zachowywali się nasi przodkowie podczas okupacji, skąd więc pokusa osądzania obcych ludzi na podstawie tego, co działo się 80 lat temu i przypisywanie im jakiejś cząstki odpowiedzialności?
Po zamordowaniu ofiar ich dobytek był plądrowany przez sprawców i osoby biernie przyglądające się zbrodni. Te setki tysięcy przedmiotów, zabranych z ich domów, częściowo uległo zniszczeniu, ale część z nich pozostało w domach ludzi, którzy tam dziś mieszkają. Zarówno na Podlasiu jak i na Wołyniu można przeprowadzić oddolną inicjatywę zbiórki przedmiotów codziennego użytku, które pozostały po ofiarach pogromów. To nie jest łatwe do przeprowadzenia – właścicielka pałacu na wschodnim Mazowszu, który został splądrowany w czasie wojny przez miejscową ludność, zwróciła się kilka lat temu z prośbą o zwrot tego, co ludzie zabrali z pałacu w czasie okupacji. Otrzymała kilka talerzy i pojedyncze łyżeczki. Myślę, iż te kilka osób, które zdecydowały się zwrócić to, co ich przodkowie zabrali z pałacu, pozbyło się balastu trudnej rodzinnej historii. Dla dzisiejszych mieszkańców Podlasia i Wołynia zgromadzenie w jednym miejscu przedmiotów, które w ich domach pozostały po ludziach, którzy zginęli, byłoby godnym uczczeniem ich pamięci. W przypadku Wołynia to nie wymaga ustaleń międzyrządowych a lokalnej inicjatywy.
W domu sam mam przedmioty, które ktoś używał 80 lat temu. W krakowskim sklepie ze starociami kupiłem kiedyś okulary i metalowe żydowskie kieliszki kiduszowe. Na targu staroci w Tykocinie na Podlasiu kupiłem solniczki i inne elementy zastawy stołowej. Nie wiem, kto z nich korzystał w 1939 roku. Nie wiem, czy te osoby przeżyły wojnę. Wszystkie te przedmioty są dla mnie okruchami pamięci o ludziach, którzy kiedyś mieszkali w Polsce.
W piątek [7.07.2003 – red.] mogliśmy zobaczyć zdjęcia Mateusza Morawieckiego z prowizorycznym drewnianym krzyżem ustawionym w jednej z wołyńskich wsi. Przeczytałem komentarze, iż to niegodne upamiętnienie ofiar. Muszę powiedzieć, iż ta estetyka prostego krzyża dla mnie jest odpowiednia i bardziej skłania do zadumy niż wymurowany pomnik. We wszystkich miejscach, gdzie ginęli ludzi na Wołyniu, można postawić takie krzyże już dziś. To bardzo proste w formie upamiętnienie ofiar, ale ważniejsze niż forma jest, aby upamiętnienie przemawiało do dzisiejszych ludzi.