Po odnalezieniu ciała zamordowanego przez SB księdza Jerzego Popiełuszki, władze komunistyczne zarządziły, aby sekcja zwłok kapłana została przeprowadzona w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku. Wykonał ją zespół specjalistów, wśród których był lekarz sądowy Jan Szrzedziński (zmarły w roku 2019). Ten odważny medyk, narażając swoje życie, uratował dla potomnych bezcenne relikwie niezłomnego kapłana, dziś już błogosławionego. Przez 24 lata relikwie bł. ks. Jerzego były ukryte w ścianie kaplicy, aby nie mogła ich dosięgnąć niszczycielska łapa bezpieki.
Już podczas przeprowadzania sekcji zwłok ks. Jerzego Popiełuszki, 31 października 1984 roku, lekarz Jan Szrzedziński, miał świadomość, iż całe umęczone ciało niezłomnego kapłana jest relikwią, a ksiądz Jerzy, w swoim czasie, prawdopodobnie będzie ogłoszony świętym Kościoła. Ta świadomość skłoniła go do podjęcia czynu bardzo ryzykownego, który mógł go kosztować choćby życie, a w najlepszym razie utratę pracy i zakaz zatrudnienia gdzie indziej. Otóż Jan Szrzedziński z ciała męczennika pobrał dwie fiolki z krwią, fragment wątroby, śledziony i nerki, w celu uczynienia z nich w przyszłości relikwii. Te szczątki ciała zamroził i tak ukrywał je przez dwa lata w zakładzie pracy.
Odważny lekarz w relacji sporządzonej dla białostockiej Kurii opisał to tak: „Zamrożony materiał przechowywałem w wielkiej tajemnicy do czasu przekazania ich władzom kościelnym. Uważałem bowiem, iż w przyszłości będą one relikwiami męczennika ks. Jerzego Popiełuszki”.
Co interesujące ten sam lekarz, dziesięć lat później, w roku 1996, dokonał równie ryzykownego czynu. Mianowicie opisał medycznie szczątki siedmiu, zamordowanych w roku 1946 przez UB, żołnierzy niezłomnych, które wydobyto w Olmontach koło Białegostoku, podczas pierwszej w Polsce ekshumacji żołnierzy podziemia niepodległościowego. W opisie tym jest wyraźne stwierdzenie, iż Niezłomnych maltretowano, a potem zabito strzałem w tył głowy.
Jan Szrzedziński był też świadkiem tego jak bardzo umęczone zostało ciało księdza Jerzego Popiełuszki, którego wujek był Niezłomnym zamordowanym przez NKWD. “Widziałem Księdza, kiedy leżał na stole sekcyjnym w prosektorium. Był w sutannie, na szyi miał założoną pętlę, tzw. lejce biegnące przez plecy do podkurczonych nóg w ten sposób, iż gdyby chciał wyprostować nogi, to pętla na szyi zaciskała się. Do nóg przymocowany był worek z kamieniami. Ręce, twarz oraz sutanna były zabrudzone mułem rzecznym” – czytamy w relacji dr. Szrzedzińskiego.
Pozostawała kwestia wyprowadzenia relikwii ks. Jerzego z Zakładu Medycyny Sądowej, w taki sposób, aby nie zauważyła tego bezpieka. Tajemnica i ostrożność były konieczne. Panował stan wojenny, a władze komunistyczne robiły wszystko, aby zatrzeć wszelkie ślady zbrodni dokonanej na kapelanie Solidarności. Odważny lekarz po kryjomu wyniósł relikwie ks. Jerzego i poinformował o tym ówczesnego arcybiskupa białostockiego ks. Edwarda Kisiela.
Ten tajną misję zabezpieczenia relikwii zlecił ks. Jerzemu Gisztorowiczowi, w tym czasie duszpasterzowi Młodzieży Akademickiej. Najpierw ten szczery kapłan uznał, iż najwłaściwszym miejscem przechowywania relikwii będzie kościół św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie posługiwał ks. Jerzy. Niebezpieczne zadanie przewiezienia relikwii do Warszawy powierzono siostrze Laurencji Fabisiak ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny w Białymstoku.
„Wzięłam święte dla nas relikwie, ukryłam w torbie i z różańcem w ręku wsiadłam do pociągu relacji Białystok-Warszawa. Kiedy dotarłam do kościoła św. Stanisława Kostki, zgłosiłam się do ks. proboszcza Boguckiego. Po rozmowie ze mną ks. Bogucki powiedział: «Siostro najdroższa, jestem bardzo chory. Serce mam coraz słabsze. Przeczuwam, iż niedługo umrę. W tej sytuacji nie mogę wziąć szczątków organów ks. Jerzego, bo obawiam się, iż nie zabezpieczę ich dostatecznie, iż po mojej śmierci komuniści je zniszczą. Niech siostra zabierze je z powrotem do Białegostoku i dobrze ukryje»” – czytamy w relacji siostry Laurencji napisanej przez nią dla białostockiej Kurii.
Kiedy siostra wróciła z relikwiami do Białegostoku ks. Gisztorowicz postanowił zamurować relikwie, zamknięte w specjalnej skrzynce, w ścianie kaplicy Sanktuarium bł. Bolesławy Lament przy ul. Stołecznej w Białymstoku. Wmurowania skrzynki, z racji na ścisłą tajemnicę, dokonało bardzo wąskie grono osób. Świadkami tego wydarzenia byli jedynie ks. Cezary Potocki, ówczesny kanclerz kurii, dr Jan Szrzedziński, siostra Laurencja Fabisiak, ks. Jerzy Gisztorowicz i inż. Toczydłowski, który pracował przy budowie kaplicy.
Relikwie ukryte w ścianie, decyzją abp. Edwarda Ozorowskiego, wydobyto dopiero w maju 2010 roku, zaledwie kilka tygodni przed uroczystością beatyfikacyjną ks. Jerzego Popiełuszki w Warszawie. Co niezwykłe, okazało się iż szczątki ks. Jerzego przechowały się w idealnym stanie. Zostały one umieszczone w przepięknym srebrnym relikwiarzu, w kształcie romańskiego kościoła. Relikwiarz ten, od kilkunastu lat, znajduje się w kościele Zmartwychwstania Pańskiego w Białymstoku. Parafie z całego świata ślą prośby o przekazanie im choć odrobiny tych relikwii błogosławionego ks. Jerzego. Wiele z nich już je otrzymało, a dzięki temu ich wierni proszą o wstawiennictwo bł. ks. Jerzego w różnych miejscach naszego globu.
Adam Białous