Czasami trzeba przejechać blisko 1400 km (trasa Gdańsk-Dorohusk-Gdańsk z objazdami), aby zobaczyć i usłyszeć coś, czego wprawdzie nie oczekiwaliśmy ale co w zamian rekompensuje z nadwyżką trudy blisko 30-godzinnej podróży oraz kilkunastogodzinnej reporterskiej pracy już na miejscu.
Jest wtorek, 17 lutego br. w samo południe. Od strony Chełma do blokady rolników ustawionej około kilometra przed granicą polsko-ukraińską podjeżdża zwarta kawalkada ciągników z naczepami. Wszystkie z numerami rejestracyjnymi wschodniego sąsiada. Czoło stanowią tzw. ADR-y czyli samochody-cysterny przewożące ładunki niebezpieczne, głównie paliwo w promocyjnej (tylko dla Ukrainy) cenie 1,90 zł za litr. Przepuszczane są bez zatrzymywania i sprawdzania dokumentów.
Nagle ten sielski obrazek psuje grupa rolników stająca na drodze białego DAF-a z oplandekowaną naczepą (patrz zdjęcie powyżej). Lider blokujących, trzydziestokilkuletni rolnik w Wielkopolski każe kierowcy zawrócić. Do akcji wkracza jednak miejscowy koordynator protestu. Żąda przepuszczenia tej i następnych – również oplandekowanych – ciężarówek. Wywiązuje się gwałtowna dyskusja. Zaczyna lider blokujących:
– Teraz przepuszczamy tylko ADR-y oraz pomoc humanitarną. „Plandeki” miały poczekać to 18-ej, w dodatku z kontrolą ładunku.
– Nie będzie czekania i kontrolowania. Mają jechać teraz.
– Kto tak zadecydował?
– Policja w porozumieniu z nami.
– A to jest protest rolników czy Policji?
– To jest nasz protest i my tu decydujemy. Jak zorganizujecie swoją akcję to będziecie mogli decydować po swojemu.
Po znacznie liczniejszej grupie rolników przyjezdnych rozchodzi się szmer niezadowolenia. Padają wezwania do powrotu. Kilka osób nie daje jednak za wygraną i pozostaje przy koordynatorze akcji. Chcą wiedzieć więcej o jej zasadach. Zwłaszcza, iż przyjeżdżali tutaj pomóc w blokowaniu ukraińskich pojazdów, a nie rozstępować się potulnie także na widok tych, których na liście uprzywilejowanych nie ma.
Koordynator mówi o porozumieniu między wojewodą, Policją oraz komitetem protestacyjnym, które wymusza m.in. postępowanie zgodne z dyspozycjami policjantów odpowiedzialnych za porządek i bezpieczeństwo. Te argumenty nie przekonują jednak drugiej strony. Wariant z personalnym uszczupleniem blokady staje się więcej niż prawdopodobny. Kwestia zasadnicza została jednak przesądzona; protestujący mogą co najwyżej pomachać ukraińskim kierowcom uzbrojonym w policyjny glejt na przekroczenie granicy.
W tym momencie podejmuję decyzję o natychmiastowym powrocie do Gdańska. Kłótnia w samo południe była bowiem tylko apogeum tego, co z rosnącym niepokojem miałem okazję obserwować od poprzedniego dnia.
Po pierwsze – najskuteczniej blokowani są… polscy kierowcy
Tylko od godz. 9.00 do 12.00 we wtorek, 17 lutego br. naliczyłem ponad dwadzieścia zestawów ukraińskich, wśród których te z ładunkiem niebezpiecznym lub humanitarnym stanowiły około połowy. Tymczasem choćby kilkanaście godzin mojego pobytu na miejscu protestu nie wystarczyło, aby dostrzec choćby 1 (słownie: jeden) polski zestaw wypuszczony z drugiej strony granicy. Okazuje się zatem, iż prawdziwą i skuteczną blokadę realizują tylko Ukraińcy.
Trudno także przeoczyć dziesiątki autobusów z setkami Ukraińców ciągnących do Polski (bez jakiejkolwiek kontroli, dotyczących np. przewozu broni czy narkotyków) po przyznane im „socjale” – od zapomóg w rodzaju 800 + aż do emerytur blisko czterokrotnie wyższych od ukraińskich, a możliwych do uzyskania już po przepracowaniu w Polsce ledwie kilku dni. Ostatecznie, kwota ponad 100 mld złotych wydanych dotychczas z pieniędzy polskich podatników na obywateli najbardziej skorumpowanego państwa w Europie nie wzięła się znikąd. Kolejne 6 mld. zł przyznane Ukrainie do końca czerwca br. dowodzi, iż okradanie Polaków przez ich rząd trwać będzie dalej.
Po drugie – import do Polski „zboża technicznego” i innego śmiecia trwa w najlepsze
Gdy zapytałem jednego z protestujących o ciągniki z naczepami na produkty sypkie skręcające tuż przed rolniczą blokadą i jadące w stronę lasu odpowiedział, iż to cysterny wożące cement między bocznicą kolejową schowaną w lesie, a cementownią w pobliskim, oddalonym o 25 km, Chełmie. Nie potrafił jednak określić w którą stronę cementowozy jadą z ładunkiem. Transport cementu z Ukrainy do polskiej cementowni byłby oczywistym kretynizmem. Z drugiej strony – gdyby przyjąć, iż Ukraina już wygrała wojnę z Rosją i potrzebuje nieograniczonych ilości materiałów budowlanych do usuwania zniszczeń wojennych, wówczas daleko racjonalniejszym i tańszym środkiem transportu dla cementu z Chełma byłaby kolej.
Postanowiłem sam sprawdzić ten wątek. Sposobu realizacji celu nie opiszę, gdyż obawiam się, iż w reporterskich działaniach będę go musiał wykorzystać jeszcze wielokrotnie. Pozostaje faktem, iż zanim funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei udaremnili mi dalsze zbieranie dokumentacji fotograficznej, wykonałem ją w stopniu wystarczającym do potwierdzenia oczywistego faktu napełniania cementowozów ukraińskim ziarnem. Zdjęcie kilku tłoczni pneumatycznych i węży łączących wagony z samochodami wystarczy za koronny dowód dla wszystkich, kto miał cokolwiek do czynienia z przeładunkami. Nie lekceważyłbym również widocznego wyraźnie na zdjęciu numeru rejestracyjnego jednej z cystern. Wszak Chełm to miasto na Lubelszczyźnie, a nie na Podlasiu.
Na trop drugiego dowodu nieprzerwanej kontynuacji ukraińskiej agresji rolnej na Polskę naprowadził mnie mieszkaniec jednej ze wsi w pobliżu Dorohuska. Zaproponował, abym wybrał się na przystanek kolejowy w tej miejscowości. Rzeczywiście, choćby bez wchodzenia na peron można było zauważyć dziesiątki wagonów przykrytych plandekami z wybrzuszeniami charakterystycznymi dla niedawnego przeładunku zboża lub rzepaku na wagony o węższym rozstawie kół, pozwalające poruszać się po polskich torach. W tym wypadku doszło do policyjnej interwencji z użyciem radiowozu. Okazała się także bezskuteczna jak w wypadku SOK-istów nie dlatego, iż wykonałem zdjęcia wcześniej ale z powodu poprzedzenia tej czynności krótką wymianą zdań na równoprawnym poziomie, wzmocnionym moją dobrą pamięcią z czasów „pandemii”, gdy dzielni funkjonariusze Policji bezkarnie pałowali i rzucali na ziemię obywateli (z kobietami włącznie), gdy ci nie godzili się na zakrywanie twarzy szmatami:
– Co pan tutaj robi?
– Zdjęcia.
– Mogę zapytać po co?
– Może pan…
– No i…
– Co „no i”?
Policjant chyba zrozumiał, iż nie ma do czynienia z osobą pokornie uniżoną wobec mundurowej władzy, a kilkoro przypadkowych świadków tej rozmowy komplikowało wariant z użyciem tzw. przymusu bezpośredniego. Zdjęcia zostały wykonane bez dalszych przeszkód. Co ciekawe, napotkani wcześniej funkcjonariusze Straży Granicznej widząc mnie z aparatem poprosili tylko abym „nie bałaganił na torach”, co bez dyskusji zaakceptowałem.
Muszę z całą mocą podkreślić, iż w żadnym z opisanych przypadków nie naruszyłem obowiązujących przepisów, choćby tych wewnętrznych, kolejowych. Nie uciekałem się także do sięgania po legitymację dziennikarską dającą dodatkowe, konstytucyjnie zagwarantowane prawa. A mimo to, jako pełnoprawny obywatel Rzeczypospolitej Polskiej byłem ścigany (SOK-iści dogonili mnie terenowym pickup-em) i przepytywany niczym przestępca tylko dlatego, iż swoją dociekliwością mogłem naruszyć interesy mafii rządzącej Banderlandem, udającym europejskie państwo.
Po trzecie – ukraińskich kolaborantów mamy ci u nas dostatek
To nie tylko policjanci i SOK-iści działający w całej Polsce na podobieństwo ww. wymienionych. Trudno przeoczyć setki geszefciarzy – także z polskim obywatelstwem – gotowych dla doraźnego zysku sprowadzać ukraiński syf i przerabiać go na żywność dla tubylców z III/IV RP, zwanej coraz bardziej zasadnie Ukropolinem. A gdzie samorządowcy gotowi zawieszać blokady pod byle jakim pretekstem, fałszerze dokumentów nadających ukraińskim śmieciom unijne certyfikaty, „dziennikarze” z mediów głównego ścieku pochylający się nad biednymi rolnikami ukraińskimi, choć to nie oni są właścicielami setek tysięcy hektarów i nie oni transferują krociowe zyski daleko od objętego wojną kraju?
A jak ta kolaboracja działa w horoduskiej, ograniczonej tylko do miejsca protestu, skali? Pytam jednego z miejscowych rolników, czy nie obawia się siłowego rozwiązania blokady przez Policję. Stanowczo zaprzecza. „To nasi sąsiedzi i znajomi, często też z chłopskich rodzin”. No właśnie, nie zaatakują, mają zatem prawo oczekiwać wzajemności ze strony organizatorów protestu, np. w postaci przyspieszonego przepuszczania przez blokadę nie tylko ADR-ów czy „humanitarki” ale także wskazanych wcześniej zwykłych „plandek” z niekontrolowaną zawartością. Kłótnia opisana na wstępie tej relacji unaocznia to w sposób jednoznaczny.
Byłbym też znacznie ostrożniejszy z przekonaniem, iż tutejsi policjanci na pewno nie ruszą swoich. Owszem, nie ruszą ale tylko do czasu otrzymania rozkazu od swoich przełożonych, wśród których rojno jeżeli nie od banderowskich pomiotów w trzecim pokoleniu, to przynajmniej od banderowskich onuc. Są obecni na najwyższych szczeblach władzy i wiedzą, co ich czeka jeżeli nie wypełnią dyspozycji USrAelskich bądź unijnych namiestników.
Obywatele ukraińskiego pseudopaństwa też wiedzą, jaką rolę wobec nich mają do spełnienia Polacy. Mogą sobie zatem pozwolić nie tylko na szydercze uśmiechy podczas pokonywania „blokady” w Dorohusku ale także np. na demonstracyjne przyciskanie pedału gazu w momencie wjeżdżania w szpaler protestujących rolników.
Tylko polskich kierowców bezskutecznie oczekujących po drugiej stronie granicy najzwyczajniej żal. A wystarczyłaby odrobina elementarnej konsekwencji; puszczamy na granicę dokładnie tyle waszych „plandek”, ile naszych przyjechało z drugiej strony. Pytanie, czy wystarczy takiej odwagi lokalnemu koordynatorowi protestu wykonującemu policyjne dyspozycje?
Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(29.02.2024)
P.S.
Wydatnego wsparcia finansowego w realizacji powyższej korespondencji udzieliły następujące osoby pragnące zachować pełne personalia do wiadomości Redakcji:
Waldemar, Toruń
Stefan, Gdańsk
Jerzy, Gdańsk,
Wiesław, gm. Cedry Wielkie
Czytelników zainteresowanych dalszymi, bezpośrednimi relacjami z najważniejszych wydarzeń w kraju, zachęcamy do współuczestniczenia w powiększaniu zawartości portalu PolskaWolna.pl.
Ewentualnych wpłat z dopiskiem „Darowizna” prosimy dokonywać zgodnie z poniższymi danymi:
Przelewy bankowe: Henryk Jezierski, konto nr 50 1020 5558 1111 1172 6980 0030 (PKO Inteligo)
Przekazy pieniężne: Henryk Jezierski, 80-032 Gdańsk, ul. Gościnna 8b