Wizyta prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Chinach stała się przyczyną masowej kampanii przeciwko niemu w wielu mediach polskojęzycznych.
Podobnie jak wcześniejsze wypowiedzi niektórych polityków, nie tylko zresztą tzw. starej Europy, ale również tej położonej bardziej na wschód – nowej (Węgry, Chorwacja, Bułgaria). Cóż zatem takiego skandalicznego powiedział Macron, później zresztą wsparty przez przewodniczącego Rady Europejskiej, Charlesa Michela?
Wspomniał o potrzebie „autonomii strategicznej” Europy / Unii Europejskiej wobec Stanów Zjednoczonych. Pochylmy się nad tym sformułowaniem. Oznacza ono w pierwszej kolejności gorzką konstatację obecnego stanu. Skoro autonomia jest jedynie postulatem, to francuski przywódca w zasadzie przyznał, iż Stary Kontynent aktualnie się nią nie cieszy. Przypomnijmy: autonomia nie oznacza niepodległości / niezależności. Oznacza, ni mniej, ni więcej, jak pewne rozszerzenie samorządności określonego regionu wchodzącego w skład większego politycznego podmiotu. O autonomii mówią choćby przedstawiciele Ruchu Autonomii Śląska, którzy przecież nie nawołują do stworzenia niepodległego państwa śląskiego. O autonomii wspominają też ruchy regionalistyczne w całym szeregu państw – od Kanady (Quebec) po Filipiny (Mindanao).
Do autonomii francuski prezydent dodał jednak jeszcze przymiotnik „strategiczna”. Chodziło mu pewne o to, by w sprawach kluczowych Europa cieszyła się pewnym, prawdopodobnie dość wąskim, zakresem decyzyjności. Żeby mogła chociaż swój pogląd na temat niektórych kwestii międzynarodowych i bezpieczeństwa wypowiedzieć. Czyż nie może tego robić w obecnych realiach? Wychodzi na to, iż nie; przynajmniej taki wniosek wyciągnąć można z postulatu Macrona.
Europa nie jest zatem choćby autonomiczna względem obcego imperium zza oceanu. Nie ma prawa do zabierania głosu w debatach o sprawach strategicznych (jak choćby konflikt anglosasko-rosyjski czy anglosasko-chiński). Jest przedłużeniem Stanów Zjednoczonych, czego namacalnym dowodem jest zresztą przez cały czas trwająca okupacja części państw europejskich (Niemcy, Włochy) przez wojska amerykańskie. Instrumentem pozbawiania Europy jakichkolwiek złudzeń „autonomii strategicznej” jest NATO. Symbolem jej słabości, podległości – poniżające dla niej zniszczenie współwłasności pięciu europejskich koncernów energetycznych, czyli wysadzenie przez Amerykanów gazociągu Nord Stream.
Prezydent Macron, Charles Michel i kilku innych polityków tzw. starej Europy marzy o autonomii, której nie będzie bez geopolitycznego zerwania z dominacją anglosaską na kontynencie. Dominacja ta ma charakter wielowymiarowy: od sfery kulturowej (wzorce narzucane przez przemysł masowej rozrywki zza oceanu), językowej (rola języka angielskiego w instytucjach unijnych, choćby po opuszczeniu UE przez Wielką Brytanię), handlowej (narzucanie polityki stosowania sankcji gospodarczych i niszczenie firm europejskich, które się spod niej wyłamują), po geopolityczną i militarną (fiaskiem zakończyły się, sabotowane zresztą przez Amerykanów, próby powołania europejskiego sojuszu obronnego z prawdziwego zdarzenia).
Autonomia to zatem zdecydowanie za mało, postulat i sformułowania Macrona są niezwykle zachowawcze i ostrożne, szczególnie jak na polityka z kraju, który mówił wprost o potrzebie niezależności naszego kontynentu za czasów Charlesa de Gaulle’a, czy Jacquesa Chiraca. Europa musi myśleć nie o autonomii, ale o pełnym uniezależnieniu się od upadającego, agresywnego hegemona zza oceanu. Chyba iż chce stać się targaną cudzymi wojnami zdezindustrializowaną strefą peryferyjną, bo taką właśnie rolę odgrywać ma w myśl strategii Waszyngtonu. Być może rozmowa Macrona z Xi Jinpingiem podczas wizyty w Chinach pozwoliła Francuzowi na uświadomienie sobie pewnych nieodwracalnych zachodzących w świecie przemian. I dlatego powiedział rzecz słuszną, choć bardzo umiarkowaną. Tymczasem polska klasa polityczna mówi wprost: dbamy o interesy Stanów Zjednoczonych. Nie Europy. Nie Polski. Dlatego autonomizacja Europy nie będzie możliwa bez zmiany sposobu myślenia Warszawy, albo wykluczenia jej z europejskich procesów integracyjnych.
Mateusz Piskorski
fot. public domain
Myśl Polska, nr 17-18 (23-30.04.2023)