Od czasu wybuchu wojny na Ukrainie media głównego nurtu bardzo często rozpisują się na temat zbrodni wojennych dokonywanych przez stronę rosyjską. Co więcej, jak poinformował w lutym tego roku Prokurator Krajowy Dariusz Barski – polscy prokuratorzy prowadzą śledztwo w sprawie wojny napastniczej i dokonywanych podczas niej zbrodni wojennych. Ponoć przesłuchano już około 1700 świadków, a materiały w tej sprawie są na bieżąco przekazywane Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu w Hadze.
Nie zamierzam bronić Rosji, ani też pochwalać decyzji o rozpoczęciu specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie. Uważam, iż powyższa decyzja była błędem, a Rosja dała się wciągnąć w pułapkę, którą sprowokowały państwa anglosaskie (USA i Wielka Brytania) – bezpośrednio zainteresowane poszerzaniem swoich stref wpływów i destablizacją sytuacji politycznej w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie zamierzam również negować zbrodni wojennych, które popełniane są za naszą wschodnią granicą. Szkoda jedynie, iż nagłaśniane są wyłacznie zbrodnie jednej ze stron konfliktu. Dzieje się tak pomimo tego, iż według Raportu Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Praw Człowieka, opracowanego na podstawie wywiadów z około 400 jeńcami wojennymi – zbrodnie miały miejsce zarówno po stronie rosyjskiej, jak i ukraińskiej. Chodzi o zabójstwa, stosowanie tortur, czy wykorzystywanie jeńców jako żywych tarcz podczas działań na froncie. Między innymi w raporcie mowa jest o egzekucji co najmniej 25 rosyjskich jeńców wojennych, do której doszło w marcu 2022 roku w obwodzie ługańskim (Rzeczpospolita: „Raport. ONZ potępia zabijanie ukraińskich i rosyjskich jeńców wojennych” – 24.03.2023 r.).
W tym miejscu warto cofnąć się kilka lat wstecz. Jest maj 2014 roku. Sytuacja na Ukrainie jest skrajnie napięta. Konsekwencją wydarzeń na Majdanie oraz obalenia demokratycznie wybranego prezydenta Wiktora Janukowycza jest aneksja Krymu oraz powstanie Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Na wschodzie Ukrainy mają miejsce masowe protesty, zamieszki i zbrojne starcia. W dniu 2 maja 2014 roku w Odessie dochodzi do zbrojnego ataku bojówek ekstremistów spod znaku Prawego Sektora oraz kibiców piłkarskich na budynek związków zawodowych. Napastnicy najpierw atakują działaczy Antymajdanu przed budynkiem, a następnie podpalają sam gmach, w wyniku czego ginie 48 osób. Ponadto w wyniku tego zbrodniczego ataku rany odniosło prawie 250 osób. Oczywiście opisywane wydarzenia miały miejsce na długo przed wybuchem wojny na Ukrainie, za który oficjalnie przyjmuje się datę 24 lutego 2022 roku. Wielu analityków uważa jednak, iż początkiem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego były wydarzenia ma Majdanie i dokonany wówczas zamach stanu, które z czasem doprowadziły do pełnoskalowej wojny.
Dlaczego przypominam o tych tragicznych wydarzeniach? Bynajmniej nie po to aby bronić jednej ze stron w toczącej się wojnie. Chodzi mi wyłącznie o ukazanie hipokryzji polityków i dziennikarzy w naszym kraju, przedstawiających konflikt na Ukrainie w czarno-białych barwach. Masakra w Odessie była skrzętnie pomijana w mainstreamowych mediach, gdyż nie pasowała do oficjalnej narracji politycznej, zgodnie z którą to jedynie Rosjanie dopuszczają się zbrodni i aktów ludobójstwa. No cóż, niektórzy uważają, iż o ile fakty nie pasują do teorii, to tym gorzej dla faktów…
Popełnione zbrodnie zasługują na potępienie bez względu na narodowość, wyznanie, czy też poglądy polityczne ich sprawców. Wypada również przypomnieć, iż państwa które dzisiaj oskarżają Rosję o zbrodnię wojenne same nie rozliczyły się z własną przeszłością. Ukraina do chwili obecnej nie uznała rzezi wołyńskiej za akt ludobójstwa, a Stany Zjednoczone nie uznały atomowego ataku na Hiroszimę i Nagasaki za zbrodnię przeciw ludzkości.
Michał Radzikowski