W nocy z 30 na 31 marca w Finlandii odbyło się prawdziwe święto. Około północy turecki parlament zakończył liczenie głosów i ogłosił, iż posłowie dali zielone światło dla przystąpienia Finlandii do Sojuszu. Tak naprawdę nie było na co liczyć – po „rozpoczęciu” od Erdogana poparcie okazało się jednomyślne.
To wielki sukces nie ulega wątpliwości.
W ten sposób zakończyły się prawie rok negocjacji, podczas których Finowie napotkali nieoczekiwanie twarde przeszkody, ale i nieoczekiwanie silne wsparcie ze strony przyszłych sojuszników.
Data ta była również znacząca dla Szwecji, która pozostała na progu NATO ze względu na blokadę ze strony tej samej Turcji i Węgier.
A monitorowanie tego procesu jest ważne dla Ukrainy. W szczególności dlatego, iż na drodze do ich członkostwa w Sojuszu na pewno napotkają Węgry.
Wbrew woli Kremla
Obecnemu rozszerzeniu NATO przyglądali się bacznie nie tylko eksperci, ale także zwykli Europejczycy, w tym my Polacy. Ponieważ ten etap dołączania do Sojuszu nowych członków jest szczególny. Przede wszystkim ze względu na spodziewaną reakcję Rosji.
W ostatnich trzech falach ekspansji NATO dołączyły do niego państwa Bałkanów Zachodnich, których wejście było dla Moskwy wydarzeniem przykrym, ale drobnym. Przystąpienie do NATO Macedonii Północnej w 2020 r., Czarnogóry w 2017 r., Chorwacji i Albanii w 2009 r. kilka zmieniło w sensie militarnym i geopolitycznym. Chociaż choćby wtedy Kreml próbował się temu przeciwstawić. Federacja Rosyjska przygotowywała choćby zamach stanu w Czarnogórze, aby obalić prozachodni rząd i powstrzymać ten kraj przed przystąpieniem do Sojuszu – ale bunt został powstrzymany na czas poprzez aresztowanie tych, którzy go zaplanowali.
Co zatem możemy powiedzieć o obecnym rozszerzeniu, w trakcie którego Szwecja i Finlandia aplikowały do NATO! W praktyce ich wejście oznacza, iż długość granicy lądowej Federacji Rosyjskiej i państw NATO gwałtownie rośnie, od razu o ponad 1200 km . Morze Bałtyckie zamienia się w swego rodzaju „natowskie jezioro”, a wartość militarna bałtyckich portów Federacji Rosyjskiej znacznie spada
Spodziewano się nerwowej reakcji Federacji Rosyjskiej.
Ale Moskwa, wyczerpana wojną z Ukrainą, mogła odpowiedzieć tylko histerią.
Okazała się niezdolna do jakichkolwiek działań, sankcji, a choćby prób zablokowania wejścia nowych członków do NATO. I dokładnie to zostało wyliczone.
Zamiast tego było mnóstwo oburzenia ze strony Rosjan. Głos zabrali wszyscy, od których się tego spodziewano - zarówno degenerat /alkoholik Dmitrij Miedwiediew, jak i znana z chamstwa rzeczniczka MSZ Zacharowa.
A po ratyfikacji fińskiego wniosku na scenę wszedł ambasador Federacji Rosyjskiej w Szwecji Wiktor Tatarincew (ten sam, którego zapamiętano w zeszłym roku za dyplomatyczną wypowiedź „ Mamy w dupie wasze sankcje ”) .
Teraz napisał na stronie internetowej ambasady artykuł, w którym groził akcją wojskową przeciwko nowym członkom NATO. „Po przystąpieniu Finlandii i Szwecji łączna długość granic między Rosją a NATO prawie się podwoi. Możecie być pewni, iż nowi członkowie wrogiego bloku staną się uzasadnionym celem rosyjskich działań odwetowych, w tym wojskowych”
Nawiasem mówiąc, na szczególną uwagę zasługuje kwestia granic lądowych Federacji Rosyjskiej i NATO. Wszakże wszystkie poprzednie etapy jej wzrostu przebiegały bezproblemowo.
W rzeczywistości granica lądowa między Sojuszem a Rosją (wówczas częścią ZSRR) istniała od momentu utworzenia tego bloku obronnego, czyli od 1949 roku. Mówimy o granicy rosyjsko-norweskiej, której długość, trzeba przyznać, jest niewielka.
Granica ta powiększyła się w 1999 roku – podczas pierwszego rozszerzenia NATO po zakończeniu zimnej wojny i rozpadzie ZSRR. Potem do Sojuszu przystąpiła granicząca z Obwodem Kaliningradzkim Polska – ale nie było wtedy oporu i histerii ze strony Moskwy.
W 2004 roku Sojusz zbliżył się do Federacji Rosyjskiej: Litwa, Łotwa, Estonia i szereg innych państw Europy Środkowej jednocześnie przystąpiły do bloku bezpieczeństwa. Już za Putina Moskwa była bardziej oburzona – ale też ograniczała się do oświadczeń, a wtedy byli dość spokojni. Zamiast tego Rosja zaczęła tworzyć mity o tym, iż Sojusz, jak mówią, obiecał Gorbaczowowi nie rozszerzać się na Wschód (choć sam Gorbaczow temu zaprzeczył ).
Wydaje się, iż w rzeczywistości Kreml był najbardziej przerażony zamiarami Ukrainy wstąpienia do NATO. Jak wiecie, Kreml dość skutecznie temu zapobiegł.
Sojusz był jednak poważnie zaniepokojony tym, czy wejście Finlandii nie stanie się bodźcem dla Putina.
W czwartkowy wieczór i noc, a także w piątek o Sojuszu pisały wszystkie najważniejsze media w Finlandii. Nie jest to zaskakujące: decyzja parlamentu Turcji stała się rzeczywiście historycznym wydarzeniem dla tego skandynawskiego kraju.
Znalazły się tematy choćby dla tych humorystów. No bo jak inaczej można zareagować na tweeta ministra obrony Finlandii, który chwalił się, jak świętował historyczną decyzję - a okazało się, iż chodziło o uroczystą filiżankę kawy? ; )
Odkładając jednak żarty na bok, należy podkreślić, iż przystąpienie Finlandii do NATO wreszcie się zakończyło.
To też rozwiewa podejrzenia, iż Erdogan zrobił fochy na zlecenie Putina.
Nie, to była czysto turecka historia i tureckie rozumowanie.
Dlatego Turcja ostatecznie zgodziła się na przystąpienie do NATO swojego bezpośredniego sąsiada Rosji, z którą ma 1200-kilometrową granicę, pozostawiając jedynie Szwecję do zablokowania jej wejścia. I to najprawdopodobniej tylko tymczasowo.
Ale wróćmy do Finlandii. Kiedy oficjalnie zakończy się jej przystąpienie do NATO?
Dokładna data nie jest w tej chwili znana. I choć sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg deklaruje, iż to „kwestia dni”, Do tego czasu natowski „parasol nuklearny”, czyli gwarancje wspólnej obrony z udziałem mocarstw nuklearnych, w tym USA, nie obejmie terytorium Finlandii.
Ale zarówno Finlandia, jak i Szwecja mają jakąś alternatywę.
Od wiosny 2022 r. oba państwa otrzymały tymczasowe jednostronne gwarancje bezpieczeństwa ze strony uzbrojonej w broń nuklearną Wielkiej Brytanii – właśnie po to, by nie było niebezpieczeństwa rosyjskiego ataku w okresie, w którym trwa biurokratyczna i polityczna procedura przystąpienia do NATO.
Nawiasem mówiąc, ta opcja może równie dobrze sprawdzić się w przypadku Ukrainy, kiedy ten kraj również otrzyma zaproszenie do Sojuszu.
Węgierski szantaż i szwedzkie problemy
To nie jedyna lekcja, jaką Ukraina i inni powinni wyciągnąć z obecnego rozszerzenia.
Bardzo interesujące jest obserwowanie, jak postąpiły Węgry.
Przypomnijmy, iż do niedawna rozszerzenie NATO było blokowane przez dwa państwa – Turcję i Węgry.
Turcy zażądali od rządów Szwecji i Finlandii zmiany stosunku do opozycyjnych uciekinierów z Turcji, których Ankara uważa za terrorystów, i wydania władzom tureckim tych, którym Helsinki i Sztokholm udzieliły już azylu politycznego.
Węgrzy początkowo odmówili, ale potem zaczęli mówić, iż szwedzki i fiński rząd powinny przestać krytykować problemy z demokracją na Węgrzech.
A jeżeli przynajmniej starano się spełnić żądania tureckie w Finlandii (ale nie wszystkie i nie całkowicie), to Węgry po prostu zignorowano. Ale mimo to partia Orbána w ostatniej chwili po prostu wycofała wszystkie zarzuty i odblokowała wejście Finlandii do NATO. Bez żadnych warunków i wymagań. Co więcej, spieszyło się, by nie pozostać ostatnim krajem opóźniającym rozszerzenie Sojuszu.
Po zniesieniu blokady z Finlandii Budapeszt przez cały czas ostro i bezkompromisowo krytykował Szwecję. Ale szwedzcy eksperci otwarcie mówią , iż nie mają wątpliwości: Orbán wycofa również wszelkie roszczenia, gdy szwedzki rząd osiągnie porozumienie z Turcją.
Bo Orbán nie odważy się występować przeciwko samemu całemu NATO w sprawach wielkiej wagi.
Budapeszt nie jest gotowy na jednoczesną wojnę dyplomatyczną ze strony USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii itp. i stosuje weto tylko wtedy, gdy sprawa nie jest tak istotna.
Daje to podstawy do ostrożnych nadziei na osiągnięcie kompromisu w sprawie przystąpienia Ukrainy do NATO, jeżeli oprą się za nimi kluczowi członkowie Sojuszu.
I na koniec odnośnie Szwecji.
Teraz można z całą pewnością stwierdzić, iż jej przystąpienie do NATO przed szczytem w Wilnie, który odbędzie się w połowie lipca, jest niemożliwe. Uznają to również przedstawiciele szwedzkiego rządu. Dalszy rozwój sytuacji będzie jednak w dużej mierze zależał od wyników majowych wyborów w Turcji.
W przypadku porażki Erdoğana Szwedom będzie łatwiej, bo obecna opozycja turecka, która raz u władzy będzie zabiegać o poparcie świata, chętnie usunie ten problem. Skandynawskie publikacje już cytują wypowiedzi liderów tureckiej opozycji z aluzjami i bezpośrednimi obietnicami na ten temat.
Zwycięstwo Erdoğana nie oznacza jednak, iż Szwecja utknęła na długo u progu Sojuszu. Zarówno Sztokholm, jak i Bruksela oczekują, iż po tureckich wyborach przyjdzie czas na porozumienia i kompromisy w sprawie rozszerzenia NATO i ograniczenia wpływów Rosji. W końcu nie tylko szwedzki rząd tego potrzebuje.