Właśnie przywitaliśmy nowy 2025 rok i wielu Polaków zastanawia się, co on nam przyniesie. Oczywiście w tych przewidywaniach większość skupia się na sprawach osobistych i rodzinnych, ale mam nadzieję, iż także przyszłość naszego kraju leży na sercu wielu naszym rodakom. Wszystko na to wskazuje, iż 2025 rok będzie politycznie o wiele trudniejszy dla „koalicji 13 grudnia” i stojącego na czele reżimu Tuska. niedługo w Białym Domu zasiądzie Donald Trump, który nie raz już dawał do zrozumienia, iż w jego polityce dojdzie do czegoś, co można nazwać antyniemiecką szarżą. Ponowne otwarcie katedry Notre Dame było takim preludium do tego co nas może czekać przez najbliższe lata. W dyplomacji ważne są choćby gesty i dlatego niemieckie media popadły w histerię opisując jak to Trump „upokorzył Niemcy” ciepło witając prezydentów Andrzeja Dudę i Emmanuela Macrona oraz następcę tronu Wielkiej Brytanii księcia Williama. Tymczasem z ostentacyjnym chłodem potraktował prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera. Już samo usadowienie niemieckiego prezydenta podczas uroczystości w drugim rzędzie oraz brak zaproszeń dla Tuska i kanclerza Scholza pokazuje, iż w stosunkach niemiecko-francuskich bardzo zgrzyta po podpisaniu umowy z Mercosurem, a jak wiemy Tusk według niemieckiej prasy również przyklepał tę umowę, ale będzie to ukrywane aż do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich w Polsce. Jednym słowem panującemu w Polsce reżimowi ubywa sojuszników, a jak wiemy żaden reżim bez wsparcia z zewnątrz długo nie przetrwa. Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, iż nie może już tak jak za czasów prezydentury Bidena liczyć na wsparcie amerykańskiej ambasady. Mark Brzezinski niedługo i na całe szczęście, opuści Polskę, a przecież jego wkład w operację zmiany władzy w Polsce był oczywisty choć do końca nie znamy wszystkich kanałow, które w tym celu wykorzystała administracja Bidena. W 2025 roku sojuszników Tuskowi wyraźnie ubędzie, a przecież choćby w apogeum poparcia jakim cieszył się w Berlinie, Brukseli Paryżu i Moskwie przez całe osiem lat nie potrafił z Platformą Obywatelską samodzielnie wygrać w Polsce żadnych wyborów.
Ten wstęp w dużym stopniu tłumaczy dzisiejsze nerwowe i histeryczne ruchy Tuska. Zauważmy, iż on i cały wspierający go aparat agitacyjno-propagandowy bardziej niż na kampanii wyborczej swojego kandydata Rafała „Bążur” Trzaskowskiego koncentruje się na scenariuszach, według których te wybory zostaną unieważnione w przypadku zwycięstwa kandydata obywatelskiego, Karola Nawrockiego. Jestem w stu procentach pewien, iż taki plan jest już opracowany, a miesiące jakie pozostały do wyborów będą przez ten cały aparat agitacyjno-propagandowy wykorzystane do tego, aby do brutalnego zamachu na demokrację przygotować opinię publiczną i sprawić, żeby opór polskiego społeczeństwa po tym zamachu stanu był jak najmniejszy. To bardzo przypomina czas przed wprowadzeniem przez komunistyczną juntę Jaruzelskiego stanu wojennego, którego 43. rocznicę niedawno obchodziliśmy. W zasadzie przygotowania do stanu wojennego rozpoczęły się już w czasie strajku w Stoczni Gdańskiej w 1980 roku. Wielką wagę przykładali komuniści do propagandowej tresury społeczeństwa przez programy telewizyjne z „Dziennikiem Telewizyjnym” na czele. Ówczesny prezes TVP i działacz PZPR Maciej Szczepański w specjalnie opracowanym dokumencie pisał: „Umacnianie zaufania społeczeństwa do partii i władzy ludowej poprzez, z jednej strony ukazywanie jej polityki w odpowiednim, pozytywnym świetle, z drugiej poprzez zwalczenie nieprzychylnych jej poglądów i koncepcji”. Dzisiaj ci, którzy nie pamiętają tamtych czasów myślą, iż po wprowadzeniu stanu wojennego Polacy stawili jakiś wielki bohaterski opór wysługującym się sowietom komunistom. Tak jednak nie było. Opór owszem istniał, ale jego słabość zaskoczyła choćby samych komunistów. TVP i „Dziennik Telewizyjny” zrobiły swoje. Choć słynne było wypisywane na murach hasło „Telewizja kłamie” to jednak o 19:30 przed telewizorami zasiadało codziennie ponad 10 milionów Polaków oglądając „Dziennik Telewizyjny” sączący nieustannie „propagandę klęski” i opowiadający o „dążeniach do krwawej konfrontacji przez „ekstremistów z „Solidarności” chodzących na pasku amerykańskiej CIA”. Kropla drąży skalę, i po 13 grudnia, jak się okazało, wielu Polaków odetchnęło z ulgą uważając, iż wojsko i ZOMO zaprowadzą porządek i będzie wreszcie święty spokój. Tak było i ja to pamiętam. Nie mam zamiaru sztucznie nadymać bohaterów tamtych czasów choć tych prawdziwych również nie brakowało. Na pewno to nie byli ci, którzy później kręcili się z komunistami przy okrągłym stole, ściskając się i wznosząc toasty z Jaruzelskim i Kiszczakiem.
Tak krotka historyczna retrospekcja wystarczająco tłumaczy nam, skąd dzisiaj taka desperacka próba Tuska zabezpieczenia stacji TVN przed sprzedażą. choćby wprowadzenie w przekazie z Wiertniczej przez nowego właściciela choćby odrobiny obiektywizmu mogłoby natychmiast zachwiać panującym w Polsce reżimem. Tusk doskonale wie, iż bez wspierającego go aparatu agitacyjno -propagandowego nie tylko nie utrzyma władzy, ale tej władzy bez jego pomocy nigdy by nie zdobył. Ten aparat to nie tylko TVN, ale także niemieckie koncerny medialne zainstalowane w Polsce oraz „Gazeta Wyborcza”, którą wymieniam tylko ze względu na „dawne zasługi”, bo dzisiaj przypomina ona już tylko czepiającego się nogawki wściekle ujadającego szczerbatego ze starości ratlerka. Tak więc zadaniem reżimowych mediów jest taka obróbka propagandowa polskiego społeczeństwa, aby jego większość unieważnienie wyborów w przypadku zwycięstwa Karola Nawrockiego przyjęła z ulgą, a choćby z radością. Ten proces obróbki w zasadzie już się rozpoczął. Przecież przemówienie Trzaskowskiego podczas show w Gliwicach to momentami kalka ze słów zdrajcy i komunistycznego zbrodniarza Jaruzelskiego. „Jak długo otwarta dłoń ma napotykać zaciśniętą pięść?” - krzyczał Trzaskowski, zaś zdrajca i komunistyczny zbrodniarz Jaruzelski w swoim przemówieniu z 13 grudnia 1981 roku ogłaszając wprowadzenia stanu wojennego mówił: „Jak długo ręka wyciągnięta do zgody ma się spotykać z zaciśniętą pięścią?” Jak widzimy zarówno Trzaskowski jak i Jaruzelski ordynarne łamanie prawa, prześladowania i próby likwidacji opozycji nazwali „wyciągniętą do zgody ręką”. Mamy tu do czynienia z opisywanym przez Orwella w powieści „Rok 1984” odwracaniem znaczenia słów. Zaciśnięta pięść jest przedstawiana jako wyciągnięta do zgody ręka, wojna to pokój, a wolność to niewola. W podobny sposób patriotyzm sprowadzono do nacjonalizmu, a wierność nauce Jezusa do fundamentalizmu katolickiego. Tak właśnie wygląda neomarksistowski patent obezwładniania przeciwnika i ustawiania go do zadania ciosu.
Czy ten plan Tuska, a w zasadzie jego niemieckich i rosyjskich mocodawców się powiedzie tak jak Jaruzelskiemu? Jakoś trudno mi w to uwierzyć w dobie internetu i dostępu do informacji serwowanych przez media patriotyczne. Mimo medialnej przewagi reżim Tuska nie ma jednak tak jak komuniści pełnego monopolu informacyjnego. Polacy nie muszą dzisiaj w konspiracji z uchem przyklejonym do głośnika radiowego odbiornika słuchać „Radia Wolna Europa”. Optymizm jednak słabnie o ile spojrzymy na sondaże i uzmysłowimy sobie jak małą odporność na wrogą propagandę ma młode pokolenie Polaków, czego już symbolem i niesławną legendą stało się wrocławskie Jagodno przekupione darmową pizzą. Obawiam się, iż większość rodaków nie zdaje sobie choćby sprawy z grozy sytuacji w jakiej znalazła się Polska pod rządami reżimu Tuska. Przez tę głupotę, niewiedzę i podatność na pranie mózgów nasz kraj wpadł w dramatyczne tarapaty. Choćby choćby udało nam się już w tym roku obalić reżim Tuska to trudno choćby przewidzieć ile lat zajęłoby wydobywanie państwa z zapaści do jakiej doprowadziła go ta banda renegatów wysługująca się swoim zagranicznym protektorom. Jednak jak już wcześniej wspomniałem reżimowi Tuska ubędzie sojuszników, a glos jego najważniejszego niemieckiego protektora na arenie międzynarodowej osłabnie zarówno z powodu z wyborczego zwycięstwa Trumpa jak i wewnętrznych politycznych i gospodarczych kłopotów. Już czas abyśmy my Polacy sami wzięli sprawy w swoje ręce nie czekając tylko na to, iż nasze problemy rozwiąże zmieniająca się na naszą korzyść sytuacja międzynarodową i sięgająca dna wiarygodność skorumpowanej i przesiąkniętej agentura Unii Europejskiej. Wykorzystajmy to, iż Tuska z każdym mijającym dniem, tygodniem i miesiącem ogarnia coraz większy strach i panika. On coraz bardziej demaskuje się jako malutki człowieczek oraz żałosny kłamca i intrygant produkujący się w mediach społecznościowych niczym zwykły troll. W takim stanie wewnętrznego rozdygotania i narastającej nienawiści, o kolejne błędy nietrudno. Jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński:
Gdy wieje wiatr historii,
ludziom jak pięknym ptakom
rosną skrzydła, natomiast
trzęsą się portki pętakom.
Najważniejsze na dzisiaj, a może i na cały rok 2025 pytanie brzmi: Czy jesteśmy narodem czy motłochem? Czy Polacy przełkną to, iż o ważności wyborów w Polsce nie zadecydują ich głosy, konstytucja i Sąd Najwyższy, tylko funkcjonariusze reżimu, zagraniczne media, Berlin, Moskwa i Komisja Europejska?
Przecież rotacyjny Hołownia już przebiera nóżkami z radości, iż będzie pełnił obowiązki prezydenta RP po unieważnionych wyborach. Obalenie tego reżimu to wielka szansa na całkowite rozliczenie się z Magdalenką oraz okrągłym stołem i oczyszczenie Polski do końca z komunistycznych złogów, a zdrajcy powinni wylądować za kratkami.
Artykuł ukazał się w tygodniku „Warszawska Gazeta”