"Nakaz aresztowania Netanjahu wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny jest w rzeczywistości aktem oskarżenia Zachodu To za mało i za późno, ale przez cały czas obnaża rażącą hipokryzję „porządku opartego na zasadach”"

grazynarebeca5.blogspot.com 3 hours ago



: Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu. © Justin Sullivan/Getty Images
Czym jest „reżim zbójecki”? Według jednego z pierwszych amerykańskich propagandystów tego terminu, Anthony’ego Lake’a, byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Billa Clintona w latach 1993–1997, jest to „wyjęty spod prawa” rząd, który decyduje się pozostać poza uprzejmym społeczeństwem międzynarodowym, a także „atakować jego podstawowe wartości”.
Określenie to, oczywiście, nigdy nie miało być stosowane uczciwie. Od samego początku miało być wykorzystywane jako broń zachodniej wojny hybrydowej przeciwko krajom takim jak Kuba, Irak i Libia, które w rzeczywistości miały tylko jedną wspólną cechę: nie ugięły się pod wolą USA i ich klientów, tworzących razem Kolektywny Zachód: Kiedy zachodni politycy i ich karierowicze stenografowie w głównych mediach zaczną nazywać cię „reżimem zbójeckim”, przygotuj się na odparcie inwazji, zamachów stanu, wojny gospodarczej aż do poziomu oblężenia głodowego, a kiedy wszystko się połączy, krwawej zmiany reżimu, w tym nikczemnych publicznych tortur i zabójstw. A jednak, przyjmijmy na chwilę ten prymitywny termin propagandowy za dobrą monetę. Podstawowa teoria (jeśli to jest adekwatne słowo) jest tak prostacka, jak tylko się da: są państwa-grzeczne – prawie wszystkie z nich w Globalnej Północy, jak się okazuje – które przestrzegają zasad, a potem są niegrzeczne dzieciaki, które na nie plują. I choćby nie będziemy pytać, jakie zasady, ani kto je tworzy i stosuje. To pytanie zaprowadziłoby nas w cuchnące moralno-intelektualne bagno bredni o „opartym na zasadach porządku międzynarodowym”. To w rzeczywistości jest eufemistycznym zachodnim skrótem oznaczającym: „Jesteśmy ponad prawem międzynarodowym (tutaj, rzeczywistym przeciwieństwem tych niejasnych i regulowanych „zasad”), plujemy na ONZ, a ponadto mamy wyjątkowy przywilej wydawania rozkazów innym i zabijania ich, indywidualnie i zbiorowo, jeżeli nie będą przestrzegać”. Nie, po prostu pobawmy się ideologicznym nonsensem przez chwilę i – krok pierwszy – udawajmy (po prostu udawajmy), iż prawdziwie orwellowski termin „reżim zbójecki” ma znaczenie, które inteligentny, bezstronny obserwator mógłby potraktować poważnie. Krok drugi: zapytajmy, co, według tej logiki, byłoby jeszcze gorsze niż reżim zbójecki. Proste: Co jest gorsze od reżimu, który otwarcie lekceważy zasady prawne i etyczne, to reżim, który udaje, iż reprezentuje – a choćby posiada – te zasady, tylko po to, aby je wypaczyć. Ponieważ taki reżim nie tylko ich nie przestrzega, ale fundamentalnie je podważa. Prosty przestępca złamie prawo i moralność, ale z łatwością to przetrwa. Ale prawdziwy złoczyńca, prawdziwa siła zła, uzurpuje sobie prawo i normy moralne i je zbezcześci, pozbawiając je ogólnego szacunku, a tym samym zagrażając ich skuteczności, a ostatecznie choćby istnieniu. I dlatego to Zachód jako całość będzie najbardziej narażony na skutki wydania przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) nakazów aresztowania dwóch ludobójczych przywódców Izraela, premiera Benjamina Netanjahu i byłego ministra obrony Yoava Gallanta. Ponieważ to Zachód Kolektywny – i tylko Zachód – ze swoją ludobójczą de facto kolonią Izrael był tym złoczyńcą.

Nie zrozumcie mnie źle: Istnieją bardzo rozczarowujące ograniczenia tego, co zrobił Międzynarodowy Trybunał Karny – jedyny międzynarodowy sąd, który może ścigać osoby za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Przynajmniej na razie, bierze na celownik tylko izraelskich urzędników (i zdecydowanie zbyt niewielu z nich) – i przywódcę Hamasu, który według Izraela już nie żyje – ale nie ich zachodnich wspólników. W tym wąskim sensie, oczywiście, Izrael, państwo stale bijące nowe rekordy w popełnianiu zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, w tym ludobójstwa, zostanie najbardziej bezpośrednio dotknięty. Jeśli, znowu, to zdecydowanie za mało, ponieważ Międzynarodowy Trybunał Karny robi zdecydowanie za mało i zdecydowanie za późno. W rzeczywistości nie oskarżył choćby Netanjahu i Gallanta o ludobójstwo, jak mógł to zrobić na mocy artykułu 6 Statutu Rzymskiego z 1998 r. i oczywiście powinien. Zamiast tego Międzynarodowy Trybunał Karny oskarżył ich „tylko” o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Wreszcie, Międzynarodowy Trybunał Karny z założenia nie ma żadnej umiejętności wykonywania własnych nakazów aresztowania. W tym celu musi polegać na państwach, które podpisały Statut Rzymski, i na ich gotowości do wypełniania zobowiązań wynikających z niego. Mimo iż MTK jest instytucją sądowniczą, prawdziwe znaczenie nakazów aresztowania jest oczywiście polityczne. Jest to, jak przyznaje The Economist, „katastrofa dyplomatyczna” – i nie tylko dla Netanjahu, jak próbuje zabezpieczyć się The Economist – ale dla Izraela. Nie jest to jednak zwykła katastrofa, ale szczególnie destrukcyjna, ponieważ dla Izraela jest to kolejny sygnał, iż jego bezkarność pęka, ponieważ ta bezkarność opiera się na śmiertelnym uścisku jego międzynarodowego zastraszania, korupcji, lobbingu, sieci szpiegowskich i szantażowych oraz wszechstronnej dywersji. Wiemy, iż Izrael i jego wspólnicy wywierali ogromną presję na MTK, aby zapobiec właśnie temu wynikowi. A jednak im się to nie udało. Potęga i zasięg Izraela są o wiele za duże, ale nie są nieograniczone i maleją. Ale Izrael jest bardzo szczególnym rodzajem państwa. Podczas gdy praktycznie wszystkie państwa naginają i łamią prawa i podporządkowują przynajmniej niektóre normy moralne swoim interesom, tak jak widzą je ich elity, Izrael jest inny, ponieważ jest przestępczy w swej istocie. Nie jest to kwestia retoryczna, ale analityczna. Większość państw może przetrwać, jeżeli ich naruszenia prawa i zwykłej moralności prowadzą do negatywnych konsekwencji. Mówiąc inaczej, dla większości państw bezkarność jest miła, ale niekonieczna. Ale dla Izraela bezkarność jest kluczowym zasobem, ponieważ opiera się w takim stopniu na przestępstwach, iż nieuniknione – i zasłużone – nie tylko na jego interesach, ale i na jego istnieniu. Dlatego izraelscy politycy i media zwierają szeregi – po raz kolejny pokazując, iż problem dotyczy całego Izraela, a nie tylko małej grupy psychopatycznych przywódców – i po raz kolejny wpadają w histerię, rzucając absurdalne oskarżenia o antysemityzm, jakby jutra miało nie być. I w pewnym sensie prawdopodobnie nie ma, przynajmniej nie dlatego, iż zarzut ten jest traktowany poważnie przez kogokolwiek z kręgosłupem moralnym i połową mózgu. Ironicznie, za to również możemy podziękować tylko Izraelowi. Mówiąc ściśle, obrzydliwemu nawykowi Izraela do wykorzystywania mrocznej historii europejskiego i chrześcijańskiego antysemityzmu – w tym jego najgorszego pojedynczego wyniku, Holokaustu – przeciwko Palestyńczykom, Arabom w ogóle, Persom i muzułmanom, aby odwrócić uwagę od zbrodni apartheidu, czystek etnicznych i ludobójstwa popełnionych przez Izrael (żeby wymienić tylko szczytowe osiągnięcia).

W interesie ludzkości zarówno antysemityzm, jak i Holokaust powinny być traktowane poważnie, ale to Izrael zrobił wszystko, co w jego mocy, aby pozbawić wszelkie rozmowy o nich wagi i wiarygodności. Bezczelnie absurdalna fałszywa historia „pogromu” w Amsterdamie – systematycznie błędnie przedstawiająca rasistowskich, brutalnych izraelskich chuliganów, wykrzykujących ludobójcze okrzyki i brutalnie atakujących obywateli Holandii jako „ofiary” w stylu Anny Frank – była niedawną ilustracją tego obrzydliwego zjawiska. To po prostu fakt, iż Izrael jest państwem, którego istnienie zależy od nieustannych zbrodni i kłamstw. Dlatego choćby fragment prawdy, który przedostaje się do instytucji takiej jak MTK, robi różnicę. Ostatecznie potrzeba znacznie więcej, aby położyć kres temu okropnemu reżimowi i jego odrażającym zbrodniom. Ale każda odrobina pomaga. Jednak pomijając skutki dla Izraela i jego bardzo wątpliwej przyszłości – i, powtórzę, Izraelczycy sami sobie są winni – Zachód jako całość poniesie teraz jeszcze większe straty z powodu nakazów aresztowania wydanych przez Międzynarodowy Trybunał Karny przeciwko dwóm czołowym izraelskim rzeźnikom. Istnieją trzy główne powody. Po pierwsze, z niewieloma wyjątkami, elity polityczne i medialne Zachodu w dużej mierze były współwinne zbrodni Izraela przeciwko Palestyńczykom i jego sąsiadom, w szczególności Libanowi, Syrii i Iranowi. Kraje takie jak USA, Wielka Brytania i Niemcy, na przykład, bezlitośnie wspierały izraelskie ludobójstwo i zbrodnie wojenne pieniędzmi, bronią, bezpośrednim udziałem wojskowym, osłoną dyplomatyczną i, co nie mniej ważne, brutalnym tłumieniem solidarności z ofiarami Izraela. Ich systemy sądownicze, policja i główne media stały się narzędziami tego współudziału. A wszystko to w obliczu opinii publicznej, która wcale nie jest tak fanatycznie oddana Izraelowi, a często choćby przeciwko jego zbrodniom. Aby ukryć swoją żałosną współpracę w ludobójstwie, zachodnie elity bez przerwy rozwodzą się nad rzekomym „prawem do istnienia” Izraela (prawem, które w rzeczywistości nie istnieje na mocy prawa międzynarodowego), rzekomym „prawem do samoobrony” (prawem, którego okupanci w rzeczywistości nie mają wobec okupowanych i które w żaden sposób nie może usprawiedliwić ludobójstwa) i na koniec, ale nie mniej ważne, nad zbrodniami, których palestyński ruch oporu nigdy nie popełnił (masowe mordowanie niemowląt i masowe gwałty), pomijając fakt, iż sam Izrael dokonał masakry nieznanej, ale z pewnością znacznej liczby własnych obywateli na mocy Dyrektywy Hannibala. Innymi słowy, zachodnie elity, prześcigając się w niewolniczej służbie ludobójczemu Izraelowi, nie tylko nadszarpnęły wiarygodność, która im pozostała, ale ją zniszczyły w taki sposób, w jaki bomba amerykańsko-izraelska niszczycielska bunkrów niszczy budynek mieszkalny lub obóz namiotów dla uchodźców w Strefie Gazy lub Bejrucie.

Po drugie, poza kwestią wiarygodności, istnieje kwestia pierwszeństwa. Przerażony, nadzwyczajny amerykański podżegacz wojenny senator Lindsey Graham już opublikował swój głęboki niepokój na X: jeżeli MTK może ścigać Netanjahu i Gallanta, to, jak się obawia, „Stany Zjednoczone są następne”. Cóż za pomysł! Świat, w którym choćby przestępcy z amerykańskiego rządu mogą faktycznie odpowiadać przed tym samym prawem co inni. Graham od dawna jest żartem, i to bardzo niesmacznym. Jednak jego niezamierzone przyznanie, iż wśród elit USA wielu jest przestępcami i również powinno się ich ścigać, jest intuicyjnie całkowicie poprawne.

I dotyczy to także państw wykraczających poza Amerykę. A co na przykład z niemieckim, wciąż ledwie kanclerzem Olafem Scholzem, który wielokrotnie zaprzeczał przestępczości Izraela wbrew wszystkim dostępnym dowodom i dopiero niedawno chwalił się ciągłymi dostawami broni przez swój rząd do ludobójczego państwa apartheidu? I nie jest on jedyny: w Niemczech od razu przychodzą na myśl minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock i minister gospodarki Robert Habeck; w Wielkiej Brytanii premier Keir Starmer i minister spraw zagranicznych David Lammy zdecydowanie powinni się martwić; Kanada ma Justina Trudeau, Melanie Joly i Chrystię Freeland. Lista jest długa. Z niewieloma wyjątkami obecni władcy Zachodu stanęli po stronie Izraela i przeciwko jego ofiarom z zemstą. Czego nikt im, ani wielu biurokratom, którzy im posłusznie służyli, najwyraźniej nie wyjaśnił – to fakt, iż zgodnie z fundamentalną Konwencją ONZ o ludobójstwie z 1948 r. „współudział w ludobójstwie” jest również wyraźnie wymieniony jako przestępstwo (Artykuł III, e). To, czy teraz raczą uznać (słowem, jeżeli nie czynem) swój prawny obowiązek aresztowania Netanjahu i Gallanta, nie ma znaczenia dla wszystkiego, co do tej pory powiedzieli, zrobili i czego nie zrobili. Trzecim i być może najbardziej fundamentalnym powodem, dla którego nakazy aresztowania wydane przez Międzynarodowy Trybunał Karny przeciwko dwóm przestępcom rządowym Izraela są jeszcze bardziej szkodliwe dla Zachodu niż dla Izraela, jest to, iż elity zachodnie wybrały życie w symbiotycznej relacji z państwem-potworem, które przejęło to, co powinno być Palestyną. Ze względu na swój zasadniczo przestępczy model polityczny Izrael zawsze naruszał prawo międzynarodowe i podstawowe normy moralne tak bardzo, jak tylko jego przywódcy mogli sobie na to pozwolić – to znaczy ogromnie. Ale to Kolektywny Zachód pozwolił im na to, dosłownie, masowe morderstwa i każdą inną zbrodnię i zboczenie, o jakich możesz pomyśleć, a także całkiem sporo, o których rozsądni ludzie choćby nie pomyślą: celowe, systematyczne mordowanie dziennikarzy w celu stłumienia wiadomości o zbrodniach i ratowników, aby upewnić się, iż początkowo ocalałe ofiary nie znajdą pomocy? Izrael może to zrobić. Najpierw zagłodzić swoje ofiary, a potem wpuścić odrobinę pomocy, tylko po to, by złapać i zmasakrować tych, którzy próbują się do niej dostać? Uważać to za zrobione. Zgwałcić lekarza na śmierć? Zostawić to izraelskiej pomysłowości. A wszystko to zostało poparte w całości przez ten sam Kolektywny Zachód, który twierdzi, iż reprezentuje „ogród” „wartości” w świecie, który arogancko, rasistowsko poniża jako „dżunglę”. To Zachód i Izrael zaatakowali, parafrazując Anthony'ego Lake'a, najbardziej podstawowe wartości nie tylko społeczności międzynarodowej (cokolwiek to może być), ale ludzkości jako takiej i wszędzie. Przez cały czas próbując przedstawić swoje nieludzkie, nikczemne okrucieństwo jako złoty standard „zasad” i „porządku”. Zachód podupada z wielu powodów niekompetencji, korupcji i nieuczciwości elit. Ale perwersyjny pakt samobójczy jego elit z Izraelem wystarczyłby, aby doprowadzić go do upadku na własną rękę.

Oświadczenia, poglądy i opinie wyrażone w tej kolumnie są wyłącznie poglądami autora i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy RT.


Przetlumaczono przez translator Google

https://www.rt.com/news/608164-icc-arrest-warrants-against-israel/

Read Entire Article