Mity i manipulacje

polska-zbrojna.pl 6 hours ago

Po stronie decydentów naszego najważniejszego sojusznika można zauważyć kompletne niezrozumienie języka, jakim posługują się obecne władze Rosji, tego, co się za tym kryje – mówi Witold Rodkiewicz. Z analitykiem zajmującym się Rosją, o stosunku tamtejszego społeczeństwa i rządzącej elity do Zachodu oraz o tym, jak czytać Putina między wierszami, rozmawia Tadeusz Wróbel.

Po zakończeniu rosyjsko-białoruskich ćwiczeń „Zapad” odetchnęliśmy z ulgą, bo nie sprawdziły się czarne scenariusze, iż mogą one stanowić przykrywkę przygotowań do agresji, jak to miało miejsce w 2021 roku, przed atakiem na Ukrainę. Czy teraz istniało zagrożenie, iż Rosjanie zaatakują na przykład przesmyk suwalski?

Nie, liczba uczestniczących w tych ćwiczeniach żołnierzy była zbyt niska. Jednak jest inny, znacznie ważniejszy powód, iż tak się nie stało. Otóż Rosja może przeprowadzać dywersje, prowokować incydenty, ale nie zaryzykuje otwartej militarnej agresji przeciwko NATO, przynajmniej dopóki jest zaangażowana w wojnę z Ukrainą. Wbrew temu, co utrzymują kremlowscy propagandziści, sprawujący władzę mają świadomość, iż nie stać jej na otwarcie nowego frontu.

REKLAMA

Przed rozpoczęciem ćwiczeń „Zapad” w nocy z 9 na 10 września do Polski wleciało kilkanaście rosyjskich dronów. Co Rosja chciała osiągnąć poprzez tę prowokację?

Po pierwsze, uważam, iż termin „prowokacja” jest mylący – sugeruje bowiem, iż intencją Moskwy jest skłonienie nas do nadmiernej reakcji. Tymczasem intencje Moskwy są odwrotne – działaniami takimi jak ten atak chce ona nas zastraszyć i skłonić chociażby do zaniechania wsparcia Ukrainy. Określiłbym to więc jako odstraszanie i zastraszanie, a nie prowokację.

Co do celów ataku, to jest ich kilka. Po pierwsze, Rosja chce nas przede wszystkim zastraszyć, demonstrując swoją gotowość do eskalacji i możliwości w tym względzie. I skłonić nas do zmiany polityki wobec rosyjskiej agresji w Ukrainie na taką, jaką prowadzą w tej chwili Budapeszt i Bratysława. Po drugie, Rosja testuje naszą zdolność do reakcji na atak – zarówno na poziomie wojskowo-technicznym, jak i politycznym. Po trzecie, sprawdza reakcje naszych sojuszników i działanie procedur natowskich. Liczy także na to, iż taki atak będzie pogłębiał wewnętrzne podziały w społeczeństwie i polityczne konflikty. W końcu atak jest też sygnałem dla administracji Donalda Trumpa – jeżeli nie zmusicie Ukraińców do kapitulacji i do zakończenia w ten sposób wojny rosyjsko-ukraińskiej, możecie być niedługo postawieni przed dylematem: albo udzielicie pomocy sojusznikowi z NATO na podstawie artykułu piątego, ryzykując bezpośredni konflikt zbrojny z Federacją Rosyjską, albo przyznajecie, iż przynajmniej państwa wschodniej flanki de facto znajdują się w strefie rosyjskiej dominacji wojskowej.

To chyba niepełna lista celów tych manewrów, co z tymi pozamilitarnymi?

Władze Rosji w przypadku ćwiczeń „Zapad” chcą utwierdzać własnych obywateli w przekonaniu, iż ich kraj jest potęgą militarną, która mimo iż prowadzi wojnę przeciwko Ukrainie, ma wystarczający potencjał militarny, aby zmierzyć się bezpośrednio z NATO. Jednocześnie starają się zastraszyć mieszkańców Zachodu, by nie wspierali wojskowo Ukrainy. Adresatem komunikatów Kremla są też społeczeństwa tzw. Globalnego Południa, którym Rosja próbuje pokazać swą otwartość, jednocześnie kreując obraz agresywnego Zachodu.

Witold Rodkiewicz: „Rosjanie mają doświadczenie w przedstawianiu atrakcyjnych ofert politycznych, które maskują ich prawdziwe intencje”.

Czemu służą gesty mające jakoby obniżyć poziom napięcia, jak zaproszenie amerykańskich obserwatorów wojskowych na „Zapad”? Wcześniej Białoruś, odgrywająca rolę dobrego policjanta, zapowiedziała odsunięcie ćwiczeń od granic z państwami NATO i zaproponowała Polsce wzajemne inspekcje wojskowe w pasie 80 km od granicy.

To były ruchy o wymiarze propagandowym. Propozycja inspekcji świadczy również o tym, iż Białoruś jest bardzo zainteresowana polskimi przygotowaniami do obrony. My się na inspekcje nie zgodziliśmy, bo ze względu na różnice w głębi strategicznej obszar 80 km od granicy ma inne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski niż dla Białorusi sprzymierzonej z Rosją.

Rosjanie mają doświadczenie w przedstawianiu atrakcyjnych ofert politycznych, które maskują ich prawdziwe intencje. Na przykład od lat mówią o niepodzielnym, wspólnym bezpieczeństwie w Europie, co brzmi bardzo atrakcyjnie. Jednak zastosowanie tego pojęcia w interpretacji kremlowskiej sprowadzałoby się do wojskowej hegemonii Rosji w Europie i stworzenia strefy buforowej w Europie Środkowej w sytuacji absolutnej rosyjskiej przewagi militarnej.

W przeszłości podobne zagrywki stosował Związek Sowiecki, który maskował swoją agresywną politykę chwytliwym hasłem walki o pokój na świecie. Kiedy jeszcze Rosja korzystała z tej metody?

Przed kilkoma tygodniami, po rozmowach na Alasce pomiędzy prezydentami Stanów Zjednoczonych i Rosji, Donaldem Trumpem i Władimirem Putinem, popularny stał się w mediach zachodnich temat gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Pojawiły się opinie, jakoby Moskwa była gotowa zaakceptować udzielenie ich Kijowowi przez Zachód. Tymczasem po stronie rosyjskiej postrzegane jest to zupełnie inaczej. Jeden z tamtejszych politologów wskazał, iż idealnym wzorcem gwarancji dla Ukrainy mogłyby być te udzielane przez Związek Sowiecki państwom członkowskim Układu Warszawskiego. Kto jak kto, ale my, Polacy, dobrze pamiętamy, co za tym się kryło – kontrola polityczna i wojskowa. Przytaczanie Układu Warszawskiego jako wzorca wiele mówi o mentalności rosyjskiej elity władzy. Tymczasem po stronie decydentów naszego najważniejszego sojusznika można zauważyć kompletne niezrozumienie języka, jakim posługują się obecne władze Rosji, tego, co się za tym kryje.

Czy Polacy mający historyczne doświadczenia z Rosją są mniej podatni na takie oddziaływanie niż narody zachodnie?

Nie lekceważyłbym zagrożenia, bo jednak stajemy się coraz bardziej zachodni. Dla mnie dobrym tego przykładem jest negatywna reakcja społeczna nie na decyzję o potencjalnym udziale naszych wojsk w siłach międzynarodowych w Ukrainie, ale same sugestie na ten temat. Zdajemy się zapominać, iż Rosja szanuje tylko silnych. Kilka lat temu potwierdziła to swoją nieustępliwą postawą Turcja, zestrzeliwując rosyjski samolot, który naruszył jej przestrzeń powietrzną. Teraz Putin traktuje jej prezydenta jako poważnego partnera.

Czyli dobrze się stało, iż zdecydowaliśmy się na zestrzelenie rosyjskich dronów?

Trudno mi na to odpowiedzieć – nie dysponuję odpowiednimi informacjami. Trzeba pamiętać, iż celem obrony powietrznej nie jest zestrzeliwanie wszystkiego – zniszczenie taniego drona drogą rakietą może być ze strategicznego punktu widzenia działaniem nieoptymalnym, ale w pewnych warunkach potrzebnym, np. aby zademonstrować swoje zdolności militarne lub determinację. Taką decyzję w każdym przypadku muszą podejmować władze wojskowe i polityczne.

Niemniej jednak większość naszych sojuszników unika konfrontacji, przyzwalając Rosji na agresywne posunięcia. Jakie jest podłoże tego miękkiego podejścia?

To jest temat na cykl wykładów. Jedną z przyczyn przymykania oczu przez Zachód na nieprzyjazne posunięcia ze strony Rosji upatrywałbym w fundamentalnym błędzie, jakim było zaakceptowanie jej narracji, jakoby rosyjskie elity obawiały się NATO. To jest oczywista nieprawda mająca oddziaływać na podatne na takie argumenty środowiska zachodnie, bo ludzie rządzący Rosją wiedzą, iż nie stanie się ona celem agresji Sojuszu.

Zachód, reagując na artykułowane przez stronę rosyjską obawy o bezpieczeństwo, rozszerzał NATO tak, aby nie zmieniać istniejącego militarnego układu sił. Rosjanie zainkasowali ten zysk, ale ich negatywny stosunek do Sojuszu się nie zmienił. Wrogość wobec NATO powodowana jest bowiem tym, iż uniemożliwia im ono odbudowę strefy wpływów w Europie, zwłaszcza środkowej. Powtarzające się żądanie, by NATO nie rozwijało infrastruktury militarnej na wschodniej flance, wskazuje, iż odzyskanie wpływów w regionie pozostaje strategicznym celem Rosji. Inną przyczyną jest to, iż społeczeństwa zachodnie nie czują się zagrożone rosyjską agresją, a jednocześnie wykazują postawy pacyfistyczne. Na to nakłada się silny antyamerykanizm w niektórych państwach Europy.

Część Europejczyków uważa, iż choć Rosja stanowi zagrożenie, to nie zdecyduje się na otwartą agresję wobec Europy Zachodniej. Argumentują, iż rosyjskie elity mają tam swoje posiadłości, a ich dzieci studiują na tamtejszych uczelniach. Czy rzeczywiście zachód Europy jest bezpieczny?

To jest złożona kwestia. Rosjanie rzeczywiście nie zamierzają zdobywać Berlina, jak w 1945 roku, czy Paryża, jak w 1814. Jednak w wypadku pełnoskalowej wojny z NATO niewątpliwie nie zawahają się zaatakować celów w Europie Zachodniej, jeżeli uznają, iż przyniesie im to określone korzyści. Rosjanie dążą do dominacji nad całą Europą, którą chcą pozbawić jakiegokolwiek znaczenia geopolitycznego. Uzyskana nad nią kontrola polityczna i militarna miałaby im zapewniać profity gospodarcze, a także swobodę osiedlania, posiadania willi. Do tego de facto sprowadzała się propozycja dotycząca nowego podziału stref wpływów przedstawiona w latach dziewięćdziesiątych zeszłego stulecia przez prezydenta Rosji Borysa Jelcyna prezydentowi USA Billowi Clintonowi. Otwarcie zasugerował on wycofanie się Amerykanów z naszego kontynentu, za którego bezpieczeństwo odpowiadać miałaby Rosja.

Rosjanie często tłumaczą zmianę polityki wobec Zachodu rozczarowaniem jego podejściem do nich.

To można włożyć między bajki. Śledzę rosyjską debatę polityczną od połowy lat dziewięćdziesiątych i niechęć wobec Zachodu istniała już wówczas, ale wtedy Rosjanie byli świadomi, iż są zbyt słabi do rzucenia mu wyzwania. Polityka Moskwy stała się bardziej asertywna około 2006 roku, gdy Rosja wzmocniła się ekonomicznie i spłaciła swoje długi. W tym czasie Rosjanie zawiesili swój udział w Traktacie o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie.

Wyjście Rosji z traktatu pozostało bez jakiejkolwiek reakcji ze strony Zachodu aż do pełnoskalowej agresji na Ukrainę w 2022 roku.

Sytuacja rzeczywiście stała się co najmniej dziwna. Jako iż sygnatariuszem traktatu pozostała Białoruś, Rosja zachowała za jej pośrednictwem dostęp do interesujących ją informacji, a my straciliśmy możliwości pozyskiwania danych na temat rosyjskich sił zbrojnych, jakie dawały procedury inspekcyjne przewidziane przez traktat. To jest kolejny argument przeciw tezie, iż Rosja boi się NATO, bo kraj faktycznie obawiający się agresji powinien być zainteresowany utrzymaniem tego traktatu.

Rosyjsko -białoruskie ćwiczenia „Zapad ’25”

Co więcej, Stany Zjednoczone i kraje zachodnioeuropejskie do 2014 roku nie podejmowały żadnych ruchów, które mogłyby być uznane za naruszenie Aktu stanowiącego Rosja–NATO (o podstawach wzajemnych stosunków, współpracy i bezpieczeństwa) z 1997 roku. Nie mówimy tu wyłącznie o powstrzymywaniu się od budowy infrastruktury wojskowej. Na terytoriach nowych członków Sojuszu nie przeprowadzano choćby większych ćwiczeń, a jeżeli się odbywały, to tylko według scenariusza operacji pokojowej. Niestety, nie przygotowywano też planów obronnych dla naszego regionu. Poważne prace nad nimi podjęto dopiero po ataku Rosji na Ukrainę w 2022 roku.

Dlaczego więc Rosjanie tak łatwo wierzą w antyzachodnią propagandę i akceptują bez większego sprzeciwu istniejący system władzy?

Jednym z powodów jest ich bierność, poczucie braku sprawczości oraz strach przed załamaniem państwa. Historyczne doświadczenia społeczeństwa rosyjskiego sprawiają, iż zła władza jest lepsza niż brak jakiejkolwiek. Innym jest społeczno-ekonomiczna formuła państwa, jaką przyjęto po rozpadzie Związku Sowieckiego. Przeprowadzona wówczas prywatyzacja była niezwykle niesprawiedliwa dla większości Rosjan. Elita, która wyłoniła się w jej wyniku, nasila kontrolę nad społeczeństwem, gdyż jego wytrzymałość nie jest nieograniczona. Władza o tym wie, bo historia Rosji zna już takie przypadki, gdy bierność ludu przekształcała się w wielki, krwawy bunt.

Co interesujące, istnienie obecnej władzy na Kremlu zależy w pewnej mierze od podejścia do niej Zachodu. Otóż legitymizuje się ona w oczach Rosjan tym, iż jest uznawana przez swoich wrogów. Dlatego spotkanie Władimira Putina z Donaldem Trumpem, podczas którego przed rosyjskim prezydentem rozwinięto czerwony dywan, było dla niego bezcenne.

Jaki wpływ na sytuację w Rosji mogą mieć problemy gospodarcze?

Z informacji podawanych w rosyjskich mediach wynika, iż poważnymi problemami są wysoka cena benzyny i jej braki na stacjach paliw. Choć Rosja jest wielkim eksporterem ropy naftowej, nie potrafi ustabilizować sytuacji na krajowym rynku paliw. Tymczasem okres kilkuletniej koniunktury gospodarczej w pierwszych latach prezydentury Putina zmienił rosyjskie społeczeństwo, samochód stał się dobrem masowym. Ludzie mają większe oczekiwania niż w przeszłości i niedobory kluczowych towarów mogą sprowokować protesty.

Co jeszcze może wzburzyć Rosjan?

Mobilizacja. Od początku wojny z Ukrainą widać, iż władze są w tej kwestii bardzo ostrożne. Istnieje co prawda pewien przymus, gdy chodzi o udział w wojnie, ale jest on „osładzany” profitami finansowymi. Stąd z jednej strony wysyłani są tam ludzie, o których nikt się nie upomni, jak bezdomni czy przestępcy, a z drugiej rodziny namawiają swoich mężów, synów do zaciągnięcia się do wojska, by poprawić status ekonomiczny. Ważniejsza jest korzyść wspólnoty niż szczęście jednostki. w tej chwili przemoc stanowi w Rosji źródło dochodu ekonomicznego. Dlatego większość rosyjskich żołnierzy walczy w Ukrainie nie dla idei, tylko dla korzyści.

Nasza rozmowa nie napawa optymizmem. Czy widzi Pan szansę, by kiedyś Rosja zrezygnowała z politycznego rewanżyzmu, pogodziła się z obecnym status quo w Europie i była w stanie nawiązać stosunki z Zachodem niepodszyte wrogością?

Warunkiem jakichkolwiek pozytywnych politycznych zmian w Rosji jest utrata przekonania, iż Zachód przeżywa egzystencjalny kryzys, w związku z którym ma ona szansę pokonać i podporządkować sobie Ukrainę i zmusić Zachód do akceptacji jej postulatów w sferze bezpieczeństwa. W globalnej perspektywie, a taką rosyjska elita odziedziczyła po Związku Sowieckim, warunkiem jest przekonanie, iż Stany Zjednoczone i Zachód wygrają rywalizację i ewentualne starcie z Chinami.

Tadeusz Wróbel
Read Entire Article