Lewicki: Godzina zero w USA

konserwatyzm.pl 2 hours ago

Właśnie Trump przejął władzę. I mamy prawdziwe trzęsienie ziemi, bo to co on ogłosił absolutnie przeczy liberalnemu paradygmatowi, który dla wielu jest jedyną możliwą wizją świata jaką są w stanie zaakceptować. Dotyczy to oczywiście tego, iż Trump, bez owijania w bawełnę, zadeklarował, iż USA mają swoje interesy i będą je realizować także przy użyciu siły. Chodzi, między innymi, o zamknięcie granicy z Meksykiem i podjęcie działań dla odzyskania Kanału Panamskiego. Ale to kręgi liberalno-lewicowe jeszcze by jakoś przecierpiały. O wiele bardziej uderzyło ich jasne stwierdzenie Trumpa, iż odtąd w USA będą uznawane tylko dwie płcie, a przecież w ich pojęciu tych płci jest kilkadziesiąt, a może choćby aż 666. I co dla nich jest zupełnie niezrozumiałe, to to, iż nikt go od razu nie skarcił, nie zaprotestował, a te jego słowa wzbudziły wręcz aplauz zebranych. Przecież choćby w dzisiejszej Polsce są wielkie stacje telewizyjne, gdzie za takie stwierdzenie zostałoby się gremialnie potępionym a i pewnie usuniętym z programu.

Zdeklarowani postępowcy, liberałowie i lewacy faktycznie mają teraz duży problem, ale ludzie w miarę przytomni uważają, iż to nie żaden koniec, a bardziej początek nowej ery. Ci starają się dostosować do ducha nowych czasów. Wielu rządzących w różnych państwach, jak i mających takie ambicje, chce się zabrać do pociągu zmian prowadzonego przez Trumpa i Muska. Niektórzy zadeklarowali to już dawno, inni robią to właśnie teraz, ale są tacy co nie będą się w stanie zabrać tym pociągiem, choćby dlatego, iż zawsze bruździli Trumpowi w jego politycznej drodze.

Wśród nich pozostało ta najbardziej zajadła, w swoim zwalczaniu Trumpa, grupa, która walkę z nim traktowała jako swoją misję i wielokrotnie dawali oni temu wyraz w swoich publikacjach i politycznych wypowiedziach. Do nich zaliczyć chyba można Donalda Tuska, który w swojej książce, napisanej wspólnie z Anne Applebaum, posunął się choćby do zwizualizowania swojej, bez mała prometejskiej, walki z Trumpem, gdzie prezentuje fotografię pokazującą jak palcami udającymi pistolet celuje w plecy Trumpa. Nie jest to jakaś jego wizja a zdjęcie dokumentujące rzeczywiste spotkanie, podczas pierwszej kadencji Trumpa, którego uczestnikiem była też Angela Merkel. Merkel usiłowała wtedy odgrywać przywódczynię EU, która będzie w stanie przeciwstawić się USA, zaś Tusk, jak interpretuję to jego dziwne zachowanie, symbolicznie deklarował, iż będzie ją wspierał w każdych okolicznościach, także tych wymagających radykalnych działań.

Dziś sytuacja się bardzo zmieniła; Merkel już nie ma, za to do władzy wrócił Trump i Tusk jakby został sam z tym swoim, złożonych z palców, pistoletem. Taką sytuację, nie odnosząc się konkretnie do tej z Tuskiem, skomentował niedawno Elon Musk pisząc na platformie X: „You have finger guns, we have real guns” (wy macie pistolety z palców, a my mamy prawdziwe pistolety). I co teraz? Nie chodzi zresztą tylko o tę symboliczną sytuację, bo jest bardzo dużo innych wypowiedzi Tuska, które można traktować jako obraźliwe w stosunku do Trumpa. Zresztą Tusk wchodził też w spory z kierownictwem Partii Republikańskiej. I tak, w lutym ubiegłego roku, napisał na portalu X, aby senatorowie z tej partii się wstydzili z tego powodu, iż nie poparli kolejnego wielomiliardowego wsparcia dla Ukrainy. Odpowiedział Tuskowi, w bezpośredni sposób, senator Marco Rubio. Zaś senator J.D. Vance, był jeszcze bardziej dosadny i napisał, nawiązując do działań rządu Tuska : The new leader of Poland is arresting political opponents and owes his country’s security to the generosity of mine. He might consider showing some appreciation, or at least toning down his own authoritarian impulses. (Nowy przywódca Polski aresztuje przeciwników politycznych i zawdzięcza bezpieczeństwo swojego kraju mojej hojności. Mógłby rozważyć okazanie pewnego uznania, albo przynajmniej złagodzenie własnych autorytarnych impulsów).

Obecnie sytuacja jest taka, iż J.D. Vance jest wiceprezydentem USA, zaś Marco Rubio sekretarzem stanu. Można to zatem ocenić tak, iż Tusk, ma napięte relacje z trzema najważniejszymi osobami w waszyngtońskiej administracji. Nie wygląda to dobrze i może dałby radę jakoś z tym funkcjonować gdyby szefem polskiego MSZ był ktoś bardziej układny. Ale tu pozostało gorzej, bo zarówno pan Sikorski, a szczególnie jego żona, pozwalali sobie na jeszcze ostrzejsze ataki na Trumpa, zaś na placówkę dyplomatyczną do Waszyngtonu wysłano osobę, która nazywała Trumpa niezrównoważonym. Tusk prawdopodobnie przewidywał, iż Kamala zostanie prezydentem i na to tylko stawiał, i to nie tylko on, ale też jego główni współpracownicy. I teraz wszyscy oni zostali z Kamalą jak ten Himilsbach z angielskim. Gdyby faktycznie Kamala wygrała, to mieliby dobre relacje w Waszyngtonie i mogliby to wykorzystać politycznie na swoim podwórku, a tak to będą problemy i muszą się obawiać by nie zostać potraktowanymi jak kurczaki w KFC. Dla polityka, umiejętność trafnego prognozowania, to najważniejsza umiejętność i wręcz sprawa życia lub śmierci. I to nie tylko dla nich osobiście, ale też dla losów rządzonych przez nich państw.

Stanisław Lewicki

Read Entire Article