KRS or neo-KRS? Constitutional manipulation

niepoprawni.pl 2 months ago

Od 2018 roku narracja jest jedna. Otóż dla potrzeb wyborczej gawiedzi dokonano pewnego skrótu mającego zohydzać PiS w oczach jak największej liczby potencjalnych wyborców – Krajowa Rada Sądownictwa nie dość, iż jest upolityczniona, to jeszcze… nominuje sędziów!

O ile taka opinia mogłaby spokojnie wypływać z ust Tuska (herstoryk z wykształcenia), Hołowni (abiturient) czy też bakałarza Sikorskiego o tyle jest niedopuszczalna w ustach choćby najmarniejszego prawnika.

Niestety. Tak nie jest. Z powagą godną zupełnie innej sprawy pewien warszawski radca prawny pisze wprost:

Zaznaczam – nie mnie rozstrzygać kto winny. Prywatnie jednak uważam, iż nominacji z rąk KRS ukształtowanej po 2018 r. nie należało przyjmować.

Mówiąc wprost – jebłem. Ze śmiechu. Po chwili jednak doszło do mnie, jak bardzo to jest groźne zjawisko. Bo skoro osoba, która ukończyła stosunkowo trudne studia, potem równie trudną aplikację a mimo to pieprzy trzy po trzy to czego wymagać od osób wykształconych równie dobrze jak Hołownia, by o czołowym intelektualiście obecnej władzy Hołdysie nie wspomnieć?

Co więcej, podobny obraz polskiego wymiaru sprawiedliwości obecnej patowładzy udało się zaszczepić choćby Komisji Weneckiej. Przynajmniej w minionym okresie, kiedy była totalitarną oPOzycją.

A wszystko dlatego, iż zastosowano pewną dość prymitywną manipulację. Niestety, jak każda utrzymana na tym poziomie dość skuteczną.

Otóż zgodnie ze Słownikiem Języka Polskiego PWN wyraz nominacja zasadniczo ma dwa znaczenia:

1. «oficjalne powołanie na stanowisko, zwłaszcza na wysoki urząd państwowy; też: dokument stwierdzający to powołanie»

2. «zgłoszenie czyjejś kandydatury do nagrody lub do pełnienia jakiejś funkcji».

Nominowanie na urząd sędziego na trwałe weszło do języka prawniczego i w zależności od kraju może oznaczać a to powołanie sędziego przez Prezydenta na wniosek KRS (Polska), a to powołanie przez Prezydenta za „radą i zgodą Senatu” (USA) czy też wreszcie powołanie sędziego przez Parlament (Łotwa) itp.

Potocznie mówimy częściej o nominowaniu filmu do Oscara, kogoś do nagrody Nobla w jakiejś dziedzinie czy choćby fundowanej krewnym-i-znajomym-króli.., pardon, Michnika Nike.

Gdyby jednak uznać, iż „znany prawnik” słowa nominacja użył w drugim znaczeniu wówczas moglibyśmy powiedzieć zgoła absurdalnie – X został nominowany przez KRS do nominowania przez Prezydenta.

Dlatego trzeba jasno powiedzieć i zapamiętać przynajmniej tak długo, dopóki istnieć będzie Konstytucja z 1997 r.

Zgodnie z art. 179:

Sędziowie są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej, na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, na czas nieoznaczony.

Tak więc nie KRS nominuje, ale Prezydent.

I to POwinna wbić sobie do główki cała patowładza, nie tylko bodnarowcy.

Co więcej, taką zasadę wprowadziły już obie Konstytucje dwudziestolecia międzywojennego – marcowa i kwietniowa, choć nieco miarkowaną ustawami.

Nam jednak usiłowano wdrukować, iż tylko KRS jest władna uczynić ze zwykłego śmiertelnika sędziego.

Prawnicy pamiętają przecież słowa „papy” Strzembosza, człowieka odpowiedzialnego za utrzymanie pokomunistycznego aparatu sędziowskiego bez próby jakiejkolwiek reformy, choć na terenie byłego NRD ponad połowa komunistycznych sędziów musiała rozstać się z zawodem.

… projekt PiS jest sprzeczny zarówno z konstytucją, jak i z ideą, która stoi za KRS. On adekwatnie oznacza likwidację Krajowej Rady Sądownictwa. Skraca kadencję części jej członków i umożliwia wybór 15 nowych sędziów do KRS przez organ ściśle polityczny, jakim jest Sejm.

Tymczasem przy tworzeniu KRS chodziło o to, aby Rada decydująca o nominacjach i awansach sędziowskich była niezależna od środowisk politycznych. Nie bez przyczyny to sędziowie mają większość w KRS. W Radzie zasiadają także posłowie, senatorowie, minister sprawiedliwości i przedstawiciel prezydenta. Ale są w mniejszości, ich rolą jest patrzeć sędziom na ręce, a nie blokować to, co uchwali większość sędziowska. A taką też możliwość – blokowania decyzji sędziów – dostają politycy w projekcie PiS.

]]>https://wyborcza.pl/7,75398,21602899,reforma-krs-przez-likwidacje.html]]>

O to tylko chodzi. O pełną niezależność „najlepszej kasty” od Suwerena, którym zgodnie z art. 4 Konstytucji jest Naród.

1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.

2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

A zatem i władza sądownicza podlega Suwerenowi.

Dziadziuś Strzembosz prawdopodobnie wbrew zamiarom ujawnił jednak dążenie sędziów całej Europy – oni mają być PONAD SUWERENEM.

Zamiast państwa prawnego (po niemiecku Rechtsstaat) ma być republika sędziów (Richtersstaat).

PiS reformując KRS w 2017 roku częściowo przywrócił naczelną zasadę konstytucyjną zawartą w art. 4.

I to jest bezsporne, choćby choćby doktorant byłego wykładowcy w esbeckiej szkole, następnie zaś sędziego TK z nominacji SLD, niegdyś tęczowy RPO Adam Bodnar mówił nieprzerwanie przez dwa tygodnie, iż jest inaczej.

Bodnarowcy i cała patowładza usiłują nam wmówić, iż poprzez przywrócenie Suwerenowi należnego zgodnie z Konstytucją miejsca doszło do naruszenia... praworządności.

Tymczasem jest to twierdzenie dokładnie w stylu dawnego radia Erewań (pytanie od słuchacza: - Czy to prawda, iż w Moskwie na placu Czerwonym rozdają samochody? Odpowiedź redakcji: - Prawda. Ale nie w Moskwie, tylko w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym ale na Newskim Prospekcie, nie samochody, ale rowery. I nie rozdają, ale kradną!).

Powrót do całkowitej samowoli środowiska sędziowskiego poprzez przywrócenie demokratycznie wybranym przedstawicielom Narodu (suwerena) roli nic nie mogących począć obserwatorów poczynań przedstawicieli „najlepszej kasty” oznacza właśnie ciężkie naruszenie podstawowej zasady Konstytucji.

Raz jeszcze przypominam. Zgodnie z art. 4 u. 2:

Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.

Zwierzchność Narodu oznacza, iż podlegają Mu wszystkie inne władze, sądowej nie wyłączając.

I to jest bezsporne, proszę państwa.

Przed 2018 rokiem podległość trzeciej władzy Suwerenowi próbowano uzasadniać tym, iż ostatecznego aktu nominacji (powołania) dokonuje Prezydent, a więc najwyższy pochodzący z wyboru przedstawiciel Suwerena.

Ale przecież bodnarowcy są innego zdania. Pomijam już to, iż Tusk potrafił publicznie opowiadać, iż dla niego prezydentem RP jest Trzaskowski.

Wspomniany już wcześniej „papa” Strzembosz na antenie RMF FM stwierdził wyraźnie:

...pan prezydent tylko podbija pieczątkę, to znaczy – przyjmuje ślubowanie. Pan prezydent oczywiście przyjmując ślubowanie nie może sondować tego, co tam w tej krajowej radzie się stało.
]]>tu:]]>

Pan prezydent zatem wg dziadusia Strzembosza choćby nie jest notariuszem. To raczej ktoś na kształt panienki z okienka pocztowego, przyjmującej bez szemrania naszą korespondencję.

Tymczasem art. 10 u. 1 Konstytucji, z lubością POwoływany przez rozmaitych Sadurskich czy Bodnarów mówi wyraźnie:

Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

Proszę państwa, na podziale i równowadze! Nie ma władzy lepszejszej! Ponad nimi jest jednak władza Suwerena (art. 4).

Konstytucja z 1997 roku tutaj wyraźnie różni się od pierwszej polskiej ustawy zasadniczej. Konstytucja 3 Maja (konkretnie art. V jednej z trzech tzw. ustaw rządowych) ujmowała temat władzy deczko inaczej:

Wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli narodu.

A zatem Naród nie sprawował władzy zwierzchniej, gdyż jedynie był inicjatorem powstania tejże.

Gdyby taki zapis obowiązywał dzisiaj nie byłoby problemu. Władza sądownicza mogłaby być całkowicie niezależna od Narodu, gdy tylko została ustanowiona z Jego wyraźnej woli.

Trybunał Konstytucyjny w 1993 roku wyraźnie określił, co zasada trójpodziału władzy oznacza dzisiaj:

Z zasady podziału władz wynika, iż władze ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza są rozdzielone, a nadto, iż musi między nimi panować równowaga oraz, iż muszą one między sobą współpracować. Zasada ta nie ma znaczenia czysto organizacyjnego. Celem zasady podziału władz m.in. jest ochrona praw człowieka przez uniemożliwienie nadużywania władzy przez którykolwiek ze sprawujących ją organów (orzeczenie K11/93 z 9 listopada 1993 r.).

Tylko to też nie jest prawda. Trzeba pamiętać, iż zapis art. 10 jest mocno iluzoryczny.

O podziale władzy w sensie politycznym trudno jest mówić, gdy Rząd jest politycznie identyczny z większością parlamentarną. Pamiętać trzeba również o całym szeregu zazębień pomiędzy władzą ustawodawczą a władzą wykonawczą, które powodują, iż ponad 3/4 uchwalanych przez Sejm ustaw inicjowane jest przez Rząd; w praktyce Rząd w dużej mierze partycypuje w wykonywaniu władzy ustawodawczej" (L. Garlicki, K. Gołyński, Polskie prawo konstytucyjne. Wykłady, Warszawa 1996, s. 65).

Zatem w praktyce mamy swoisty duopol władzy zamiast trójpodziału.

Niemniej nad wszystkim niczym orła cień unosi się władza Suwerena (art. 4).

Zabawne jest natomiast porównywanie wcześniejszych wypowiedzi profesorów prawa – konstytucjonalistów z czasów, gdy „swój” prezydent klepał wnioski KRS bez analizy, czyli pełnił rolę strzemboszowskiego „notariusza”.

"Powoływanie sędziów jest osobistym uprawnieniem (prerogatywą) prezydenta, bo z mocy art. 144 ust. 3 pkt. 17 – dla ważności tego aktu nie jest wymagana kontrasygnata premiera. Należy to postrzegać jako wyraz nie tyle wzmacniania samodzielności pozycji ustrojowej prezydenta, co zaakcentowania niezależności sądownictwa od rządu i podległych mu organów. (...) Ujęcie uprawnienia prezydenta w formę prerogatywy akcentuje, iż nie ma on prawnego obowiązku uwzględnienia wniosku KRS, nie można więc jego pozycji sprowadzać tylko do roli "notariusza" potwierdzającego podejmowane gdzie indziej decyzje (...). Skoro art. 179 określa wystąpienie KRS mianem "wniosku", to wskazuje jego niewiążący materialnie charakter, choćby o ile złożenie wniosku jest koniecznym elementem procedury."

(L. Garlicki (red.), Komentarz do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Warszawa 1996, art. 179)

A po 11 latach dziaduś Strzembosz stwierdza z całą powagą, iż pan prezydent tylko podbija pieczątkę.

Andrzej Duda bowiem nie skorzystał z okazji, by być jedynie notariuszem „najlepszej kasty”.

Powołano więc ad hoc ludzi z drugiego czy choćby trzeciego rzędu i nazwano ich autorytetami na użytek publiczny.

Tymczasem analiza powyższego materiału prowadzi do jednego wniosku. Prawnicy, uznawani przez me(r)dia za autorytety po prostu mataczą.

Wszystko jest cacy, kiedy rządzi ich banieczka. Kiedy jednak Suweren powołuje inną opcję, wówczas następuje kres demokracji, praworządności itp. Wśród sprowadzonych nagle na Polskę prawicowych plag brakuje tylko wszawicy i kokluszu.

Niestety, pamięć ludzka jest krótka, wiedza prawnicza ciągle jeszcze mało dostępna… Dlatego różni Strzembosze czy Sadurscy mogą bez drgnienia powieką opowiadać bzdury, zaprzeczając czasem choćby swoim własnym wynurzeniom sprzed lat kilku czy kilkunastu.

A to wyjątkowo źle świadczy o środowisku prawniczym, skoro każdy może sobie obstalować dowolną opinię…

Doprawdy cisną się na usta słowa, jakie ongi wyrzekł niejaki Szymek z Budziejowic:

- Nachalne są te kurwy i zuchwałe.

I choć Szymek mówił tak o dwóch mocno starszawych damach ze Stowarzyszenia Witania Bohaterów jakoś dziwnym trafem okazują się ponadczasowe.

18.10 2024

Read Entire Article