"Po rozmowie ze mną wiceminister aktywów państwowych Zbigniew Ziejewski podjął decyzję o złożeniu dymisji ze sprawowanej funkcji" – napisał wczoraj Kosiniak-Kamysz na platformie X.
W piątek, na antenie Polskiego Radia, wicepremier zabrał głos w sprawie: – On teraz musi się tłumaczyć. Dzisiaj zostanie odwołany. Złożył dymisję. – mówił. Podkreślił również, iż to pierwszy krok, a w kolejnym Ziejewski "ma obowiązek wyjaśnić wszystkie te sprawy".
Przypomnijmy, iż portal WP opublikował artykuł dotyczący Zbigniewa Ziejewskiego, w którym wskazano, iż objął on stanowisko w rządzie mimo poważnych wątpliwości dotyczących jego działalności.
Według ustaleń dziennikarzy, Ziejewski ma na koncie kilka prawomocnych wyroków sądowych, m.in. za posługiwanie się fałszywymi fakturami oraz bezumowne korzystanie z gruntów państwowych.
Co więcej, polityk ma dzierżawić setki hektarów od Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa (KOWR) oraz prowadzić z nim spory sądowe o miliony złotych. Tymczasem Ziejewski jako wiceszef MAP nadzoruje tę jednostkę. Zachodzi więc podejrzenie poważnego konfliktu interesów.
Kosiniak-Kamysz o apelu Dudy ws. broni jądrowej dla Polski
Władysław Kosiniak-Kamysz odniósł się także do wywiadu prezydenta Andrzeja Dudy dla "Financial Times", w którym prezydent zaapelował do Stanów Zjednoczonych o rozmieszczenie broni jądrowej na terytorium Polski.
– O tych sprawach lepiej najpierw rozmawiać z sojusznikami, a później ogłaszać jakiekolwiek decyzje, jakiekolwiek kierunki działania – mówił minister obrony narodowej. Dodał również, ze strategia w tej sprawie powinna być skonsolidowana oraz opierać się "o to, co możliwe i o decyzje, a nie o chęci".
Jak pisaliśmy w naTemat,pl, we wspomnianym wywiadzie prezydent podkreślił, iż "oczywiste jest", iż Donald Trump mógłby zdecydować o przeniesieniu amerykańskich głowic nuklearnych, w tej chwili składowanych w Europie Zachodniej lub USA, do Polski.
Duda miał już rozmawiać na ten temat z generałem Keithem Kelloggiem, wysłannikiem prezydenta USA ds. Rosji i Ukrainy. Brytyjski dziennik zauważył jednak, iż postulat prezydenta RP może zostać odebrany w Moskwie jako "wysoce prowokacyjny".