Możemy z pewną ostrożnością przyjąć, iż obecna wojna Rosji z Zachodem jest trzecim, a choćby zwartym albo i piątym starciem w długiej już historii tych rywalizacji. Pierwszym, była polska wyprawa po carską koronę i okupacja Kremla na początki XVII wieku.
Kolejna, to wyprawa Napoleona na Moskwę wiek później, w 1812 r., również związana z chwilowym opanowaniem tej samej siedziby carów i miasta. Następną europejską ekspedycją był niemiecki najazd z czerwca 1941r., zorganizowany z dużym strategicznym rozmachem i w sytuacji, gdy Berlin dysponował, w zasadzie, wszystkimi zasobami kontynentalnej Europy. Należy by również dodać, iż były jeszcze i inne wojny, które można przyporządkować powyższemu schematowi. Taki charakter nosiły do pewnego stopnia zmagania Rosji z państwami Centralnymi podczas I Wojny Światowej. Również tak zwana Wojna Krymska oraz wyprawa Piłsudskiego na Kijów w 1920r. Podobne cechy miała, także wojna Północna, zakończona trwałym wyeliminowaniem Szwecji z grona lądowych mocarstw, mających tak wiele do powiedzenia na obszarze Niżu Europejskiego. W ramach powyższej wyliczanki wypada zauważyć, iż w zasadzie Moskwa przegrała tylko wojnę krymską, ale adekwatnie militarnie, a nie politycznie. Można także pokój brzeski traktować jako rosyjską porażkę z Niemcami, jednak te niedługo upadły, co zniwelowało – w dużym stopniu – skutki owej umowy.
Z kolei traktat ryski, kończący nasze zmaganie z bolszewizmem można uznać za rodzaj remisu i przysłowiowe zawieszenie broni. Wszystko to zdarzyło się zaledwie w przeciągu czterystu lat historii. Co zatem widzimy? Przede wszystkim to, iż wschodniemu państwu udało się z grona mocarstw wyeliminować wszystkich po kolei: Polskę, Szwecję, Turcję, a na końcu Berlin. Dzisiejsza bowiem Republika Federalna ma marginalną polityczną pozycję. Czyli można na tej podstawie postawić dobrze udokumentowaną tezę, iż walka Zachodu ze Wschodem jest zjawiskiem trwałym, wręcz wpisanym w dzieje Europy. I to co dzisiaj obserwujemy to dalszy ciąg tych zdarzeń. Tylko, iż Zachód w tych czasach to przede wszystkim są Anglosasi, którzy stanęli na jego czele. Czy jest to wciąż cywilizacja łacińska i kultura europejska? To jakby zupełnie inna sprawa. Ogromnym mitem jest przeważające w historycznej narracji stanowisko, iż Zachód znajduje się w stałym zagrożeniu ze strony Wschodu. adekwatnie nic takiego nie występuje. Olbrzymie państwo mongolskich chanów trwało dość krótko, bo okres jego polityki w Europie to czas od bitwy nad Kałką (1223) do bitwy na Kulikowym Polu (1380).
Później Ruś Moskiewska zaczęła podporządkowywać sobie rozdrobnione tatarskie chanaty. I to zajęło Kremlowi kilka wieków. Chyba, iż za zagrożenie z tamtej strony uznamy terytorialną impet Turków Osmanów. Jednak ich ekspansję należy bardziej traktować jako napór tak zwanego Orientu na Europę. Orient zaś nie do końca jest Wschodem. Trzeba te sprawy rozróżnić. Z drugiej strony winniśmy też zrozumieć, iż Stany Zjednoczone nie mogą współcześnie wyrzec się swoich wpływów w Europie – a z kolei i Rosja musi stawić czoła temu wyzwaniu. Bo i ona z różnych względów nie może się z tego kontynentu całkowicie wycofać. Być może obecna sytuacja dlatego jest tak dramatyczna.
Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, nr 9-10 (26.02-5.03.2023)