KAŻDY KATOLIK SŁONO ZAPŁACI ZA WYBÓR TRZASKOWSKIEGO !

solidaryzm.eu 2 days ago

Już po pierwszej turze wyborów Trzaskowski zapowiedział, iż jako prezydent doprowadzi do szybkiej likwidacji Funduszu Kościelnego. Cek ten wręcz wykrzyczał z wielką mocą jako jeden z dla niego najważniejszych. Inne obietnice Trzaskowskiego oznaczają wydatki z budżetu państwa, czyli iż na pewno żadna z nich zrealizowana nie będzie. Natomiast to, iż Trzaskowski będąc prezydentem niemal natychmiast zlikwidowałby Fundusz Kościelny, uznać należy za całkowicie pewne. Zdajmy sobie sprawę z tego, iż byłby to potężny cios zadany nie tylko Kościołowi i księżom, ale wszystkim polskim katolikom. dla wszystkich oznaczałoby to bowiem ponoszenie stałych, dla wielu znaczących kosztów.

Przede wszystkim wiedzieć trzeba, czym w ogóle jest Fundusz Kościelny. W związku z tym, iż prawdy na ten temat nie znajdziemy w żadnych Wikipediach i innych bardziej dostępnych źródłach, parę lat temu napisałem artykuł zawierający to, co każdy katolik powinien wiedzieć. W związku z tym, iż większość katolików przez cały czas nie wie, czym jest to, czego likwidację zapowiedział Rafał Trzaskowski, poniżej zamieszczam obszerne fragmenty mojego tekstu informującego o tym, co w kwestii Funduszu Kościelnego jest najważniejsze.

Przede wszystkim wiedzieć trzeba, iż zdecydowana większość wypowiedzi, artykułów i haseł encyklopedycznych na temat Funduszu Kościelnego – jest wierutną bzdurą. A prawda jest następująca. Formalnie reżim PRL w tym samym roku 1950 utworzył Fundusz Kościelny oraz Urząd do Spraw Wyzwań. Każda z tych nazw w najlepszym razie była szyderczym eufemizmem, choć precyzyjnie rzecz biorąc – cynicznym łgarstwem. To, co nazwane zostało Funduszem, niczego nie fundowało – było propagandowym manewrem mającym przykryć fakt konfiskaty wszystkich gruntów rolnych. Zwykle w rękach Kościoła znajdowały się one od stuleci i to im przez całe wieki zawdzięczały swe funkcjonowanie niezliczone domy opieki, szpitale, hospicja, szkoły, przedszkola (zwane wtedy „ochronkami”), seminaria niższe i wyższe itd. Jeszcze w 1949 roku Kościół prowadził 87 szkół, 260 domów dziecka, 680 przedszkoli, 950 burs itd. Nadzór nad Funduszem pełnić miał Urząd d.s. Wyznań, zadaniem którego było jednak przede wszystkim sprawowanie totalitarnej kontroli nad wszystkim, co Kościół stanowi, choć w szczególności – nad klerem oraz resztkami jakoś jeszcze wówczas istniejących katolickich stowarzyszeń i wydawnictw. Wg komunistycznej propagandy Fundusz Kościelny miał służyć rekompensatą za skonfiskowaną własność, w zamian za którą duchowni objęci być mieli ubezpieczeniami społecznymi. Już jednak w roku 1953 PRL – owski reżim rozpoczął operację mającą na celu wyeliminowanie z polskiej przestrzeni przynajmniej dużej części Kościoła i stanu duchownego. Czy celem było dojście do standardów w Związku Sowieckim osiągniętych drogą zamknięcia niemal wszystkich świątyń czy poprzestanie na ograbieniu, sterroryzowaniu i całkowitym podporządkowaniu – o to można się spierać. Wiadomo, iż komuniści rosyjscy w samej Moskwie w parę miesięcy potrafili wysadzili w powietrze siedemset cerkwi, towarzysze z Czechosłowacji zlikwidowa

wszystkie seminaria a księży setkami skazywa

i osadzać w więzieniach a ci z Węgier – bez żadnych sądów całe rzesze kapłanów i zakonnic zamknąć w obozach koncentracyjnych. W PRL – u nie brakowało PZPR – owców prących do takich właśnie metod, ale ledwie stłumione powojenne powstanie antykomunistyczne zahamowało realizację choćby tak fundamentalnych komuszych marzeń, jak zastąpienie chłopskich gospodarstw rolnych kołchozami. Wobec skali polskiego oporu nieobliczalnych skutków totalnej rozprawy z Kościołem „nasi” komuniści też się obawiali. Niemniej jednak zdecydowali się na akcję dużego rozmiaru. Była ona potworna a udało się ją wymazać z pamięci większości Polaków. Rozpoczęła się ona w lipcu 1954, kiedy to uzbrojone po zęby oddziały bandziorów z UB zaatakowały dziesiątki męskich domów zakonnych m.in. w Białymstoku, Warszawie, Krakowie, Łomży i Poznaniu. W parę godzin jednej nocy wszystkich zamieszkujących je zakonników wywieziono ciężarówkami do obozów pracy. Każdy z zajętych przez UB budynków został ogołocony z wyposażenia i od razu otrzymywał nowe przeznaczenie. Często polegało to na zaadaptowaniu na apartamenty dla funkcjonariuszy aparatu terroru. Powodzenie przeprowadzonej operacji oraz paraliżujący szok, z jakim odebrało ją społeczeństwo, zachęciły komunistów do przeprowadzenie kolejnej, na większą skalę. W nocy z 2 na 3 sierpnia 1954 przeprowadzony został atak na 324 żeńskie domy zakonne. Operacja miała podobny przebieg – jeżeli drzwi klasztoru nie zostały otwarte to natychmiast je wyłamywano. Do ciężarówek siostry zakonne często wywlekane były wprost z łóżek, pozwalając ze sobą zabrać jedynie tobołek z odzieżą. Tym razem niektóre oddziały UB natrafiły na nieprzewidziane trudności. W wielu miejscowościach przerażające hałasy rozdzierające ciszę nocy zaalarmowały mieszkańców okolicznych domów. Dochodziło do starć z przybiegającym siostrom na ratunek. Ludzi bito i aresztowano, strzelano z broni palnej. Niejednokrotnie zbirów z UB zaskakiwała obecność w pacyfikowanych klasztorach ciężko chorych starców lub dzieci z głębokim upośledzeniem. Zdumiewające, ale autorzy planów tych nocnych napaści nie zawsze uwzględniali to, iż atakowane domy zakonne często pełnią rolę hospicjów czy szpitali dla wymagających intensywnej opieki. Część sióstr stanowiły wykwalifikowane pielęgniarki a choćby lekarki o rzadkich specjalizacjach. Ubecy wszystkie traktowali jednakowo. Żadnej z tych kobiet nie informowano, co się z nimi zamierza zrobić. Wtłoczone do zaplandekowanych ciężarówek z tabliczkami „Pielgrzymka” wieziono do nowych miejsc przeznaczenia, którymi okazywały się być obozy sklecone przy PGR – ach zachodnich województw Polski. Najwięcej szczęścia miały zamykane w spacyfikowanych w ramach poprzednich akcji UB budynkach klasztornych w Gostyniu czy Kobylinie. Te przynajmniej miały okna i piece. Większość trafiała jednak do obozów takich, jakie zaimprowizowano w Otorowie, Stadnikach, Dębowej Łące czy Pępowie. W tym ostatnim blisko tysiąc sióstr kolejne lata zamieszkiwało w barakach bez elektryczności, okien, bieżącej wody czy kanalizacji. W każdym z otoczonych drutem kolczastym obozów uwięzione zmuszono do pracy w szwalniach. W miesiącach prac polowych – były darmową siłą roboczą PGR – ów. Jednym ze świadectw tej gehenny są wspomnienia siostry Miriam Zając: „Nas elżbietanek w obozie było czterysta. Każdą nakłaniano do odejścia z zakonu, czemu nie uległa ani jedna. Zimą w naszym baraku zamarzała woda, chorowałyśmy, piętnaście z nas zmarło”.

Ocalenie przyszło wraz z październikowymi przemianami roku 1956. Z więzień wypuszczono także księży i biskupów. Zakonnice – często nie miały dokąd wracać. Większość budynków klasztornych, skonfiskowanych w roku 1954, nie została ani zwrócona ani w żaden sposób zrekompensowana. Z tej przyczyny część sióstr w obozach przebywała jeszcze wiosną 1957 a uwięzione w Gostyniu – do końca roku 1959. W pierwszych latach czasów Gomułkowskich komuniści złagodzili swą antykatolicką politykę. Niemożność zwrotu większości zagrabionych budynków argumentowali ich nowymi funkcjami. Do dziś w wielu z nich są np. mieszkania komunalne. Zwroty nieruchomości budowlanych, skonfiskowanych w roku 1954, zakończyły się z początkiem lat sześćdziesiątych. 44% zrabowanego – pozostało w rękach państwa. Statystykę tę kilka poprawiły restytucje dokonana po roku 1989, np. z 89 budynków w 1954 roku zabranych elżbietankom do dziś zwrócono jedynie 55. Do Kościoła nigdy nie powróciły rozszabrowane w czasie ubeckich napaści niezliczone zabytki ruchome, w tym średniowieczne księgi, rzeźby, krucyfiksy, obrazy. prawdopodobnie podzieliły one los ostatnich dziesięciu skrzyń ze złotem ofiarowanym przez Polaków Funduszowi Obrony Narodowej. W 1947 odbierający je na Okęciu funkcjonariusze UB ofiarowanymi ojczyźnie pierścionkami, obrączkami, złotymi zegarkami napychali sobie kieszenie. Część już najbliższego wieczoru posłużyła im jako gratyfikacja dla prostytutek…

Jedynym, co Kościół otrzymał jako „rekompensatę” za mienie, którego nie odzyskał po grabieżach z roku 1954, były świadczenia z Funduszu Kościelnego. Polegają one na opiece lekarskiej dla osób duchownych, udostępnionej w państwowej służbie zdrowia oraz możliwości ubiegania się o dofinansowanie remontów zabytkowych obiektów sakralnych. Najmniejszej wątpliwości nie ulega to, iż przez wszystkie lata funkcjonowania Funduszu nie zrównoważył on choćby promila z promila wartości tego, co Kościołowi zostało zagrabione i nigdy nie oddane.

Wszystko, co składa się na Fundusz Kościelny, sprowadza się do jedynie dwóch grup kosztów pokrywanych z budżetu polskiego państwa. Do pierwszej grupy należą ubezpieczenia zdrowotne. Takie, jakie mają wszyscy ubezpieczeni w ZUS lub KRUS, dzięki którym mogą, jak wszyscy inni, chodzić do lekarzy, kupować w aptece leki ze zniżką i jeżeli trzeba – leżeć w szpitalach, poddawać się zabiegom. Na drugą grupę kosztów składają się fundusze (zawsze zresztą bardzo skąpe, ale jednak niezbędne), o które ubiegać się można w celu remontu zabytkowych obiektów sakralnych. Chodzi o to, iż pod opieką Kościoła znajduje się ogromna część dziedzictwa narodowej polskiej kultury. Większość średniowiecznych zabytków – to przecież kościoły. A w nich – większość zachowanych w Polsce skarbów dawnego malarstwa i rzeźby. Bez koniecznych remontów i stałej konserwacji – te skarby polskiej kultury obrócą się w ruinę. W tym przypadku dzięki Funduszu Kościelnego państwo polskie wspiera przede wszystkim ochronę skarbów polskiej kultury a nie – sam Kościół. Nie Kościół jako instytucja czy ludzka zbiorowość jest więc beneficjentem tej części Funduszu Kościelnego, ale narodowe dziedzictwo Polski i Polaków. Wszystkich Polaków a nie tylko Polaków – katolików.

Każdy chyba potrafi sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie będą skutki likwidacji Funduszu Kościelnego. Wraz z jego likwidacją skończy się pomoc państwa w restauracji skarbów sztuki. A mamy dziś w Polsce mnóstwo parafii złożonych z kilku tysięcy niebogatych katolików, na których ciąży obowiązek remontowania i konserwowania np. dużej barokowej świątyni. Wiele takich świątyń wymaga remontów kosztujących kilka czy kilkanaście milionów złotych. Bez Funduszu Kościelnego – tacy parafianie zostaną z tym wydatkiem sami. A co będzie z księżmi, zakonnicami, zakonnikami, którym odbierze się prawo leczenia w publicznych szpitalach i ośrodkach zdrowia? Poprzednicy Rafała Trzaskowskiego już dawno temu odebrali Kościołowi wszystkie źródła dochodu, z których finansowano leczenie osób stanu duchownego. jeżeli Trzaskowski dopnie swego – cały ten koszt, bez którego przecież żyć nie sposób, będzie musiał spaść na każdego, kto przynależy do wspólnoty katolików. Bez samoobciążenia się każdego z polskich katolików nie będą mogły funkcjonować prowadzone przez Kościół placówki oświatowe czy ośrodki pomocy społecznej. I na koniec zadajmy sobie pytanie, skąd ta zapiekłość, z jaką Trzaskowski zapowiada likwidację Funduszu Kościelnego. Miłością do Kościoła nigdy on nie pałał, jest przecież synem płatnej donosicielki komunistycznej Służby Bezpieczeństwa a jako prezydent Warszawy zatrudniał wysokiego szczebla funkcjonariuszy SB, także panią Lange, która zamordowała księdza Franciszka Blachnickiego, twórcę Ruchu Oazowego, i na fundację której przelewał miliony z kasy miasta stołecznego Warszawa. Cały jednak roczny wydatek na Fundusz Kościelny to w końcu też ledwie jedna trzecia tych funduszy, które rząd Donalda Tuska przeznacza na Telewizję Polską w Likwidacji. Ledwie trzecia część tych właśnie paru miliardów, które jeszcze półtora roku temu partia Tuska i Trzaskowskiego obiecywała przeznaczać na onkologię dziecięcą …

Artur Adamski

Więcej o obozach koncentracyjnych dla polskiego kleru oraz grabieży własności Kościoła m.in. w:

  • Artur Adamski „PRL – państwo obozów koncentracyjnych” (na łamach m.in. „Gazety Obywatelskiej Kornela Morawieckiego”)
  • Peter Raina „Losy sióstr zakonnych w PRL”, Warszawa 2004
  • Artur Adamski „Komunistyczny plan likwidacji Kościoła w Polsce”, Opcja na Prawo 2004
Read Entire Article