W czwartek (30.03.2023) poseł Konfederacji Krzysztof Bosak powiedział w rozmowie z Super Expressem jak niedługo będzie wyglądała narracja PiS w sprawie pomocy dla Ukrainy: Pomagać, ale z głową. My to mówiliśmy od początku. W tej chwili takie hasła zaczyna powtarzać Tusk, a zaraz Pan to usłyszy od PiS-owców. Powiedzą: „Pewne błędy zostały popełnione. Trzeba pomagać, ale z głową”. Daję Panu gwarancję, iż jeszcze przed wyborami Pan to usłyszy z ust premiera. Albo zmienią premiera, albo okaże się, iż Morawiecki odkrył, iż to jest adekwatna linia. Tak będzie, dlatego iż takie są nastroje społeczne.
Nie trzeba było długo czekać, żeby spełniła się zapowiedź Bosaka. Następnego dnia premier Mateusz Morawiecki zamieścił na Twitterze następujący wpis: Wspierajmy Ukrainę, ale róbmy to mądrze i przede wszystkim stawiajmy interes krajowy i polskich rolników na pierwszym miejscu!
Do wpisu Morawiecki załączył wspólny list prezydenta Bułgarii oraz premierów Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji w sprawie środków przeciwdziałających negatywnym skutkom zwiększonego przywozu produktów rolnych z Ukrainy na rynek UE. W liście skierowanym do szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen stwierdzono, iż w związku z napływem ukraińskich produktów rolniczych doszło do problemów w krajach graniczących z Ukrainą lub położonych w jej bliskim sąsiedztwie. – Doszło do bezprecedensowego wzrostu importu zbóż, nasion oleistych, jaj, drobiu, cukru, soku jabłkowego, jagód, jabłek, mąki, miodu i makaronu. Pojawiły się trudności w zagospodarowaniu nadwyżek zbóż znajdujących się w magazynach, co spowodowało destabilizację rynku zbóż, roślin przemysłowych i oleistych, zwłaszcza pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika, oraz nałożenie dodatkowych kosztów na producentów rolnych – czytamy w liście.
W związku z powyższym sygnatariusze listu apelują do KE o: uruchomienie dodatkowych źródeł finansowania w celu wsparcia producentów rolnych, którzy ponieśli straty i są zagrożeni utratą płynności finansowej; finansowe wsparcie realizacji pierwotnego celu „pasów solidarności”, czyli eksportu ukraińskich nadwyżek towarów rolnych do państw Afryki i Bliskiego Wschodu; przeanalizowanie możliwości zakupu nadwyżek zboża od sąsiednich państw członkowskich na cele humanitarne; wsparcie finansowe ze strony UE na potrzeby szybszego rozwoju infrastruktury transportowej. – jeżeli zakłócenia rynku powodujące szkody dla rolników z naszych państw nie mogą być wyeliminowane dzięki innych środków, zwracamy się do Komisji o wdrożenie odpowiednich procedur w celu ponownego wprowadzenia ceł i kontyngentów taryfowych na przywóz towarów z Ukrainy – napisano w liście. Pełna treść dokumentu TUTAJ.
A teraz zobaczmy, co premier Morawiecki mówił o ukraińskim zbożu w lipcu 2022 roku: Zostaliśmy poproszeni, żeby pomóc w tranzycie, a nie w tym, aby to zboże wpływało na polski rynek i cisnęło cenę zboża w dół. Polska pomaga sąsiadom na Ukrainie z transportem zboża, ale nie odbywa się to kosztem interesu polskiej wsi. Premier zapewniał też, iż ukraińskie zboże będzie sprzedawane w Afryce i na Bliskim Wschodzie i podkreślał, iż „mamy w Polsce polską żywność i polskie zboże”, a rząd będzie zabezpieczać polską wieś i polskiego rolnika.
Od tych deklaracji minęło 9 miesięcy. Efekty „zabezpieczania” polskiego rolnika przez polski rząd po wpuszczeniu do Polski ukraińskich produktów rolnych bez cła wygląda tak, iż polski rolnik stoi przed widmem bankructwa. Jest bowiem niemożliwe, żeby polska produkcja, która musi spełniać unijne wymogi jakości, mogła konkurować z ukraińską produkcją, która takich wymagań spełniać nie musi. Oczywistym jest też to, iż Polska logistycznie nie była w stanie zapewnić tranzytu dla takiej ilości zboża, jaką przyjęto z Ukrainy. Wielokrotnie mówił o tym były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, wyrzucony ze stołka za sprzeciw wobec pomysłów typu „Piątka dla zwierząt”. – Z całej Polski docierają sygnały, iż zboże z Ukrainy pozostaje w Polsce, bo reeksport jest iluzoryczny, niszczy polski rynek zboża. Usłyszałem od ważnego polityka z własnej partii, iż buntuję rolników, bo gdyby nie moje wypowiedzi, siedzieliby cicho – mówił Ardanowski 6 lipca 2022 roku.
Na alarm biła też Anna Bryłka z Konfederacji. – Aby obsłużyć wywóz ukraińskiego zboża, musielibyśmy podwoić naszą infrastrukturę. Nie jesteśmy w stanie tego procesu obsłużyć. Niestety zwiększenie eksportu ukraińskiego zboża odbywa się kosztem polskich rolników, destabilizując krajowy rynek – mówiła podczas debaty zorganizowanej pod koniec czerwca 2022 roku przez Instytut Gospodarki Rolnej.
O tym, iż wwóz ukraińskiego zboża jest zagrożeniem dla polskiego rolnictwa, mówili wszyscy uczestnicy tej debaty: Monika Piątkowska z Polski 2050, Stefan Krajewski z Polskiego Stronnictwa Ludowego, Jan Krzysztof Ardanowski z PiS i Jarosław Sachajko z Kukiz’15. Wszyscy przestrzegali, iż Polska nie jest przygotowana do tranzytu ukraińskiego zboża. Ale premier Morawiecki był ponad to. – Poleciłem ministrowi Kowalczykowi, aby wszelkie zakupy ukraińskiego zboża były zakupami o charakterze reeksportowym i interwencyjnym, które nie wpływają na naszą lokalną cenę zbóż – oświadczył w lipcu 2022 roku.
Polecenie premiera Morawieckiego okazało się niewykonalne. Jakim cudem minister Kowalczyk miał podwoić polską infrastrukturę transportową z dnia na dzień? Nie było takiej możliwości choćby gdyby premier Morawiecki wydał mu dziesięć takich poleceń i jeszcze groźnie ruszył brwiami. Od początku było oczywiste, czym skończy się ta cała akcja. Ale przecież polski rząd przyjął zasadę, iż „jesteśmy sługami Ukrainy”, a każdy, kto przeciw tej zasadzie protestuje, to „ruska onuca”. Teraz, gdy mleko się rozlało, Morawiecki apeluje, żeby wspierać Ukrainę, ale robić to mądrze. Wychodzi na to, iż Morawiecki apeluje do Morawieckiego. Bo to przecież Morawiecki wpuścił do Polski ukraińskie zboże. A zatem to Morawiecki odpowiada za obecną sytuację, ale zamiast posypać głowę popiołem i podać się do dymisji, wygłasza apele, za które jeszcze niedawno było się wyzywanym od „ruskich agentów”.
Apel Morawieckiego w sprawie ukraińskiego zboża nie jest jedynym przykładem, gdy Morawiecki apeluje do Morawieckiego. W grudniu 2022 roku Morawiecki zrezygnował z weta i zaakceptował „ambitne cele klimatyczne” unijnego programu FitFor55. Rezultatem akceptacji tego programu jest m.in. wprowadzenie zakazu rejestracji samochodów spalinowych od 2035 roku. Ostateczne głosowanie w tej sprawie odbyło się pod koniec marca 2023 roku na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej. – Na moje polecenie minister Anna Moskwa zagłosowała przeciw zakazowi sprzedaży nowych samochodów spalinowych po 2035 r. Dziękuję Pani Minister – napisał Morawiecki na Twitterze. Zapomniał tylko dodać, iż głosowanie w Radzie UE jest większościowe i głos minister Moskwy niczego nie zmienił. Czas na blokowanie absurdalnych planów unijnej polityki klimatycznej był w grudniu 2020 roku. Wtedy weto zgłoszone przez Morawieckiego miałoby znaczenie. Ale Morawiecki nie zawetował ani Zielonego Ładu, ani FitFor55. Zamiast weta dostaliśmy natomiast taką oto deklarację premiera, zamieszczoną na Twitterze 30 marca 2023 roku: Zakaz sprzedaży aut spalinowych po 2035 roku to pomysł NIE DO ZAAKCEPTOWANIA przez rząd PiS. Zrobimy wszystko, żeby ochronić polskie rodziny przed kolejnym pseudoekologicznym wymysłem bogatych państw i biurokratów z Brukseli! Chcemy zielonej transformacji, która rozumie i wspiera kraje członkowskie, a nie niszczy ich gospodarki i budżety zwykłych obywateli.
Morawiecki zaakceptował Zielony Ład i FitFor55. Morawiecki ogłasza, iż rząd PiS nie akceptuje skutków tej akceptacji. Wychodzi na to, iż rząd PiS jest „za”, a choćby „przeciw”. Wychodzi na to, iż Morawiecki apeluje do Morawieckiego, żeby chronił polskie rodziny przed skutkami decyzji Morawieckiego.
Gdyby premier Morawiecki zarządzał swoim majątkiem tak jak zarządza Polską, to byłby zadłużonym po uszy bankrutem. Ale Morawiecki jest krezusem. W maju 2021 roku dziennikarze Wirtualnej Polski poinformowali, iż odnaleźli małżeństwo Morawieckich w 24 księgach wieczystych, z czego żona premiera miała mieć m.in. dwa mieszkania na warszawskim Mokotowie, 15 hektarów ziemi we Wrocławiu, półhektarową działkę nad Bzurą, a także dwa mieszkania i lokal użytkowy w kamienicy przy wrocławskim rynku. Dziennikarze wyliczyli, iż szacunkowa wartość majątku premiera i jego żony to ok. 40 mln zł.
Oczywiście taka kwota nie została ujawniona w oświadczeniu majątkowym złożonym przez premiera Morawieckiego, ponieważ w 2013 roku Morawiecki podpisał z żoną umowę o podziale majątku, a do dziś nie ma przepisów nakazujących politykom ujawnienie wartości majątku członków najbliższej rodziny. Ale deklaracja majątkowa samego Morawieckiego i tak robi wrażenie. W złożonym w kwietniu 2021 roku oświadczeniu majątkowym wykazał, iż zgromadził 4,7 mln zł oszczędności, posiada dwa domy (jeden wart 1,9 mln zł, drugi 3,5 mln zł), połowę szeregowca (ok. 600 tys. zł), mieszkanie (1,1 mln zł), meble (330 tys. zł) oraz sprzęt techniczny (20 tys. zł). Natomiast z racji pełnienia funkcji Prezesa Rady Ministrów zarabia ok. 200 tys. zł rocznie.
Najwyższa pora, żeby Morawiecki zaapelował do Morawieckiego o ujawnienie majątku żony i wyjaśnienie, jak to jest, iż gdy chodzi o majątek małżeństwa Morawieckich, to Morawiecki potrafi podejmować trafne i dochodowe decyzje, ale gdy chodzi o decyzje dotyczące rządzenia Polską, to Morawiecki gubi się niczym dziecko we mgle. A może wcale się nie gubi? Może tak właśnie ma być?
Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, iż to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats
Zobacz też:
Katarzyna TS: Klimatyzm albo Polexit