– Niebawem obejmie pani urząd sędziego Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
– Bardzo się cieszę; było to zawsze moim marzeniem, ale długo nie wydawało mi się realne.
– Dotychczas w trybunale sędziami z Polski byli Jerzy Makarczyk, Lech Garlicki i Krzysztof Wojtyczek. Wreszcie sędzią będzie kobieta.
– Myślę, iż to ważna zmiana – kobieta z Polski obejmie to stanowisko. Moja ścieżka zawodowa jest dość nietypowa. Przez 11 lat byłam sędzią w Polsce, przez prawie sześć lat pracowałam w Kosowie, gdzie sądziłam w sprawach o zbrodnie wojenne, stykając się z najbardziej drastycznymi naruszeniami praw człowieka. Później brałam udział w reformie wymiaru sprawiedliwości w Ukrainie. Nagromadzone doświadczenia dały mi kompetencje i odwagę, by wystartować w konkursie na sędziego w Trybunale Praw Człowieka.
– Dlaczego została pani prawnikiem?
– Nie mam żadnych rodzinnych tradycji prawniczych, więc to nie była naturalna droga. Potrzeba walki o sprawiedliwość towarzyszyła mi już od szkoły średniej. Trudne studia prawnicze traktowałam jednak głównie w kategorii wyzwania, by udowodnić sobie, iż jestem w stanie dostać się na nie i je ukończyć.