Z tego, co widzę, tysiące ludzi zabrało się już do sprawdzania swojego idealnego kandydata na prezydenta. I tysiącom wyszło coś zupełnie innego, niż myśleli, iż wyjdzie. Wielu moich znajomych siedzi właśnie przed ekranem ze zdumieniem na twarzy i widzi, iż zgodnie ze swoimi poglądami wcale nie powinni głosować na Rafała Trzaskowskiego czy Karola Nawrockiego.
Mnie wyszło, iż idealnym kandydatem jest... Adrian Zandberg, tuż za nim plasuje się Magdalena Biejat, potem Joanna Senyszyn, a następnie Szymon Hołownia. Potem jest Rafał Trzaskowski i – o zgrozo – Maciej Maciak. Dalej widzę pana z fularem pod szyją, więc to Marek Jakubiak.
Kuzynowi o wcale nielewicowych poglądach wyszło podobnie, koledze z branży również.
Nie piszę tego, żeby kogoś zachęcać lub zniechęcać do głosowania na danych kandydatów. Wrzenie w sieci również pokazuje, iż kandydaci, na których planujemy głosować, niekoniecznie są idealni w kwestii zgodności poglądów.
Jesteśmy bardziej lewicowi, niż sądzimy?
Ja sobie z tym poradzę, ale spora grupa wyborców wpadła w amok. Oczywiście każdy z nas żyje w określonej bańce. Ale może faktycznie jesteśmy bardziej lewicowi, niż nam się wydaje?
Z tym pytaniem zwróciłem się do Michała Tragarza z Centrum Edukacji Obywatelskiej. To właśnie ta organizacja odpowiada za przygotowanie "Latarnika Wyborczego", czyli popularnego narzędzia, które pozwala nam określić poglądy kandydatów na urząd prezydenta.
– Ogólnie rzecz ujmując, Latarnik chyba nieco bardziej promuje osoby, które mają wyraziste poglądy i tych kandydatów, którzy udzielają precyzyjnych odpowiedzi na pytania. Algorytm narzędzia przyznaje więcej punktów za zgodność odpowiedzi w przypadku odpowiedzi "zgadzam się" lub "nie zgadzam", niż zgodność w przypadku "nie mam zdania". A więc jeżeli kandydat udziela więcej odpowiedzi "nie mam zdania", ma mniejsze szanse na wyświetlanie się na szczycie wyników – tłumaczy Michał Tragarz.
Wyjaśnia to na przykładzie Karola Nawrockiego. Jego pozycja w Latarniku wzburzyła wielu prawicowych komentatorów.
– Ten kandydat w czterech kwestiach odpowiedział, iż "nie ma zdania" (choć jednocześnie jego komentarze wskazują, iż zdanie jednak ma). Siłą rzeczy użytkownik, który ma zdanie w tych sprawach, będzie miał wyższy procent zgodności z tymi kandydatami, którzy odpowiedzieli tak samo. Kandydaci, którzy odpowiadają wiele razy "nie mam zdania" raczej sami sobie trochę szkodzą – mówi.
Dodaje, iż nie jest to żadna manipulacja.
– Tak działa ten algorytm. Więcej punktów przyznaje za zgodność odpowiedzi "zgadzam się" i "nie zgadzam się" niż za zgodność odpowiedzi "nie mam zdania". Sztaby też zostały poinformowane, jak to jest zrobione i jak są przeliczane punkty – zastrzega Tragarz.
To jedno wytłumaczenie "lewicowego przechyłu", na który zwraca uwagę sporo osób. Kolejne jest nieco bardziej skomplikowane.
– Zastrzegam, iż to moja prywatna opinia. Ale nie da się nie zauważyć, iż w obecnej kampanii obserwujemy raczej przechył prawicowy. Chodzi mi o to, iż główni kandydaci prześcigają się w postulatach, które są bliskie środowisku konserwatywnemu, albo choćby wręcz temu mocniej prawicowemu. Raczej nie obserwujemy licytacji na postulaty lewicowe. Jednocześnie bardzo dużej części społeczeństwa bliskie są opinie centrolewicowe np. w sprawach obyczajowych, choćby nie mówimy już o radykalnie lewicowych. Wydaje mi się, iż ci kandydaci, którzy, nie wstydzą się odpowiedzieć zgodnie z tymi lewicowymi wartościami, mają małą premię – mówi nam Michał Tragarz.
Kiedy pytam o to, którzy kandydaci są najpopularniejsi, najbardziej "zgodni" z użytkownikami Latarnika tłumaczy, iż tego nie wiadomo. Takie dane nie są zbierane.
– My nie wiemy, jakich odpowiedzi udzielają użytkownicy Latarnika, nie widzimy tego. Wiemy tylko, ile osób wypełnia latarnika wyborczego, całe badanie jest anonimowe – wyjaśnia.
Tendencyjne pytania? Nie bardzo
Latarnik musi się też mierzyć z zarzutami o stronniczość pytań. Według opinii prawicowych użytkowników ma przechył oczywiście lewicowy.
– Układanie pytań to bardzo długi proces. Dużo pracy wkładamy w to, żeby zawarte w ankiecie stwierdzenia reprezentowały te kwestie, które są w tej chwili w dyskursie politycznym ważne dla społeczeństwa. Wybieramy je na kilku etapach. Z jednej strony selekcji dokonujemy wspólnie z ekspertami, z politologami z różnych stron i środowisk. Współpracujemy choćby z Klubem Jagiellońskim i z Nową Konfederacją, ale i z osobami, które współpracują z Krytyką Polityczną – opowiada Tragarz.
Wyjaśnia, iż to jest tylko jeden z etapów budowy Latarnika. W tym roku CEO przeprowadziło też ankietę wśród 45 tysięcy osób. Ich odpowiedzi również miały znaczenie dla kwestii, które się w Latarniku znalazły.
– Ale to jeszcze nie wszystko, bo kiedy mamy już listę tematów, to do każdego z nich trzeba jeszcze sformułować stwierdzenie. Musi ono być precyzyjne, jasne, zrozumiałe, musi się na nie dać odpowiedzieć "zgadzam się", "nie zgadzam". Jego forma musi być zamknięta i neutralna. Nie może zawierać sformułowań ocennych – tłumaczy nasz rozmówca.
– Staramy się w taki sposób formułować stwierdzenia, żeby była w nich równowaga. Nie może być takiej sytuacji, iż na przykład osoba o prawicowych poglądach odpowie na wszystkie stwierdzenia "zgadzam się". Dbamy o to, żeby nie było tu żadnego przechyłu. A choćby wydaje mi się, iż w tegorocznym Latarniku więcej jest stwierdzeń, z którymi zgodzą się osoby o klasycznych prawicowych poglądach. Ale w sumie zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, iż nie pytamy o to, czy o tamto – przyznaje Michał Tragarz.
Dodaje, iż w tym roku mocno reprezentowane są kwestie obronności i bezpieczeństwa. Ale czy to nadużycie?
– W żaden sposób. To jest temat zdecydowanie istotny dla ludzi, pojawia się w dyskusji politycznej, również nasi użytkownicy wskazywali, iż to jest dla nich ważne – tłumaczy Tragarz.
Dodaje, iż nie ma też możliwości, by kandydaci "podkręcali" swoje stanowiska tak, by pasować do większej liczby użytkowników. Sposób jest jeden: nie udzielać odpowiedzi "nie mam zdania".
– Im więcej takich odpowiedzi, tym mniejsza szansa na wskoczenie na szczyt, szczególnie u osób, które mają jasno sformułowane poglądy polityczne. Ale jakiegoś systemu, by zapewnić sobie więcej "zgodnych" użytkowników nie ma – wyjaśnia.
Czemu nie głosujemy na tych, którzy mają takie same poglądy?
Pozostaje jeszcze kwestia najważniejsza. Po emocjach, jakie wywołuje Latarnik, widać, iż mnóstwo osób poszukiwało potwierdzenia swoich poglądów u kandydata, na którego zamierzają głosować. I mnóstwo dowiedziało się, iż sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana: ich kandydaci nie reprezentują ich punktu widzenia.
Kryteria podejmowania decyzji wyborczych to osobny temat. Jasne, iż nie głosujemy zgodnie z jakąś rzetelną i dogłębną analizą programu i sprawdzaniem zgodności. Dochodzi tu cała masa innych rzeczy.
Choćby wizerunek, który jest bardzo ważny. Dla innych będzie się liczyć, iż kandydat po prostu wydaje miłym, dobrym, uczciwym człowiekiem. jeżeli ktoś darzy kandydata szacunkiem, to zagłosuje za nim choćby wtedy, gdy nie do końca się z nim zgadza. Nad wizerunkami kandydatów mocno pracują ich sztaby.
– pozostało jedna kwestia: wyborcy bardzo mocno kierują się szerszymi kalkulacjami. Wiele osób raczej nie chce być po stronie przegranych. Czyli jeżeli widzimy, iż nasz kandydat ma szansę na 3 albo 4 proc. głosów, to musimy być mocno zdeterminowani, bardzo przekonani do tej osoby, żeby oddać – w cudzysłowie – "stracony głos". Są też badania dotyczące chęci bycia po stronie zwycięzcy. jeżeli widzimy, iż kandydat ma szansę na wygraną, a jesteśmy trochę niezdecydowani, to możemy mieć tendencję do tego, żeby głosować na lidera sondaży. To może być forma premii mimo nie do końca zgodnych poglądów – dodaje Michał Tragarz.
Wyjaśnia, iż podobnych czynników jest mnóstwo. Część wyborców może uważać, iż dobrze będzie, jeżeli prezydent będzie z tego samego obozu politycznego, co partia rządząca. Są gotowi zacisnąć zęby, choćby jeżeli nie zgadzają się z całością poglądów danego polityka.
– Jest bardzo dużo kryteriów, które wyborcy biorą pod uwagę. Zgodność poglądów to jeden z nich. Główną ideą Latarnika jest to, żeby wyborcy właśnie sobie to przemyśleli, żeby właśnie na to zwrócili uwagę. Być może będą zaskoczeni, być może zdziwieni, iż nie wychodzi do końca to, co myśleli. Chodzi o refleksję. To jest naszym celem. Myślę, iż część osób trochę zbyt serio traktuje Latarnika jako jakąś wyrocznię. Nie jesteśmy wyrocznią i nie rościmy sobie prawa, żeby mówić ludziom, jak mają zagłosować w wyborach. To nie jest nasz cel, nasza funkcja. Naszym celem jest to, żeby zachęcić ludzi do refleksji, dlaczego chcą głosować na temat innej osoby – tłumaczy Michał Tragarz.