Po siedmiu miesiącach wojny gospodarka państwa Ukraińskiego jest w kompletnej ruinie i tego faktu nie da się już ukryć: nie są w stanie tego zrobić ani cenzura ani dyżurni hejterzy.
Nawet oficjalni propagandyści muszą publicznie przyznać, iż obrona Ukrainy ta w całości jest finansowana i zaopatrywanie ze źródeł zewnętrznych. Jest to największy paradoks historyczny, który dotychczas nie miał precedensu. Wojny dotychczas prowadzono przede wszystkim własnymi siłami, a pomoc zewnętrzna miała charakter uzupełniający.
W przypadku, gdy całość wyposażenia i wyżywienia oraz finansowania wojsk pochodzi od państw trzecich, należy zadać pytanie o sens takiej wojny nie tylko z punktu widzenia tych, którzy się bronią. Niestety wojny to również (a może przede wszystkim) wielki biznes. Dotychczas prowadziły je tylko te państwa, które było na to stać: gdy wyczerpywały się środki jej prowadzenia, walki wygasały w sposób naturalny: obrazowo mówiąc oszczędzano krew, bo nie można posyłać na śmierć nieuzbrojonych żołnierzy. Teraz jest inaczej i jest tu pewna analogia do Wielkiej Brytanii w czasie drugiej z wielkich wojen: tego państwa nie było stać na kontynuowanie walki z Niemcami już w 1940 roku po klęsce Francji: rolę wojennego jego sponsora przejęły Stany Zjednoczone, które równocześnie doprowadziły do … likwidacji mocarstwowej pozycji Londynu a później do kasaty Imperium Brytyjskiego, i podporządkowania tego państwa polityce amerykańskiej.
Rodzi się jednak pytanie: jak długo teraz Stany Zjednoczone i kilka innych państw (w tym Polska) będą ponosić ciężary tej wojny? Już powoli wyczerpują się istniejące zasoby ich uzbrojenia, które przekazywane jest Ukraińcom, a prawdopodobieństwo przestawienia gospodarki tych państw na tryby wojenne jest bardzo niskie: wymagałoby to drastycznego obniżenia poziomu życia istotnej części ich ludności, reglamentacji obrotu wieloma towarami, kontroli cen, a to mogłoby spowodować bunt społeczny. Już obecne skutki ekonomiczne tej wojny, które są udziałem społeczeństw państw zachodnich (inflacja, drożyzna, braki w dostawach gazu, węgla i ciepła energetycznego), budzą silny sprzeciw. Jak długo więc ów „zjednoczony Zachód” będzie finansował tę wojnę? Prawdopodobnie ich stratedzy liczą na to, iż w Moskwie dokona się jakiś „przewrót pałacowy” i to Rosja przyczyni się do zakończenia tego konfliktu. Czyli będzie można odtrąbić sukces, bo „polityka odstraszania” zakończyła się spektakularną klęską: Rosja rozpoczęła regularną wojnę, czyli nie przestraszyła się gróźb ze strony NATO.
Publicznie prezentowane analizy a zwłaszcza oficjalna propaganda pomijają ten problem z wielu powodów. Dlaczego? Bo narzucony i bezdyskusyjny cel tej wojny, czyli „wyzwolenie całości terytorium Ukrainy”, w tym również Krymu, stało się swoistą pułapką: „zasoby ludzkie” zrujnowanego państwa, magazyny uzbrojenia w państwach wspierających oraz bieżące możliwości produkcyjne dostawców broni nie dają gwarancji realizacji tego celu nie tylko w ciągu najbliższych miesięcy, ale choćby lat. Taką perspektywę potwierdziło również „światowe przywództwo” jednoznacznie twierdząc, iż będzie „długotrwała”, czyli będzie ciągnąć się bez końca. Nikt nie chce spróbować odpowiedzieć na pytanie, co się stanie gdy wyczerpią się owe zasoby obrońców i magazyny państw wspierających.
O tym problemie nie wolno mówić a choćby myśleć. Gdy dotrzemy do tych granic trzeba będzie faktycznie skapitulować a choćby formalnie. Na drugą po Afganistanie tego rodzaju katastrofę nikt na „Zachodzie” nie może sobie pozwolić. Czyli Zachodni sojusznicy czekają na drugi „cud domu Brandenburskiego”, czyli zasadniczą zmianę polityki rosyjskiej. Potwierdzają te prognozy oficjalni propagandyści, którzy wciąż uwypuklają „kremlowskie kryzysy”, „osłabienie pozycji Putina” czy też „groźby zamachu przeprowadzonego przez oligarchów”, „wojskowych” lub „służby”. Czy władze rosyjskie biorą pod uwagę ten scenariusz w swojej strategii? Sądzę, iż tak.
Witold Modzelewski
fot. RIA Novosti
Myśl Polska, nr 49-50 (4-11.12.2022)