Holownia's downfall. How the fresh politics lost to reality

gazetatrybunalska.info 4 days ago

Gdy w 2020 roku Szymon Hołownia pojawił się na scenie politycznej, wydawało się, iż wreszcie nadchodzi coś nowego. Publicysta, katolik, człowiek mediów, pozbawiony partyjnych korzeni, obiecywał zmianę stylu uprawiania polityki – bez agresji, bez cynizmu, bez podziału na „plemiona”.

Jego ruch społeczny miał być odpowiedzią na zmęczenie społeczeństwa konfliktem PO–PiS. Pięć lat później po tej idei pozostał zaledwie cień: marginalna pozycja w Sejmie, rosnąca liczba odejść z klubu, spadek poparcia i narastające napięcia z partnerami z koalicji.

Od fenomenu do rutyny

Fenomen Hołowni był w dużej mierze medialny. Zbudowany na emocji, a nie na strukturze. Oferował obietnicę – „normalności”, „uczciwości”, „nowej jakości” – której nie dało się zweryfikować, dopóki nie doszło do konfrontacji z realną polityką. W momencie, gdy trzeba było podejmować decyzje, zawierać kompromisy, wchodzić w spory o interesy, ów idealistyczny model zaczął pękać.

Wielu wyborców przyciągnęła jego autentyczność, ale ta sama autentyczność okazała się też ograniczeniem. Hołownia nie potrafił przejść z roli komentatora do roli przywódcy. Zamiast budować trwałą strukturę, tworzył wokół siebie krąg zwolenników przekonanych o misji, ale niezdolnych do działania poza jego osobistym autorytetem.

Strukturalna słabość projektu

Ruch Polska 2050 nigdy nie był partią w klasycznym sensie. Nie posiadał lokalnych struktur zdolnych do prowadzenia kampanii, rekrutacji czy kontroli finansów. Oparty był na wolontariacie i entuzjazmie, który z czasem wyparował. Gdy emocja zgasła, nie było niczego, co mogłoby utrzymać organizację przy życiu.

Ta słabość stała się szczególnie widoczna po wejściu do parlamentu. Brak ludzi do obsadzenia funkcji, brak zaplecza eksperckiego, brak polityków średniego szczebla, którzy mogliby samodzielnie działać w terenie – wszystko to powodowało, iż Polska 2050 pozostała partią jednego człowieka.

Małżeństwo z rozsądku

Koalicja z Polskim Stronnictwem Ludowym była posunięciem wymuszonym. Hołownia potrzebował partnera, który da mu struktury i doświadczenie, PSL – młodszego, świeższego lidera, który odciągnie uwagę od zmęczonego wizerunku ludowców. Jednak różnice kulturowe i mentalne między obiema formacjami były zbyt duże.

Dla PSL polityka to codzienna praktyka – kompromis, negocjacja, interes. Dla Hołowni miała być moralną krucjatą. Zderzenie tych dwóch światów musiało skończyć się konfliktem. Po wyborach 2023 roku widać było, iż to właśnie Hołownia traci wpływy, a jego rola ogranicza się do funkcji reprezentacyjnej.

Moment utraty wiarygodności

Przełomowym punktem był ujawniony w mediach fakt potajemnego spotkania Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim. Niezależnie od rzeczywistych motywów rozmowy, samo jej utajnienie podważyło wiarygodność lidera, który przez lata definiował się jako przeciwnik stylu polityki uprawianego przez PiS. Dla wielu sympatyków był to sygnał, iż „nowa polityka” Hołowni nie różni się w gruncie rzeczy od starej – różni się tylko językiem i opakowaniem.
Od tego momentu proces erozji poparcia przyspieszył, a projekt, który miał być ruchem obywatelskim, coraz bardziej przypominał samotną próbę przetrwania lidera.

Marszałek w drodze do Pałacu

Dla Hołowni objęcie funkcji marszałka Sejmu było nie tylko nobilitacją, ale także elementem długofalowej strategii – krokiem w stronę Pałacu Prezydenckiego. W wyobrażeniu samego lidera miało to być potwierdzenie jego umiejętności „państwowego” myślenia i budowania autorytetu ponadpartyjnego arbitra. Rzeczywistość gwałtownie zweryfikowała te ambicje.

Już w 2020 roku red. Baryła pisał o nim („Nasz prezydent. Obiektywny przegląd kandydatów”):

Szymon Hołownia, lat 43, bezpartyjny, wykształcenie średnie, para się piórem, mieszka w Otwocku. Ktoś, kto wybrał się do nowicjatu, a następnie wrócił do cywila nie może być traktowany poważnie (…). Hołownia próbował być zakonnikiem, psychologiem, pisarzem, dziennikarzem, prezenterem telewizyjnym, celebrytą… ale żadne z tych zajęć nie przyniosło mu ani znaczących sukcesów, ani uznania, ani pieniędzy. Teraz próbuje zostać prezydentem.

Ta diagnoza – wówczas może zbyt surowa – po kilku latach okazała się trafna. Hołownia nie potrafił wykorzystać funkcji marszałka jako trampoliny do czegoś większego. Zamiast autorytetu – przyniosła mu rozczarowanie, a jego prezydenckie aspiracje, dziś już niemal jawne, wydają się pozbawione zaplecza i sensu politycznego.

Styl przywództwa

Objęcie funkcji marszałka miało być dowodem dojrzałości i umiejętności państwowego myślenia. Tymczasem stanowisko to stało się dla Hołowni pułapką. Chcąc nadać urzędowi nowy ton – bardziej obywatelski, mniej hierarchiczny – utracił powagę i dystans, które były niezbędne, by zachować autorytet.

Jego styl komunikacji, oparty na emocjach i mediach społecznościowych, coraz częściej kontrastował z formalnym charakterem urzędu. Reakcje na krytykę, konferencje prasowe pełne osobistych wątków, przesadne gesty – wszystko to sprawiało wrażenie niepewności i braku doświadczenia. Zamiast nowej jakości – mieliśmy wrażenie chaosu.

Erozja poparcia

W ciągu dwóch lat od wyborów notowania Polski 2050 stopniały niemal o połowę. Odejścia z klubu, zniechęcenie działaczy i coraz bardziej wyraźny dystans wyborców potwierdzają, iż formacja Hołowni przestała być postrzegana jako realna alternatywa. W dodatku elektorat „trzeciej drogi” został w dużej mierze wchłonięty przez Platformę Obywatelską, która skutecznie zagospodarowała wyborców środka.

Dla samego Hołowni oznacza to utratę wpływów i perspektywy na przyszłość polityczną. Próby korekty kursu – raz w stronę konserwatywną, raz liberalną – tylko pogłębiły wrażenie braku spójności.

Zjawisko efemerycznych liderów

Hołownia nie jest zresztą wyjątkiem. Na przestrzeni ostatnich trzech dekad polska polityka zna wiele podobnych przypadków. Od Lecha Wałęsy i jego Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform, przez Ruch Palikota, Nowoczesną Ryszarda Petru, Kukiz’15, po Wiosnę Roberta Biedronia – wszystkie te formacje powstawały wokół silnego nazwiska i emocji chwili. zwykle błyszczały intensywnie, gromadziły wokół siebie rozczarowanych wyborców, po czym gasły, nie pozostawiając po sobie trwałych struktur ani idei.

Mechanizm jest zawsze ten sam: osobisty autorytet zastępuje program, emocja – strategię, a medialna widoczność – pracę organizacyjną. W efekcie scena polityczna zostaje chwilowo rozbita, a wyborcy – jeszcze bardziej zdezorientowani.

Lekcja dla polityki

Historia Szymona Hołowni jest w gruncie rzeczy opowieścią o tym, iż w polityce nie da się zastąpić instytucji emocją, a struktur – mediami społecznościowymi. Projekt, który miał być początkiem nowej epoki, okazał się epizodem.

Hołownia chciał zbudować ruch oparty na wartościach i wrażliwości, ale zabrakło mu zaplecza, strategii i cierpliwości. „Nowa polityka” przegrała nie dlatego, iż była zła w założeniu, ale dlatego, iż nie miała narzędzi, by przetrwać zderzenie z realnym światem instytucji, ambicji i interesów.

→ I.R. Parchatkiewicz

12.10.2025

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

• więcej tekstów autora: > tutaj

• więcej o Hołowni: > tutaj

Read Entire Article