W związku ze zbliżającymi się wyborami kilka mówi się o programach, a dużo o budowaniu barykad i przewlekłym konflikcie między partiami na P. Jak zwykle wraca temat powstałych rzekomo w ostatnich latach historycznych podziałów wśród Polaków, o które obwinia się wspomniane ugrupowania. Jedni nad tym ubolewają inni się z tego cieszą, ale niewielu zastanawia się nad tym czy ten nowy rozłam rzeczywiście powstał, a jeżeli tak to kiedy i co było jego przyczyną. Do niedawna sam bezkrytycznie przyjmowałem go za fakt. Słuchałem tych wszystkich diagnoz społecznych, wmawiających nam, iż jest gorzej niż kiedykolwiek, a winę za to ponoszą dwie strony sceny politycznej. W końcu zacząłem zastanawiać się nad prawdziwością tego czarnobiałego obrazu rzeczywistości i dziś myślę, iż choć ostatnio zarysował się bardziej, istniejący od zawsze podział klasowy czy choćby polaryzacja w sprawach kościelnych, to teza jakoby powstał jakiś zupełnie nowy znaczący rozłam wśród Polaków jest mocno przesadzona. Jest to głównie myślenie życzeniowe różnej maści polityków, analityków, autorytetów i dziennikarzy widzących w tym dla siebie korzyść, w końcu w tej ciągłej awanturze i powodowanym nią chaosie łatwiej się poruszać każdemu szukającemu okazji do zabłyśnięcia, zawistnemu, sprytnemu idiocie, co nie posiada kompetencji, zasad, wizji, empatii i zamiast mówić o konkretach, ciągle rozgrzebuje stare rany. Nie zmienia to faktu, iż wszyscy oni jechali na tym koniu tak długo, aż powtarzane przez nich hasła zaczęły powielać miliony zwykłych obywateli. Nie ma się co temu dziwić skoro sami siebie oceniamy jako zawistny i kłótliwy naród. A choć nie jest dobrze, to nie wypada dramatyzować.
Czy poziom szacunku między Polakami był wyższy w roku kiedy Wałęsa podawał nogę na powitanie Kwaśniewskiemu podczas pewnej telewizyjnej debaty, a może w czasach gdy sąsiad donosił na sąsiada? Nie sądzę. Czy więzi między Polakami były silniejsze wtedy gdy tysiące szukających lepszego życia za granicą wyjeżdżały znad Wisły by tam być wykorzystywanymi przez rodaków, którzy dotarli tam wcześniej? Sami sobie odpowiedzcie. Czy solidarność między Polakami w czasach „Solidarności” miała inny wymiar niż ta istniejąca dziś? jeżeli tak, to ten stan trwał tylko chwilę przed, w trakcie i krótko po zakończeniu tego autentycznego zrywu. Gdyby cofać się dalej do czasów ostatnich wojen i zaborów, albo jeszcze wcześniej do czasów pańszczyźnianych nanosząc na to warstwę geograficzną stwierdzimy, iż światopoglądowe, polityczne, klasowe, religijne i etniczne podziały wśród Polaków towarzyszyły im od zawsze i często były znacznie bardziej wyraziste niż dziś. Patrząc z tej perspektywy, można choćby optymistycznie założyć, iż obecne interesy Polek i Polaków są bardziej zbieżne, a przywiązanie do kraju mocniejsze niż kiedykolwiek wcześniej (może pomijając okresy walki o niepodległość). jeżeli choćby w ostatnich latach oddaliliśmy się od siebie to nie jest to wina anty-tandemu PO-PIS, ale czasów w jakim żyjemy. Łatwość z jaką teza o podzieleniu przez PO i PIS Polaków się przyjęła wynika bardziej z myślowego lenistwa niż faktów. Prościej wytłumaczyć sobie to, iż staliśmy się dla siebie obcy z winy szczujących nas na siebie polityków, niż z własnego nieprzymuszonego wyboru. Nie oznacza to jednak, iż możemy dać sobie wmówić, iż straciliśmy do siebie całkowicie szacunek lub co gorsza, iż nienawidzimy się nawzajem przez odmienne poglądy w tej czy innej sprawie.
Słucham ze zdziwieniem o skłóconych przez politykę rodzinach i przyjaciołach i jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Może należę do mniejszości, ale moje kontakty z jakimkolwiek znajomym lub członkiem rodziny nie pogorszyły się w ciągu ostatnich kilku kadencji rządowych choćby o jotę w wyniku sporów politycznych prowadzonych przy świątecznych stołach. Od dziecka na rodzinnych imieninach słuchałem kłótni o polityce, ekonomii, kościele i dziś jest podobnie, ale nie zauważyłem, aby ich zajadłość zwiększyła się w ostatnich latach, aż tak niepomiernie, jak przedstawiają to niektóre opiniotwórcze media. Wychodząc poza te rodzinne kręgi, stwierdzam, iż dalej bez strachu rozmawiam z obcymi i nie próbuję doszukać się w ich rysach kto z jakiego sortu pochodzi. Może i rzadziej miewam gości, ale zrzucam to raczej na kulturę promującą model niezależnych, skupionych na sobie i swoich celach jednostek oraz wszechogarniający dobrobyt wypełniający ich czas pracą i okazjami do samorealizacji, kreowania swojego wizerunku w mediach społecznościowych czy odreagowywania stresów w galeriach handlowych czy na kanapie przed telewizorem, gdzie połykają kolejne sezony hitów Netflixa, ale nic mi do tego i jakoś sobie z tym radzę.
jeżeli już poruszyłem temat mediów to uważam, iż tylko tam te wszystkie konflikty mogą kwitnąć bez przeszkód, elektryzując fora internetowe, tym bardziej, iż ilość użytkowników rośnie. Mimo tego, iż wywodzą się oni z całego przekroju społecznego, to pierwiastek radykalizmu i głupoty zawsze będzie mocniej rzucał się w oczy utrzymując jeszcze długo poziom wypowiedzi na stałym, niskim poziomie, wyznaczonym lata świetlne temu w czasach startu kariery Jasia Śmietany. Nie jest więc tak źle, jakby mogło się wydawać. Wystarczy się od tego na jakiś czas odciąć, aby spojrzeć na sprawy z innej perspektywy. W końcu gdy za kilka lat słuch po waśniach Kaczyńskiego, Tuska oraz ich popleczników zaginie zapomnimy na chwilę o starych urazach, by gwałtownie znaleźć sobie nowy pretekst do jakiejś narodowej swary i kłótni, które przyszły rząd wywoła lub podgrzeje skwapliwie wykorzystując w myśl przysłowia „Dziel i rządź”. https://naocznyobserwator.blogspot.com/