
Przebudził się w ubraniu, leżąc na swoim łóżku. Tak leżąc i wpatrując się w sufit, usiłował przypomnieć sobie w jaki sposób powrócił z urodzin Zdzicha. Niestety - nic nie przychodziło mu do ciężkiej głowy. Zwlókł się więc z wyrka, zdjął wymiętą marynarkę i poszedł do łazienki. Gdy spojrzał w lustro – stanął jak wryty: w lustrze zobaczył jakiegoś moczymordę, z podbitym okiem i zmierzwionym włosem.
Patrzył tak i patrzył, dotykając ręką nieznanej mu twarzy. Twarzy, która jednak powoli zaczynała mu kogoś przypominać…
- Stefan! Śniadanie! – usłyszał od strony kuchni i zadowoleniem na ustach stuknął się w głowę: - No tak, to Stefan!!! – krzyknął w duchu. Obmył twarz wodą, uczesał włosy i tak jak stał ruszył do kuchni.
Już w drzwiach znowu stanął jak wryty: małżonka Stefana siedziała w kuchni na dywaniku, przed dwoma talerzykami przy których leżały pałeczki, zaś większy talerz zawierał pokrojone ząbki śledzia z cebulką. Stół i krzesła zniknęły z kuchni a ich miejsce zajął trzcinowy dywanik…
- Co tu się dzieje, do cholery! Czy ja śnię? – powiedział do siedzącej na dywaniku kobiety, usiłując przypomnieć sobie jej imię…
- Jak to co? Normalne śniadanie, jak to w Japonii! – odrzekła kobieta, usiłując pałeczkami złapać wyślizgującego się śledzia.
- W jakiej Japonii? W jakiej Japonii, kobieto? – powtórzył Stefan, przez cały czas stojąc w drzwiach kuchni.
- Nie marudź Stefan, tylko siadaj i bierz się za śniadanie – odpowiedziała kobieta, której w końcu udało się schwycić ręką śledzia w oliwie i wpakować do ust…
- No dobrze. Ale gdzie jest stół? Gdzie są krzesła? Mam tak na ziemi siedzieć jak jaki Japończyk? – żachnął się Stefan, który przez cały czas poszukiwał w głowie imienia kobiety, zapraszającej go do niedzielnego śniadania.
- Stół i krzesła wczoraj sprzedałam, gdy ty w tym samym czasie chlałeś u tego Zdzicha! Trzeba było zostać w domu, posłuchać premiera i dzisiaj spokojnie rozpocząć nowe życie…
- Jakie nowe życie, kobieto? – zapytał Stefan, który dla pewności szczypnął się kilka razy, by potwierdzić, iż wrócił do realu.
- No tak…Ten pijaczyna jeszcze nie wie, iż będziemy tu mieli drugą Japonię, jak to premier zapowiedział… - odpowiedziała kobieta, tym razem już ręką ładując sobie do ust drugie dzwonko śledzia.
- Jezus Maria! Tusk zapowiedział nam drugą Japonię? A mówił kiedy zrzucą bombę atomową? – Stefan nie na żarty przeraził się słowami małżonki, której imienia jeszcze sobie nie zdołał przypomnieć…
- Premier o bombie nic jeszcze nie mówił.. Mówił tylko o koktajlu Mołotowa, który rzucił ten podpalacz z Żoliborza - powiedziała siedząca na dywaniku jego małżonka, z ustami pełnymi śledzia z cebulką…
Stefan w końcu przekroczył próg kuchni, klęknął na kolana a następnie usiadł na podłodze, podpierając się ścianą, przy której jeszcze niedawno stał stół. Gdy wreszcie ochłonął po tej wyczerpującej czynności, zapytał siedzącą obok małżonkę:
- To komu ty nasz stół z krzesłami sprzedała? Był taki elegancki… Miał takie, ładne, rzeźbione nogi…
- Stół i krzesła sprzedałam Trudzi, ale nogi od stołu sobie zostawiłam! – odpowiedziała kobieta…
- Po co ty zostawiła te nogi od stołu, kobieto? – zapytał Stefan, jeszcze dysząc po próbie siadu na trzcinowym dywaniku.
- Ależ z ciebie ciemnota, Stefan! Jaka ciemnota! To ty jeszcze nie wiesz, iż w nogach od stołu chowane są dolary??!! – odpowiedziała kobieta, której udało się przełknąć śledzia.
- O jeny, jeny!!! – wykrzyknął Stefan, do którego wreszcie dotarło, iż jest już w drugiej Japonii…















