Wróciliśmy właśnie z sauny, która jest częścią kompleksu sportowego „Michał” w Siemianowicach Śląskich. Tam siedząc w gorącym pomieszczeniu i dyskutując o sprawach bieżących, przypomniał mi się film z początku lat 90-tych pt. „Sauna”. Z znakomitymi rolami Bisty, Opani, Kondrata, Machalicy i Lindy.
Akcja filmu toczy się w Helsinkach, właśnie w tytułowej saunie. Bohaterami są wykładowcy i stypendyści z państw Europy Środkowo-Wschodniej i Zachodniej. Bohaterowie rozmawiają głównie o polityce. Dla tych z Zachodu, jest to mało zrozumiałe. W tym filmie padają słynne słowa z ust Rosjanina „Dlaczego wy Polacy tacy jesteście zapatrzeni w ten Zachód, a stamtąd same rozczarowania”. Akurat mają miejsce przetasowania na szczytach władzy i powoli kończy się projekt obozu socjalistycznego. Nie mam zamiaru tu opowiadać fabuły filmu, idzie mi o coś innego.
Najczęściej Ci najradykalniejsi i najbardziej gorliwi mają kryte tyłki u swoich mocodawców, ale chętnie popychają kijem resztę narodu ku insurekcyjnym i rewolucyjnym rozwiązaniom. Łatwo być Chrystusem Narodów na rachunek kogoś innego. Dzisiaj wygląda to dokładnie tak samo.
Często słyszę – „ruskie onuce”, „trolle Putina”, „agenci Kremla” czy „pożyteczni idioci Moskwy”. Te bezczelne słowa są kierowane do tych co odrzucają prowojenność i mają wątpliwości co do zbrojenia jednej ze stron konfliktu. Tego rodzaju epitety padały wielokrotnie w dyskusjach ze strony tych z PiS, SP, PO jak i liberalnej lewicy. Byłoby uczciwiej by się wreszcie zamknęli. Bo podobnie do tych z „Sauny” Bajona mają kryte tyłki na Zachodzie. I to podwójnie.
1. Są przecież jawnymi agentami wpływu atlantyckich ośrodków władzy. Reprezentują ich punkt widzenia, ich kulturę, ich obyczajowość i realizują ich zamierzenia. Oczywiście udają, iż są one tożsame z polskim interesem narodowym. Ciągle bredzą, o wspólnej Europie, dziedzictwie atlantyzmu, Rzeczypospolitej wielonarodowościowej osadzonej w globalnym świecie. jeżeli tak mówią, a być może myślą – to oznacza, iż nie ma dla nich większego znaczenia gdzie i z kim będą mieszkać. Równie dobrze będą się czuć w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Izraelu czy Australii.
2. Oni w razie konfliktu zabiorą swoje tyłki, by na przykład organizować pomoc dla „rodaków” w kraju i ich mobilizować do dalszej walki. Dokładnie to samo robią dzisiaj najbardziej radykalni opozycjoniści ze Wschodu. Oni mają gdzie wyjechać – tam są przecież ich ośrodki polityczne, tam mieszczą się ich międzynarodówki, tam mają swoich europosłów, tam znajdują się siedziby różnorakich fundacji – które ich finansowały przez lata. Więc przyjęcie kilku tysięcy aktywistów i ich rodzin nie będzie problemem dla Zachodu.
Jesteśmy jako Polacy w strefie zgniotu – i ewentualna wojna nie będzie się toczyć w Waszyngtonie czy Londynie. Ona się może toczyć w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Katowicach i Rzeszowie. I to my tu zostaniemy. I tu będą zabijane nasze dzieci. Bo nie mamy żadnych mocodawców spoza Polski. Żadnych powiązań z programami Fulbraita, fundacjami Sorosa, koteriami Bidena, przyjaciółmi niemieckich zielonych czy brytyjskich konserwatystów.
My tu zostaniemy, bo tu są nasze rodziny i groby przodków. I tego miejsca nie możemy zostawić bo kochamy Polskę. My będziemy ginąć, za ich brednie. Więc niech zamkną swoje jadaczki i przestaną bredzić o rzekomej agenturze tych, co sprzeciwiają się przelewaniu polskiej krwi, potu i oddawaniu pieniędzy na dalszą wojnę. Tu nie chodzi o żaden pacyfizm, tylko o nasz interes narodowy. O życie naszych dzieci, wnuków i nas. Nie potrzebujemy po raz kolejny polskich trupów i kolejnych pomników.
Łukasz M. Jastrzębski