Zdarza się ostatnio często, iż przylepia się łatkę z napisem „teoria spiskowa” wszystkiemu co odstaje od oficjalnej wersji przedstawianej nam rzeczywistości w celu zdyskredytowania niewygodnych faktów. Nasuwa mi się pytanie na ile jest to świadome działanie prowadzące do podważenia, do skutecznego rozmycia okoliczności sprawy w celu uniknięcia przez współsprawców konsekwencji odkrycia przez opinię publiczną prawdy, a na ile wewnętrzny opór naiwnego, bagatelizującego pewne sygnały otoczenia do czego przyczyniają się skutecznie rzucające na lewo i prawo hasłem „teorii spiskowej” osobowości medialne stawiające opór zaakceptowaniu pewnych informacji, połączeniu kropek, które mogłoby doprowadzić do zburzenia ich misternie budowanych światopoglądów. Przyjęciem do wiadomości czegoś co nie mieści się w ich głowach, co kłuci się z ich konstruktem i postrzeganiem świata, jakby przykładów na to, do czego zdolni są posunąć się ludzie przeciwko sobie, w historii wciąż jeszcze było mało.
Świat przyśpiesza z dnia na dzień, zalewając nas przy okazji morzem informacji, z których trudno wyłowić to, co bliskie prawdy, to co istotne. Nowy wspaniały świat nie ogląda się przy tym na nikogo, wyprzedza uczestników wydarzeń, wyprzedza obserwatorów zostawiając za sobą chmarę kurzu, która utrudnia jednym i drugim jasne spojrzenie na to, co adekwatnie się dzieje. A to co dzieje się w tle, za kulisami, kilka ma wspólnego z oficjalnie przedstawianą nam wersją i przekracza często nasze skromne wyobrażenia na temat ludzkiej perfidii i podłości, gdy w grę wchodzi władza i pieniądze.
W otaczającym szumie informacyjnym, by zdążyć za własnym życiem i jednocześnie mieć jako taki ogląd sytuacji często musi nam wystarczyć subiektywny (by nie powiedzieć świadomie spreparowany) zlepek radiowych meldunków, telewizyjnych wiadomości, prasowych nagłówków czy portalowych relacji i rolek. Nie jesteśmy w stanie być stale „na bieżąco”, nie mówiąc o tym aby zagłębiać się i weryfikować prawdziwość każdego komunikatu, doniesienia czy raportu. Złożoność spraw, procesów i zależności rośnie podobnie jak ilość produkowanej masowo wiedzy (tej użytecznej i bezużytecznej) co sprawia, iż przestajemy nadążać za tym co dzieje się w świecie. Niestety, dotyczy to również tych, którzy kreują obraz rzeczywistości: polityków, akademików, dziennikarzy czy różnej maści rzekomych intelektualistów i ekspertów. Co gorsza niewielu z nich jest skłonnych przyznać, iż w tym biegu wydarzeń straciło z oczu wątki przewodnie, przestało odbierać obiektywny i spójny obraz rzeczywistości.
Trudno więc stwierdzić, co w tym skumulowanym przekazie jest skutkiem niedoinformowania, trwania w błędnych przekonaniach lub świadomym działaniem na korzyść lub niekorzyść pewnych podmiotów, organów Państwa, instytucji, grup społecznych czy poszczególnych obywateli. Większość osób publicznych jest przecież przedłużeniem wszelkich grup interesu, reprezentują je i są ich adwokatami, czuwają więc nad rozpowszechnianiem oficjalnych stanowisk i wersji wydarzeń jednocześnie uznając je za prawdę, przy okazji utwierdzając się we własnej racji i nieomylności. choćby gdy czasem w tej lawinie sprzecznych sygnałów dopada ich niepewność, zamiast opierać się na faktach, łatwiej wrócić do źródła, do przekonań, do przysposobionych, choćby nieaktualnych informacji, do sprawdzonego, wypracowanego systemu wartości, poglądów i myśli tworzących ich tożsamość. Do wizji świata, którą bezkrytycznie przyjmują, a adekwatnie wspólnie z mediami w swoich oczach i w oczach opinii publicznej tworzą i utrwalają.
Taktyka dyskredytowania przeciwnika w oczach opinii publicznej jest stosowania od wieków Nazywanie go heretykiem, odszczepieńcem, paranoikiem (niezależnie od tego jak bliskie było to prawdy), dowolną skuteczną na dany czas inwektywą miało sprawić, iż jego zdanie traktowano z przymrużeniem oka i puszczano mimo uszu. Niestety w ten sposób wczoraj i dziś dyskredytuje się skutecznie także tych, którzy wiedzą więcej lub tylko - jak to często w przypadku potwierdzonych „teorii spiskowych” bywa – szybciej. Ludzi zdaniem jednych wyciągających zbyt daleko idące wnioski, zdaniem innych patrzących szerzej i dalej, dostrzegających przyszłe skutki pewnych działań (tych nieuświadomionych, ale także tych z premedytacją wprowadzanych w życie), ludzi wskazujących nieprawidłowości i przestępcze procedery, niewygodne fakty czy możliwe zagrożenia dla ludzkości.
Dziś przylepienie podnoszącym głos etykiety „spiskowców”, a poruszanym przez nich sprawom miana „teorii” sprawia, iż ich opinie traktowane są przez większość opinii publicznej jako zwykłe brednie (nie zamierzam odnosić się tu do kwestii, jak daleko poszczególne, mniej lub bardziej popularne teorie odbiegają od rzeczywistości – zostawiam to czytelnikom – stwierdzam jedynie fakt ich etykietowania w celu zdyskredytowania). Do wyjaśnienia fenomenu powstawania teorii spiskowych zaprzęgnięto choćby psychologów i socjologów, którzy przypisują je wytworowi wyobraźni zwanemu „logiką opatrznościową” czy potrzebą tworzenia „kontrfaktualnej spekulacji”, które mają ułatwić kompensację egzystencjalnego niepokoju tym biednym, sfiksowanym jednostkom. Jednostkom, które wrzuca się do jednego worka z w wszelkiej maści szarlatanami, od homeopatów zaczynając, a na scjentologach kończąc. Koniec końców tym sposobem doniesienia, argumenty, choćby dowody, które powinny być przyczynkami do poważnych przemyśleń, debat lub śledztw zostają potraktowane pałką.