Gilotyna nie jest wynalazkiem francuskim. Francuzi jednak nadali jej ostateczny kształt i prawa obywatelskie. Już pięć wieków przed Rewolucją ścięto głowy setkom, a może i tysiącom ludzi w Anglii, Niemczech i Włoszech dzięki podobnego urządzenia, zwanego Halifax Gibbet (pręgierz z Halifaksu) lub the Maiden (dziewica, służąca, panna).
Ze źródeł historycznych dowiadujemy się, iż pragilotyną został ścięty w Neapolu w 1268 roku szesnastoletni Konradyn, książę Szwabii i tytularny król Sycylii i Królestwa Jerozolimskiego, ostatni z potężnego rodu Hohenstaufów. Piękny i świetnie zapowiadający się młodzieniec zginął z nieodłącznym przyjacielem Fryderykiem von Badenem, gdy przybył upomnieć się o należne mu dziedzictwo.
Wiele dokumentów zachowało się z egzekucji rodziny Cenci we Włoszech w 1599 roku, do której też użyto pragilotyny, zwanej tam mannaia (tasak), o czym pisze Stendhal w zbiorze opowiadań Kroniki włoskie.
Tragiczne dzieje Konradyna i Cencich mocno utrwaliły się w pamięci potomnych i na ich kanwie powstały dzieła wielkiego artyzmu: portrety, posągi, opery, wiersze i książki. Historie te żyją do dnia dzisiejszego, ale nie budzą już takich emocji jak jeszcze sto lat temu. Niemcy śmierć Konradyna zaliczają do największych zbrodni w ich historii.
Ścięcie było uznawane za najbardziej humanitarny sposób wykonania wyroku śmierci, a jeżeli do tego został użyty miecz, to uważano taką śmierć za chwalebną, zarezerwowaną dla dobrze urodzonych. Pospólstwo tracono przez powolne wieszanie, łamanie kołem, topienie, palenie na stosie, ćwiartowanie i na wiele innych okrutnych sposobów.
Projektantem nowoczesnej gilotyny był francuski chirurg doktor Antoine Louis, a wykonawcą prototypu Tobias Schmidt, niemiecki producent klawesynów. Najpierw więc nazwano ją pieszczotliwie Louisette lub Louison. Podobno Ludwik XVI życzył sobie obejrzeć projekt doktora Louisa i po fachowej dyskusji – król był znakomitym ślusarzem – wprowadził istotne ulepszenie. Nóż gilotyny według oryginalnego projektu doktora Louisa miał kształt lekko owalny. Król zaproponował, aby nadać mu kształt trójkąta.
Wnioskodawcą zastosowania gilotyny był kierujący się najlepszymi intencjami lekarz, doktor Joseph Guillotin – profesor anatomii, fizjologii i patologii na Uniwersytecie Paryskim. Chodziło mu o godną śmierć bez dodatkowych cierpień. – To najpewniejszy, najszybszy i najmniej barbarzyński sposób wykonania wyroku śmierci – przekonywał delegatów w Zgromadzeniu Narodowym.
Doktor Guillotin był autorem bardzo postępowych w tamtych czasach propozycji zmian w kodeksie karnym. Zbrodnia tego samego rodzaju miała być karana wyrokiem niezależnie od pozycji socjalnej przestępcy i nie mogła kalać imienia nikogo innego. Szczególnie chronione musi być dobre imię rodziny zbrodniarza, jeżeli nie miała ona ze zbrodnią nic wspólnego. Własność skazanego nie mogła podlegać konfiskacie, a jego ciało miało być wydane rodzinie itd.
Z konstrukcją gilotyny nie miał nic wspólnego i protestował, gdy zaczęto nazywać ją od jego nazwiska. Nazwa la veuve (wdowa), nadana jej przez lud paryski, się nie przyjęła.
Protestował też kat Paryża – nie po to uczył się swego fachu, by tylko pociągać za linkę spustową noża. Potem jednak docenił zalety gilotyny, gdyż ofiara była unieruchamiana w lunecie maszyny, a przy ścięciu mieczem choćby drobny ruch skazańca mógł zamienić egzekucję w koszmar. Protestowali widzowie pierwszych egzekucji – dla nich zabawa trwała za krótko. Potem jednak, gdy liczba skazańców osiągnęła 30–60 dziennie, zarówno kat, jak i publiczność byli zadowoleni. Władze rewolucyjne wypróbowały ją najpierw na owcach i cielętach, potem na zmarłych więźniach.
Pierwszą ofiarą gilotyny był niejaki Pelletier, złodziej i morderca, ścięty na placu de Grève w kwietniu 1792 roku, potem ścięto jeszcze kilku „wrogów ludu”. Historia odnotowała ich nazwiska: Louis Collenot d’Angremont, oskarżony o organizowanie oddziału śmiałków w celu obrony króla w czasie ataku paryskiego motłochu na pałac Tuileries, Arnaud de La Porte – zaufany doradca finansowy Ludwika XVI i Barnabé Farman Durosoy – autor kilku sztuk teatralnych i dziennikarz rojalistycznej „Paris gazette”. Próby wypadły pomyślnie i władze rewolucyjne uznały, iż jest to demokratyczne i humanitarne narzędzie do uśmiercania ludzi. Przede wszystkim sprawne i szybkie, a takie stanie się niedługo potrzebne. Poza tym wszyscy skazani będą traktowani równo. W ten to sposób przywódcy Rewolucji urzeczywistnili jedno ze swoich haseł: Égalité (Równość). Niezależnie od pochodzenia, a więc arystokratom i biedakom, wszystkim tak samo będzie się obcinać głowy. W dwu pozostałych hasłach Rewolucji: Liberté (Wolność), a w szczególności Fraternité (Braterstwo) nie dotrzymali słowa. W oryginalnym haśle Rewolucji był jeszcze czwarty człon: ou la Mort, czyli „lub śmierć”.
Pierwsza oficjalna gilotyna Republiki stanęła na placu du Carrousel, potem zainstalowano ją na placu Rewolucji – zwanym kiedyś placem Ludwika XV, a dzisiaj placem de La Concorde; na placu de La Nation – zwanym najpierw Place du Thrône, któremu w czasie Rewolucji dodano człon Renversé (Plac Obalonego Tronu), na placu de Grève – dzisiaj Place de l’Hôtel de Ville, oraz w miejscu zburzonej Bastylii – dzisiaj Place de La Bastille. Najważniejsze egzekucje wykonywano na placu Rewolucji. kilka brakowało, aby stracił na niej życie sam doktor Guillotin. Uratował go upadek Robespierre’a.
Gilotyna znalazła aprobatę po obu stronach barykady, chociaż republikanie sławili ją bardziej, nazywając „mścicielką ludu”, „toporem narodu”, „mieczem republiki”, „patriotycznym przycinaczem”, „brzytwą równości” itp.
Władze rewolucyjne wydały polecenie, by wszystkie departamenty zaopatrzyły się w podobne urządzenia w wersji stacjonarnej i przenośnej. Gilotyna budziła tak powszechne zainteresowanie, iż zaczęto produkować ją również jako zabawkę dla dzieci i biżuterię dla modnych pań.
W czerwcu 1939 roku miała miejsce ostatnia publiczna egzekucja we Francji, ale gilotyny używano aż do 1977 roku. W 1981 zniesiono karę śmierci w tym kraju. Gilotyny używano także w wielu krajach europejskich, a w szczególności w narodowosocjalistycznych Niemczech, gdzie wykonano na niej ponad 16 tysięcy wyroków na kryminalistach i więźniach politycznych. Jednego dnia pod koniec II wojny światowej, w więzieniu wrocławskim, w ciągu 90 minut ścięto 75 więźniów. To był rekord wszech czasów, ale Niemcy się nim nie chwalą.
Ludzi zawsze interesowało, jak długo żyje jeszcze głowa po ścięciu. W przekazach historycznych zanotowano wiele opowieści mrożących krew w żyłach, między innymi jakoby głowy wrogów po wpadnięciu do worka kąsały się wzajemnie. W czasie Rewolucji znaleźli się wśród ofiar ludzie, którzy umawiali się ze znajomymi, iż po ścięciu będą do nich mrugać i podobno mrugali i robili grymasy. Wielu świadków przysięgało, iż policzek Charlotty Corday zarumienił się z oburzenia, gdy pomocnik kata, po ścięciu tej dzielnej dziewczyny, wyjął z worka jej głowę i spoliczkował. Niektórzy autorzy utrzymują, iż w tym czasie padł na nią czerwony promień zachodzącego słońca, tymczasem okazuje się, iż w czasie jej egzekucji mżył lekki deszcz.
Pod koniec XIX wieku trzech lekarzy, po uzyskaniu zgody skazanego, przebadało jego głowę zaraz po ścięciu i nie mogli doszukać się żadnych reakcji na bodźce zewnętrzne. Grymas twarzy straconego wyrażał raczej zdziwienie niż ból. Dzisiaj wiemy, iż głowa żyje jeszcze około 13 sekund, tak długo, jak starcza tlenu w mózgu. Natomiast jest bardzo prawdopodobne, iż ofiara traci przytomność natychmiast.
Andrzej Marceli Cisek
Powyższy tekst stanowi fragment książki „Wolność, równość, ludobójstwo. Kłamstwa i zbrodnie rewolucji francuskiej”, która ukazała się nakładem wydawnictwa FRONDA.
Autor: Andrzej Cisek
Wydawnictwo: Fronda
Rok wydania: 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Format: 16.5 x 24.0 cm
Numer ISBN: 978-83-8079-873-1
Kod paskowy (EAN): 9788380798731