Ziobro w żywiole, kocha grać służbom na nosie. Ale pętla się zaciska

natemat.pl 2 hours ago
Były minister sprawiedliwości, dziś przez wymiar sprawiedliwości ścigany, nie po raz pierwszy zbrojnemu ramieniu tejże sprawiedliwości usiłuje się wymknąć. Już kilka miesięcy temu radośnie grał na nosie polskim służbom, zostawiał fałszywe tropy. Pytanie brzmi: czy więcej wniosków z tamtej sytuacji wyciągnął Ziobro, czy śledczy?


Obecne "ucieczki" Zbigniewa Ziobry przed wymiarem sprawiedliwości wydają się starannie wyreżyserowane. I do złudzenia przypominają to, co Ziobro odstawiał kilka miesięcy temu, gdy usilnie starał się nie pojawiać się przed obliczem komisji ds. Pegasusa.

Dziś, po wielu kolejnych popisowych akcjach byłego ministra sprawiedliwości, wiele osób nie pamięta, co działo się na przełomie stycznia i lutego 2025 roku. Ziobro został wtedy wezwany przed komisję, nakaz jego doprowadzenia miała policja. Były minister udawał wtedy superszpiega.

Komisja zbierała się w piątek, Ziobro pokazał się ponoć na lotnisku w Brukseli w czwartek wieczorem, umknął z niego, przejechał samochodem pół Europy i zamiast dać się zatrzymać na lotnisku w Warszawie lub swoim domu, objawił się w studiu prawicowej telewizji. Po wyjściu z niego ostentacyjnie dał się zatrzymać.

O sprawę tego powrotu z Brukseli do Polski Ziobrę na antenie RMF FM pytał Krzysztof Ziemiec.

– Miał pan lecieć samolotem, ale mówił pan, iż jechał pan całą noc – stwierdził Ziemiec.

– Zauważyłem za mną ogon w Brukseli. Mam podejrzenia, iż były to polskie służby. (...) Chodziło o to, by wszyscy myśleli, iż lecę do Polski samolotem. Nie leciałem nim (...) Kiedyś przez pewien czas byłem funkcjonariuszem operacyjnym. Pewne doświadczenia się przydają. Jestem człowiekiem ostrożnym. Dlaczego mam pomagać przestępcom, którzy chcą robić komedię moim kosztem – odpowiedział wtedy gość RMF FM.

W tej jednej wypowiedzi było aż kilka dziwnych wątków. Po pierwsze: żadne polskie służby nie przyznawały się do śledzenia Ziobry w Brukseli, nie wiadomo też, po co miałyby to robić. Po drugie: dość dziwne wydaje się, by Ziobro po 12-godzinnej podróży samochodem (Warszawę od Brukseli dzieli ok. 1300 km) tryskał energią na porannym wywiadzie w TV Republika, dyskusji z policjantami i podczas kolejnych aktywności. Szczególnie iż przecież niedawno miał być ciężko chory.

Wielu internautów pytało też, jakim to funkcjonariuszem operacyjnym był Ziobro. Okazuje się, iż po ukończeniu studiów w latach 1998–2000 był zatrudniony w Generalnym Inspektoracie Celnym. Dziś trudno zweryfikować jego domniemane "doświadczenie operacyjne".

Ziobro myli tropy po raz drugi. Trzeciego nie będzie?


Dziś Ziobro realizuje zbliżony scenariusz. Zamiast Brukseli, gdzie na ogół mieszka z żoną i dziećmi, siedzi na Węgrzech. Zapowiada, iż 12 listopada będzie w Belgii, gdzie ma mieć istotną ponoć konsultację medyczną. Z Budapesztu do stolicy Belgii może spokojnie polecieć samolotem, albo znowu mylić tropy i jechać autem (ponad 1300 km, ponad 13 godzin jazdy).

Ziobro musi jednak pamiętać o tym, iż jego sytuacja się zmieniła. Wtedy czyhała na niego tylko policja, która miała go doprowadzić do Sejmu. Teraz polecenie jego zatrzymania dostała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. I nie chodzi już o podwiezienie na Wiejską, tylko przed oblicze prokuratora i być może wtrącenie do lochu.

Ziobro trochę przelicytował. Do 12 listopada może być już gotowy Europejski Nakaz Aresztowania, choć to termin napięty. Może się nie udać, bo ABW musi najpierw wykluczyć możliwość zatrzymania podejrzanego w kraju, potem zaś wystąpić po ENA do sądu.

Jeśli Ziobro w obawie przed możliwością aresztowania nie pojedzie do Belgii, zaprzeczy konieczności leczenia. jeżeli pojedzie, narazi się na zatrzymanie. W zasadzie poza Węgrami nie ma dla niego bezpiecznego azylu w Europie. Pętla się zaciska.

Read Entire Article