Nie jest tajemnicą, iż Tusk zwycięskimi wyborami prezydenckimi chce domknąć system. Jednak hierarchia motywów, które mu przyświecają w dążeniu do tego celu zmieniła się diametralnie. Już nie jest najważniejszym niszczenie Polski i przekazanie jej Niemcom w postaci kolonialnego łupu wcielonego do budowanej IV Rzeszy Niemieckiej. Teraz na pierwszy plan wysuwa się powoli walka o ocalenie własnej skóry. Nic tak nie jednoczy ludzi jak wspólne poczucie zagrożenia, a przecież ono towarzyszy nie tylko Tuskowi, ale wszystkim jego pomagierom, którzy łamiąc prawo i Konstytucję RP dążą do zmiany ustroju Rzeczypospolitej Polskiej. Nad Tuskiem i jego politycznym gangiem wisi art 127 § 1. KK, który stanowi: Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 10 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności. Z kolei część urzędników reżimu może odpowiadać z art 231 KK
§ 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego,
podlega karze więzienia do lat 3.
§ 2. o ile sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze więzienia od roku do lat 10.
Jak już nie raz pisałem, sytuacja na arenie międzynarodowej dynamicznie się zmieniła i to tak, iż Tusk i jego dotychczasowi mocodawcy w najczarniejszych snach nie zakładali takiego stanu rzeczy. W Stanach Zjednoczonych wbrew wszelkim przewidywaniom i oczekiwaniom lewactwa zwyciężył Donald Trump, a w Niemczech już w lutym odbędą się przedterminowe wybory. Na dziś sondaże wskazują na zwycięstwo opozycyjnych partii CDU-CSU, ale trudno powiedzieć, czy będą one w stanie utworzyć rząd. Gdyby się to udało to kanclerzem najprawdopodobniej zostanie Friedrich Mertz, zaciekły przeciwnik wielkiej mocodawczyni Tuska, byłej kanclerz Angeli Merkel. Najgorsze dla Tuska jest to, iż Friedrich Mertz ma bardzo silne związki ze Stanami Zjednoczonymi. Żaden z polityków z wierchuszki CDU w ciągu ostatnich dziesięciu lat nie gościł tak często w USA jak on. W 2020 roku Mertz zaskoczył liberalno-lewicowe elity europejskie mówiąc o ówczesnym prezydencie Donaldzie Trumpie: Dobrze byśmy się rozumieli. Trudno sobie w ogóle wyobrazić, aby proamerykański Friedrich Mertz był patronem Tuska - najbardziej prorosyjskiego i jednocześnie najbardziej antyamerykańskiego premiera Polski w historii III RP. Pod tym względem Tusk przebił choćby rząd sowieciarza i starego komucha towarzysza Leszka Millera, który był premierem rządu w latach 2001-2004. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, aby przyszły kanclerz Niemiec Mertz mógł na poważnie dogadywać się z prezydentam USA i jednocześnie promować Tuska, którego Trump wprost nie cierpi, nie tylko za kierowane w jego kierunku oszczerstwa i obraźliwe kłamstwa formułowane publicznie, ale przede wszystkim za poniżającą rolę tego niemieckiego pachołka i brukselskiego pieska do towarzystwa chodzącego na krótkiej smyczy Berlina, na którego rozkaz wspierał zbrodniarza Putina.
Tusk już od dawna miota się jak norka w klatce chcąc zrzucić z siebie odium polityka prorosyjskiego jakim był niewątpliwie w latach swoich poprzednich rządów sprawowanych w koalicji z PSL-em. Niestety dla niego, fakty a zwłaszcza zachowane dokumenty i wystąpienia medialne nigdy nie pozwolą mu na zarzucenie z siebie tej prorosyjskiej żmijowej skóry, która dzisiaj jest dla niego bardzo niewygodna politycznie. Próby zrzucenie tej skóry wyglądają coraz bardziej kuriozalnie i kabaretowo, zwłaszcza o ile chce w nią oblec nie tylko Trumpa, ale także polityków PiS. Tych samym, których przed laty on i jego środowisko polityczne oskarżało o antyrosyjskie fobie i szkodzenie polsko-rosyjskiemu pojednaniu.
Podczas ostatniego protestu rolników Tusk atakując Karola Nawrockiego napisał na platformie X: „Kiedy wspólnie z prezydentem Trzaskowskim i marszałkiem Hołownią otwieraliśmy polską prezydencję, K. Nawrocki demonstrował z grupą działaczy pod hasłem Polexit. Pytanie jest proste i śmiertelnie poważne: czy chcecie prezydenta budującego bezpieczną i silną Europę, czy takiego, który wspólnie z Putinem i jego sojusznikami będzie ją rozwalał?”
To naprawdę wielka desperacja i jednocześnie głupota oskarżać o współpracę z Putinem Karola Nawrockiego, którego ten sam Putin i Federacja Rosyjska ściga listem gończym. Nawrocki po prostu jak przystało na kandydata obywatelskiego przyszedł do protestujących rolników i wsparł ich postulaty. Co ciekawe, na potrzeby kampanii wyborczej większość tych postulatów poparł w specjalnym wystąpieniu upublicznionym w mediach społecznościowych nie tylko kandydat „Bążur” Trzaskowski, ale również inni politycy reżimu „koalicji 13 grudnia”. Tuskowi coraz częściej odbija szajba. On takimi głupimi histerycznymi wpisami tylko odsłania swoje czułe i najbardziej wrażliwe miejsca więc nie należy się dziwić, iż Karol Nawrocki natychmiast powalił Tuska prawym sierpowym na szczękę pisząc: „Jestem za Polską w zjednoczonej Europie. Polską silną, która potrafi zatrzymać szkodliwe dla nas pomysły pańskich politycznych przyjaciół, tj. pakt migracyjny, umowa z Mercosur czy zielony ład. Wczoraj byłem wśród Polskich Rolników, których podległe panu służby spacyfikowały pod Sejmem w ubiegłym roku. Co do Putina - nie znam, ale wnioskuję po zdjęciach, iż to pański znajomy - zatem proszę mu przekazać, iż jego listów gończych także się nie boję”.
Wróćmy jeszcze do wyborów w Niemczech i spójrzmy na nie nie tylko z punktu widzenia przyszłego politycznego losu samego Tuska, ale kierując się interesem Polski i naszą racją stanu. Załóżmy, iż kanclerzem zostaje polityk prawego skrzydła CDU, Mertz, bardziej przychylny Stanom Zjednoczonym. W oczywisty sposób taka sytuacje nie jest korzystna dla Polski i nie powinna wywoływać euforii tylko z tego powodu, iż jest niekorzystna dla Tuska. o ile Mertz kosztem jakiś ustępstw poczynionych wobec USA poprawi relacje na linii Berlin-Waszyngton to w oczywisty sposób będzie mógł liczyć na rewanż, czyli jakieś ustępstwa i nagrody ze strony administracji Trumpa. Tak dzieje się w polityce i trudno oczekiwać, iż prezydent USA postawi nad interesem własnego kraju jakieś sentymenty odczuwane wobec Polski i Polaków. To przecież Polacy głosami oddanymi w wyborach powierzyli rządy opcjom politycznym jawnie antyamerykańskim. Powtarzam, tylko naiwni mogą liczyć w polityce na sentymenty oraz romantyczno-nostalgiczne uniesienia. Szczególnie w przypadku Trumpa czysty pragmatyzm zawsze zwycięża. Nie wykluczam także scenariusza, w którym najbliższe otoczenie Mertza już pracuje nad wykreowaniem w Polsce w miejsce Tuska innej „naszej proniemieckiej mordy kochanej”. Osłona medialna może być natychmiast zdjęta z Tuska, bo przecież stanowią ją głównie niemieckie koncerny medialne zainstalowane w Polsce , TVN oraz sieć przeróżnych niemieckich organizacji i fundacji, w których aż roi się od niemieckiej agentury wpływu. Niemcy jak w ulęgałkach mogą przebierać w koszu z politykami „koalicji 13 grudnia” gotowymi do przyjęcia roli głównego folksdojcz RP.
Wracajmy na nasze polskie podwórko i zastanówmy się nad dalszym rozwojem sytuacji politycznej w naszym kraju. Jak w zmieniającej się sytuacji międzynarodowej zachowają się ludzie wyznaczeni przez niemieckiego parobka Tuska do przeprowadzenia zamachu stanu i ustanowienia reżimu „koalicji 13 grudnia”? To zagrożenie jest niezwykle poważne o czym najlepiej świadczy przytoczona przeze mnie powyżej treść art. 127 § 1. KK. Co więc zwycięży? Strach przed Tuskiem, czy strach przed poniesieniem odpowiedzialności karnej? W sytuacjach zagrożenia ludzie reagują różnie, choć wszystkim towarzyszy to samo uczucie strachu. Jedni zachowują się tchórzliwie, a drudzy wykazują się odwagą i choćby zostają bohaterami. To nieprawda, iż jak wielu myśli, odwaga to jest brak strachu. Ludzie odważni zachowują zdolność do działania pomimo strachu, ryzyka i niepewności. Jak mówił Platon: Odwaga to wiedza, czego się bać trzeba, a czego nie. Bardziej niż odwaga przemawia do mnie określenie „męstwo” będące jedną z czterech cnót kardynalnych w chrześcijaństwie. Zadaje sobie pytanie czy w otoczeniu Tuska znajdą się ludzie, którzy szczerze zrozumieli to, iż zbłądzili i wykażą się swego rodzaju męstwem? Czym dla nich będzie ta cienka granica zarysowana przez strach? Jak uczy przecież historia, ze strachu człowiek może się kompletnie ześwinić, albo pokonując strach stać się bohaterem, albo chociaż ocalić twarz. Chciałbym się mylić, ale obserwując ludzi, których starannie wyselekcjonował sobie Tusk, pełno tam materiału do całkowitego ześwinienia się i zero kandydatów do ocalenia twarzy o ile oni przekroczą tę cienką granice zarysowaną przez strach strachu to jedynie w stronę całkowitego ześwinienia się. Oni o ile porzucą Tuska, to tylko w przypadku gdy Berlin podsunie im i wskaże nowego nadzorcę i niemieckiego gauleitera na Polskę
Zdezorientowani Polacy są dzisiaj tak jak te zwierzęta z „Folwarku zwierzęcego” Georga Orwella, które: „patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim”.
Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta”