WYKLĘTYM Zaszumiałaś, Polsko, biało-czerwonymi skrzydłami
Dumnym orłem zawisłaś tam, hen, pod obłokami,
Pieśń żołnierska, co czyn Twych bohaterów sławi,
Odbiła się echem od morza aż do Tater grani.
Co za siła jest w Tobie, Polsko, Ojczyzno moja,
że wciąż uparcie i dumnie powstajesz z swych kolan
Niejedną bolesną i krwawą naznaczona blizną,
Gwiaździstym diamentem w popiołach jaśniejesz, Ojczyzno
Tylu mocarzy zdradziecko pognębić Cię chciało
Naród zniemczyć, zbolszewić, ale się nie udało.
Rozrywali Cię w strzępy,bili, strzelali w tył głowy
Matka Boska Katyńska zna dobrze tę straszliwą opowieść...
Bóg, Honor ,Ojczyzna - te słowa święte, sprawę świętą
W sercu wyryte miała Armia, nazwana Wyklętą.
Tej świętości w kolebce uczyli ich ojcowie,
Z matki mlekiem wyssali pacierz w polskiej mowie.
Że trwali mężnie do końca na straży wolności
Wybito im zęby, bandytami nazwano, połamano kości
Wrzucono do dołów z wapnem, przysypano śmieciami,
Opluto, skazano na hańbę i wieczną niepamięć.
Dzisiaj, po latach, prawda spod ziemi wyziera
Układa się w strofy pieśni o wielkich bohaterach
O Roju, Pileckim, Ince, Fieldorfie, Łupaszce...
Że zachowali się jak trzeba - w naszych sercach - na zawsze...
I niech Polska wciąż szumi biało - czerwonymi skrzydłami,
Biały orzeł niech dumnie szybuje hen, pod obłokami.
Pieśń żołnierska, co czyn naszych Bohaterów sławi,
Niech odbija się echem od morza aż do Tater grani...
Krystyna Śliwińska
Duszniki Zdrój,1 marca 2016 r.
już ta rana się blizny bielą nie pokryje
nie żołnierz mi ją zadał, ale kat w mundurze
nie opatruj, niech ziemia mej krwi się napije
cywilizacji wzmocni zwątlone przedmurze
niech przesiąknie czerwienią, niech czerwień wypluje
jak najdalej od dzieci ojczyzny pod knutem
niech rąk na grobie moim nikt nie załamuje
śmierć trwalsza niż posągi z marmuru wykute
pomóż mi, weź różaniec, palce połamane,
nie dam rady przesuwać a modlitwa koi
jak mnie wlekli widziałem niebo zapłakane
i mur, ten co miał runąć, dalej silny stoi
nie utulaj mnie mocno, bo zabrudzisz szatę
zetrzyj, tam wiadro, woda krwią mą nie skalana
zgnieciono ducha zdradą sąsiadów, jak szmatę
lecz ty musisz siłą naszą trwać niepokonana
a kiedy zamknę oczy zaśpiewaj o sadach
niech mi się wyśni spacer po wiosennej ścieżce
na nic mi obce słońce, tylko to się nada
na epitafium, słowa co bym zrobił jeszcze...
Shork
___________________________________________________________________________________________________________
Wiersze Marii Doroty Pieńkowskiej
Kwatera „Ł”
Pozwalasz Im leżeć Panie na zielonych pastwiskach
pozwalasz Panie Im leżeć na Łączce
pod murem cmentarnym pod niebem pod słońcem
całą miarę nieludzkiego życia na ziemi
lat siedemdziesiąt milczeć pozwalasz o Nich
i kłamać pozwalasz i kpić
Kto widział łąki
tak czerwone od krwi?
kto widział takie pastwiska?
Dusze ich w Twoich dłoniach Panie
ciała Ich w krwawych płatach
opłatek biały przy stole
na zawsze pusty talerz i płacz
za rokiem rok i cisza jak dziki zwierz
u drzwi
Stoją na łączce dziadkowie i patrzą
na dziecięce trumienki swych młodych ojców
mordowanych raz pierwszy
i drugi
i trzeci
Jak mało miejsca kościom potrzeba
dawno odartym z ciała i krwi!
powiozą je daleko na Wólkę
bo przywykły do czekania
więc będą czekały na świt
który nadejdzie
bo dziewczyna archeolog
tak niespodziewanie została
Ich matką
a chłopiec w harcerskim mundurze
z ojcowską czułością
dźwiga lekkie kości
swojego Rotmistrza
Te dzieci wzięły już w swoje ręce
Ich i nasz los
24 sierpnia AD 2012
****
Tylko żywy ogień
może podjąć rozmowę
z Tobą Rotmistrzu
Przynosimy Ci płomienie
bo znamy naturę ognia
którym płonąłeś
zapalamy od niego pochodnie
boją się nas
jak Twoich oczu łagodnych
To zbyt jasne spojrzenie
w którym widzieli ogień
zgasili wymyślną torturą
zakopali głęboko w tej ziemi
na której żyją coraz głośniej
wciąż głośniej
aby nie słyszeć ciszy
ciszy która rośnie
i napełnia się ogniem
Wyklęci
Nie ma Was w wierszach zręcznych wierszokletów
co to potrafią
o barwach zapachach ze smakiem
o każdej roślince
z taką czułością aż strach
Nie ma Was
w snach zakochanych w życiu
w ślicznych pokojach
z szerokimi oknami
z niezłymi widokami
na świat
Nie chcą o Was słyszeć
bo przynosicie nikomu niepotrzebne pytania:
po co życie ?
po co śmierć?
Wypędzani jak żebracy
ze wszystkich domów ulic
I zamków dźwigniętych z ruin
Dawno pogrzebani
niewygodni jak ciasne buty
stoicie bosi bezradni
na progu czasu
bardzo już swoją śmiercią zmęczeni
Bądźcie cierpliwi!
Zrobią Wam w końcu trochę miejsca
niech tylko padnie hasło:
Już wolno!
Przyniosą Wam kwiaty
barwy zapachy
i co tam jeszcze znajdą
w poręcznych leksykonach
Sypną Wam do nóg
puste kłosy słów
Zbigniew Herbert
Przesłuchanie anioła
Kiedy staje przed nimi
w cieniu podejrzenia
jest jeszcze cały
z materii światła
eony jego włosów
spięte są w pukiel
niewinności
po pierwszym pytaniu
policzki nabiegają krwią
krew rozprowadzają
narzędzia i interrogacja
żelazem trzciną
wolnym ogniem
określa się granice
jego ciała
uderzenie w plecy
utrwala kręgosłup
między kałużą a obłokiem
po kilku nocach
dzieło jest skończone
skórzane gardło anioła
pełne jest lepkiej ugody
jakże piękna jest chwila
gdy pada na kolana
wcielony w winę
nasycony treścią
język waha się
między wybitymi zębami
a wyznaniem
wieszają go głową w dół
z włosów anioła
ściekają krople wosku
tworząc na podłodze
prostą przepowiednię