Z Aleksandrą Dańczyszyn rozmawiamy o przenikaniu się sfer życia i literatury, o byciu zaangażowanym społecznie, a także o „roszczeniowych rodzicach” i tym, czego dziś potrzeba uczniom bardziej niż nowej listy lektur szkolnych.
Aleksandra Dańczyszyn
Poetka, polonistka. Autorka trzech książek poetyckich: „kochanie” (2020), „tiszert z Bangladeszu” (2023), „kiedy zaczniesz śpiewać” (2023). Jej wiersze tłumaczono na kilka języków, m.in. francuski, angielski i ukraiński. Reprezentowała Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Poetyckim Transpoésie w Brukseli w 2015 r.
Paweł Banach: Poetka, nauczycielka i osoba zaangażowana społecznie – chciałbym porozmawiać o tych trzech Twoich rolach. Zacznijmy od poetki, od Twojego ostatniego tomiku, „kiedy zaczniesz śpiewać”, wydanego w czerwcu 2023 roku. Na ile to był dla Ciebie projekt poetycki, a na ile jakaś forma zaangażowania społecznego lub… obowiązku?
Aleksandra Dańczyszyn: Śledząc wiadomości i wpisy w mediach społecznościowych na temat wojny w Ukrainie – zwłaszcza w jej pierwszych tygodniach – zauważyłam wiele wypowiedzi o uniwersalnym charakterze, takich, które warto byłoby pamiętać. Prawdziwe ludzkie historie ofiar tej wojny, jej bohaterów.
To było szokujące doświadczenie, zdać sobie sprawę, iż na naszych oczach dzieje się to, co znaliśmy co najwyżej z filmów i historii o drugiej wojnie światowej czy choćby o walce o niepodległość w powstaniach… Uznałam, iż jeżeli tego nie zapiszę, to wszystko umknie – z biegiem czasu i w natłoku kolejnych treści – i nie da się już do tego wrócić. A czułam, iż skoro te treści są bardzo ważne dla mnie, to może też są ważne dla innych.
Nie chciałam formułować ich w swoje własne wiersze – czułam coś wysoce niestosownego w tym, by w obliczu rozgrywającego się w Ukrainie dramatu przyjmować pozycję „siedząc w bezpiecznym miejscu, z kawką, pod kocykiem, będę tworzyć wiersze o tej tragedii”. Zależało mi na stworzeniu czegoś w rodzaju kroniki, takiego „reportażu poetyckiego”. Nie chciałam być obecna w tej książce, bo to nie jest moja historia – chciałam tę historię zapisać, zachować, przekazać dalej. W całym tomiku jest tylko jeden taki moment, gdy ujawniam swoje własne przeżycia, pisząc w jednym z wierszy „Igor chodzi po mieszkaniu / robi zdjęcia / ja płaczę”, ale tu chodziło tylko o opis konkretnej sytuacji, w której sama uczestniczyłam, nic więcej. Potem zaczęłam myśleć o kompozycji.
Z tych pierwszych tygodni wojny, z opowieści ludzi i o ludziach – przetłumaczyłam je tak, jak je czułam, więc nie zawsze są słowo w słowo – ułożyłam mozaikę. I wtedy pomyślałam, iż te kolejne wypowiedzi nazwę aktami. Z jednej strony „akty” jako wydarzenia – akt dobroci, akt sprawiedliwości, a z drugiej strony „akt” przywołuje na myśl kompozycję dramatu. W tym duchu poukładałam te opowieści tematycznie i zobaczyłam okrucieństwo Rosjan, bohaterstwo Ukraińców, akty ofiarności, miłosierdzia, szacunku, siostrzeństwa…
Właśnie, „akt” zwykle kojarzy się z czymś wzniosłym, odnoszącym się do wyższych wartości. Wojna w Ukrainie, można chyba tak powiedzieć, rzeczywiście była momentem, który zmusił nas do poukładania sobie pewnych rzeczy, do przypomnienia sobie o nich. I tu, odnosząc się do Twojego tomiku, te akty „stwarzają” jakąś rzeczywistość etyczną na nowo, porządkują ją. Choć dopiero teraz trafiło do mnie to odniesienie do teatru.
I to dosłownie jest dramat. Oglądamy go na własne oczy.
To jest w ogóle interesujące doświadczenie – z jednej strony wirtualizacja tego konfliktu. Przez ten początkowy okres wojny oglądaliśmy na paskach informacyjnych, ile osób zginęło, tak samo było przy pandemii, śledziliśmy, ile ofiar dziś, ile zachorowań. Z drugiej strony, uczestnicząc w tym, co się działo i dzieje w Ukrainie, łatwiej jest zrozumieć, co się działo 1939 roku. Człowiek się zastanawiał, dlaczego świat nie reagował, a w sumie jesteśmy w sytuacji analogicznej. I teraz przed nami stoi to samo wyzwanie.
Czytając literaturę drugiej wojny światowej zawsze sobie wyobrażałam, iż byłabym po stronie pomagającej Żydom – nie wyobrażam sobie, iż mogłabym działać wtedy inaczej!
Mówi się, iż tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono, ale nie zgadzam się z tym. jeżeli masz pewne kwestie przemyślane, określone wartości, to po prostu zgodnie z tymi wartościami będziesz postępować. Bo nimi żyjesz. Bo dobrze znasz samego siebie.
Po wybuchu wojny było poczucie, iż coś trzeba zrobić. Dołączyłam do grupy pomocowej na Facebooku – zgłaszało się chęć przyjmowania uchodźców z Ukrainy do siebie do domu. Pewnej nocy pojawiła się informacja o sędziwym panu o kulach i jego ponadpięćdziesięcioletnim synu. Trafili do nas, przenocowali i pojechali dalej w świat. Później zamieszkała u nas dziewczyna, która była z wyboru muzułmanką. Okazało się, iż potrafi robić na drutach i szydełkować, więc robiła różne zabawki, które potem sprzedawałam w jej imieniu na swoim Facebooku. Jestem wdzięczna wszystkim, którzy je wtedy kupowali. Dla tej dziewczyny to było ważne i pomocne nie tylko z powodów materialnych.