Na to dręczące pytanie odpowie każdy postępowy mieszkaniec Wilanowa - każdy wierzący w Tuska i w Platformę Obywatelską. Wilanów – mimo swojego blichtru, związanego z bliskością Pałacu Wilanowskiego oraz Zatoki Czerwonych Świń – osiedla zbudowanego na zlecenie Urzędu Rady Ministrów w latach 80 w kwartale al. Wilanowskiej, Lentza, Królowej Marysieńki i Kosiarzy - zalatuje zacofaniem. To zacofanie sączy się bowiem do Wilanowa wprost z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz z Nowogrodzkiej – siedziby PIS i dyktatora Kaczynskiego…
A przecież w takiej postępowej Europie „pierwszej prędkości” ostatniej nocy zdewastowane zostało całe centrum 13-tysięcznego miasteczka Montargis w departamencie Loiret. Splądrowano sklepy, zdewastowano ulicę handlową i podpalono jeszcze 3 inne budynki. Wszystko to dzięki dalekowzrocznej polityce multi-kulti Francji, która postanowiła skończyć z zacofaniem i z brakiem tolerancji dla muzułmanów, którzy dzisiaj ubogacają francuskie miasta.
Na Wilanowie nie usłyszysz od poranka donośnego głosu muezina, nawołującego z wieży minaretu muzułmanów do modlitwy. I tak przez pięć razy w ciągu dnia. Przyczyna jest prozaiczna: w Wilanowie nie ma żadnego meczetu wraz z górującym nad dzielnicą minaretem, a także nie ma tylu wiernych, by zapełnić taki meczet. Owszem – przy ulicy Wiertniczej 103 jest meczet, ale to nie jest typowy muzułmański dom modlitwy! To adaptowana w 1993 roku willa, w której pomieszczeniach mieszczą się siedziby islamskich instytucji kulturalnych oraz biura Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Warszawie.
Meczet w Wilanowie, który nie posiada minaretu jest jak wyzwanie dla wiernych Tuska i Platformy Obywatelskiej, którzy przecież wzywani są codziennie przez swojego Führera do rozprawy z katolikami, żeby ci, „ już nigdy nie podnieśli głowy”. Bo przyszłością postępowego Wilanowa, gdzie ze strachu przed PIS-em dzieci się nie rodzą – jest kolejna, w pełni europejska muzułmańska dzielnica, gdzie z wież minaretów dochodzić będą nawoływania do modlitwy – zamiast odgłosu dzwonów ze Świątyni Opatrzności Bożej – obrażających tolerancyjne uszy dzisiejszych mieszkańców tej dzielnicy Warszawy…
Dziś nie usłyszysz w Wilanowie głosu muezina, ani też wesołej strzelaniny na ulicach lub też ryku syren wozów strażackich, zmierzających do podpalanych budynków i samochodów. Wieczorem w Wilanowie można umrzeć z nudów. Wprawdzie restauracje i kafejki są pełne, ale nie ma tam nic z euforii dzielnicy, ubogaconej przez muzułmanów, lub migrantów z Afryki.
A przecież tak kilka potrzeba! Wystarczy przecież zagłosować na Platformę i Donalda Tuska, by już niedługo – pierwsza transza z liczby 30 tysięcy migrantów dotarła do Wilanowa i rozlała się po całej Polsce! Już niedługo każdy Polak będzie mógł z dumą powiedzieć, iż jest prawdziwym europejczykiem, który podobnie jak Francuz, Niemiec czy Szwed boi się wyjść wieczorem na miasto!
Już niedługo Warszawiacy dobrowolnie korzystać będą z komunikacji publicznej, chroniąc w ten sposób planetę przed ociepleniem! Wystarczy przecież, by zapłonęły samochody na Wilanowie, Mokotowie czy na Woli – by mieszkańcy stolicy dobrowolnie przesiedli się do tramwajów i autobusów…
Przed Polską stoi więc jasna perspektywa, rozjaśniana jak we Francji ogniami podpalanych budynków i samochodów. Wystarczy tylko „zapora ogniowa” przed PIS-em, którą zapowiedział szef Grupy Webera. „Kompromis azylowy został przyjęty i będzie obowiązywał, o ile zgody udzieli Parlament Europejski. o ile Węgry i Polska odmówią rekompensaty finansowej, będzie to miało poważne konsekwencje" - pisze na łamach tygodnika „Der Spiegel”, Markus Becker. Jest niewątpliwe, iż tylko Donald Tusk jest jedynym gwarantem, iż Polska nie poniesie konsekwencji nieprzyjęcia migrantów z Afryki z Azji do Polski...
I choć red. Markus Becker straszy, iż gdyby Polska i Węgry odmówiły wpłat za nieprzyjętych migrantów, to tym krajom powinny „zostać obcięte unijne fundusze o kwotę, którą miały by wpłacić” – to Polska pod rządami niemieckiego Führera nic nie zapłaci! Tusk posłusznie zgodzi się na relokację wskazanej przez Niemców liczby migrantów. Nie dojdzie zatem do realizacji scenariusza, zapowiadanego przez niemieckie media, iż „W przypadku blokowania przez Warszawę i Budapeszt innych decyzji, w których wymagana jest jednomyślność, należy tak dalece jak jest to możliwe, izolować oba kraje".
Będzie przeciwnie: Donald Tusk, jako pieszczoch niemieckich kanclerzy, będzie poklepywany przez europejskich przywódców jak wtedy, gdy prowadzony był jak dziecko przez Angelę Merkel…