Wyniki ostatnich wyborów w Polsce ukazują paradoksy narodowej duszy – tęsknotę za silną ręką, nieufność wobec „pięknoduchów” i fascynację tymi, którzy budzą kontrowersje. Wynik Grzegorza Brauna to nie tylko kolejna karta w politycznym teatrze absurdu, ale i bolesne lustro – pokazujące, kim naprawdę chcemy być jako społeczeństwo. Polska, choć coraz bardziej nowoczesna na papierze, wciąż potrafi głosować sercem pełnym resentymentu i głową odwróconą od przyszłości. Wybieramy ludzi, którzy gardzą kobietami, święcą granaty, a za cnotę uważają umiejętność unikania konsekwencji.
Nie chodzi już o programy wyborcze – te dawno przestały być istotne. Liczy się charyzma spod sutanny, chłopski spryt i pogarda dla słabszych.
Grzegorz Braun, z jego radykalną retoryką i wizją Polski pod sztandarem tradycji, zdobywa serca tych, którzy – jak ironicznie zauważa Krzysztof Skiba – chętnie oddaliby głos na „katolickich talibów”. Skiba portretuje wyborczy krajobraz jako przestrzeń, w której kobieta najlepiej wygląda w kuchni, a Kościół w centrum państwa. Magdalena Biejat, mimo politycznej sprawności, przegrywa z własną płcią.
Ci, którzy próbują uprawiać politykę w oparciu o uczciwość i kompetencje, w tym krajobrazie wypadają blado. Wygrywają natomiast ci, którzy ucieleśniają spryt, bezczelność i dobrze znany Polakom etos „kombinatora” – jak choćby tajemniczy „Prezes Nawrocki”, człowiek z przeszłością pełną cieni i wpływowych znajomości. Na ich tle Szymon Hołownia, z nieskazitelnym życiorysem i poetyckim wizerunkiem, wydaje się zbyt „miękki”, by wzbudzać zaufanie. choćby Rafał Trzaskowski – wykształcony, europejski, bez skandali – budzi podejrzliwość. Bo, jak prowokacyjnie pyta Skiba: po co nam lepsi od nas samych?
Poniżej publikujemy pełny tekst Krzysztofa Skiby w oryginalnej wersji.
KOC GAŚNICA ZAKONNICA
Cieszy świetny wynik wyborczy Grzegorza Brauna, który potwierdza, iż Polacy uwielbiają zamordyzm i polską odmianę talibów. Za mało mamy wtrącania się Kościoła do polityki. Chcemy więcej tuszowania afer kościelnych i przywilejów dla czarnych sukienek.
Wielu Polaków nie lubi też kobiet. Kobieta zawsze narzeka i stęka, za dużo ględzi, gdy idziemy z kumplami na piwo. A ostatnio to już w ogóle kobietom odbiło, bo zabierają głos i się buntują, tak więc każdy polityk, który widzi rolę kobiety w kuchni, a najlepiej z kocem na twarzy i na kolanach, ma głos kochającego tradycję i ojczyznę Polaka.
Taka na przykład Magdalena Biejat, gdyby była facetem, miałaby o wiele większe szanse, bo mówiła sensowniej niż Zandberg. Biejat to polityk z krwi i kości. Ale niestety baba.
Tak naprawdę to szkoda, iż nie startował jakiś muskularny proboszcz o niebieskich oczach, z krzyżem na piersiach i z kropidłem w dłoni oraz z programem „To co nas podnieca, to kościelna świeca”, bo zdobyłby jeszcze więcej głosów niż poczciwy Grigorij, miłośnik demolki i zadymy, czyli Naczelny Mufti Katolickich Talibów Braun.
Wybory potwierdzają też, iż Polacy kochają osoby umoczone. Decyzja Prezesa, zwanego Nawrockim, facet z rozległymi kontaktami w półświatku, były załatwiacz panienek z sopockiego Grandu, oszust naciągający emeryta, to są cechy, które powodują, iż ten dresiarz przebrany w garnitur, spodobał się wielu naszym rodakom. Lubimy bowiem ludzi skutecznych, sprytnych i śliskich.
Nie cierpimy za to pięknoduchów. Ten Hołownia to powinien tomiki poetyckie wydawać, a nie pchać się do polityki. On nie nadaje się na prezydenta Polaków, bo od razu widać, iż niczego ani nie ukradł, ani w życiu nie dał żadnej babie w pysk, a pewnie też nie chleje, ani choćby nie przeklina. To po co nam taki wymoczek?
Dziwi za to spora liczba głosów na Rafała Trzaskowskiego. Dobrze wykształcony, przystojny facet z normalną rodziną i bez powiązań z kryminalistami, mówiący biegle w pięciu językach i opowiadający bajki o tolerancji i o wspólnej Polsce, wydał się wielu podejrzany. Nie chcemy tu nad Wisłą lepszych od siebie.
Krzysztof Skiba, op. Dariusz Frach, thefad.pl