Konfederacja nie ma już twarzy Janusza Korwina-Mikke i tym bardziej twarzy Grzegorza Brauna, którego partyjny marketing schował 100 razy głębiej, niż kiedyś schowano Kaczyńskiego. Konfederacja jest w tej chwili partią nie takich już młodych, ale na pewno bardzo głodnych wilczków. Mentzen i Bosak, a przypominam, iż ten drugi był kandydatem na prezydenta i uzyskał niezły wynik, są teraz partyjnymi liderami. Tak się nieszczęśliwie składa, iż Bosak dziś zaliczył wpadkę, czy choćby popełnił herezję, bo wstał i klaskał „Upaińcowi”, bądźmy jednak poważni przy wyciąganiu wniosków ze sprawy, która przeżyje do weekendu.
Podsumowując pierwszy akapit, zmiana w Konfederacji jest faktem, natomiast dwaj stosunkowo młodzi politycy czują głód władzy, bo ile można się podniecać liczbą lajków i wyświetleń na Tik Toku, czy Twitterze. Bosak w roli kandydata na prezydenta musiał nabrać politycznej ogłady i nabrał, zmył z siebie pieczątkę oszołoma i coraz mocniej aspiruje do jakiegoś stołka. Mentzen z kolei udowodnił, iż nie tylko na prowadzeniu niemałego biznesu się zna, ale też potrafi być brutalnym politykiem, koszącym konkurencję bez litości. Taka mieszanka polityczna daje podstawy do postawienia tezy, iż Konfederacja przestaje być partią kolorytu politycznego i staje się poważnym kandydatem na koalicjanta. Dodatkowo sprzyjają temu obecne okoliczności polityczne, konkretnie mam na myśli rozkład głosów i ostateczny wynik jesiennych wyborów.
Przyjrzymy się temu z grubsza, przedstawiając wszelkie możliwe warianty. Najbardziej prawdopodobny jest taki wynik PiS i PO, który bez Konfederacji nie pozwoli stworzyć rządu żadnej z tych partii. Mniej prawdopodobna, ale w 50 procentach realna jest wygrana PiS na poziomie 230 mandatów albo blisko tego poziomu, co będzie się wiązać z kupieniem paru posłów. Trzeba też brać pod uwagę rząd mniejszościowy i tutaj znów PiS ma większe szanse z uwagi na fakt, iż prezydentem przez dwa lata będzie Andrzej Duda. Marcin Palade przedstawił też swój „sensacyjny” wariat koalicji PiS z Hołownią i PSL, argumentując to presją Amerykanów. interesujące na tyle, iż mogę to dorzucić, ale wiele bym na to nie postawił, raczej przewiduję tu wariant rozłamu i kupna posłów, jeżeli już.
Gdy mamy wstępnie uporządkowane polityczne realia, pozostaje się zająć tytułową kwestią. Kto kupi Mentzena i Bosaka? Może to z powodzeniem zrobić i PiS i PO, z tym, iż PO bardziej Mentzena, a PiS bardziej Bosaka. jeżeli jednak zajdzie taka potrzeba to obaj będą do kupienia, bo obaj do władzy się palą. Pytanie tylko komu te zakupy przyjdą łatwiej? Wystarczy policzyć głosy! Tusk w przeciwieństwie do Kaczyńskiego będzie musiał się dogadać nie z jedną Konfederacją, tylko de facto z trzema innymi partiami: Poslka 2050, PSL, Lewica. Taka koalicja oczywiście jest możliwa, jednak trzeba mieć sporą wyobraźnię i jeszcze więcej optymizmu, aby wierzyć w jej utworzenie i utrzymanie. PiS dla odmiany po Konfederację może sięgnąć bardzo prosto, daje Mentzenowi ministra finansów, a Bosakowi ministra sportu, czy rybołówstwa.
Naturalnie w powyższym wariancie musi być jakiś ochłap programowy dorzucony i na pewno nie będzie to likwidacja 500+ albo wyrzucenie ukraińskich sportowców z polskich lig. Mentzen dostanie zadanie uproszczenia przepisów VAT i będzie się tym bawił jak Gliński hollywoodzką produkcją. Bosak z kolei będzie mógł otworzyć jakąś halę sportową im. Romana Dmowskiego. Najważniejsze w tym wszystkim jest jednak to, iż Konfederacja po wejściu do koalicji z kimkolwiek jest skazana na los Kukiza, bo każda partia „anysytemowa” umiera w mękach po wejściu do systemu. Mentzen i Bosak na pewno o tym wiedzą, ale oni po zdobyciu władzy mogą zrobić to, co ich poprzednicy, czyli podczepić się po listy wyborcze koalicjanta, jako rozpoznawalni politycy. Jednym zdaniem, kupić Mentzena i Bosaka można bez problemu, tylko cena jest do negocjacji.