Znacie kogoś, kto ma jeszcze wątpliwości co do intencji i kompetencji rządzących? Podarujcie mu „Reżim. Doniesienia z putinowskiej Polski” Adama Sokołowskiego albo „Społeczeństwo populistów” – wyśmienitą pracę Sławomira Sierakowskiego i Przemysława Sadury – opisują, z socjologicznego punktu widzenia, zdemolowaną, podzieloną Polskę
Kto nie widzi destrukcji prawa, niech przeczyta prof. Wojciech Sadurskiego („Demokracja na czarną godzinę”). Dla gotowych analizować powiązań ludzi PiS z Rosją idealne będą biografie Macierewicza, Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy i Rydzyka – benedyktyńska praca Tomasza Piątka. W demaskatorskich książkach Grzegorza Rzeczkowskiego imponuje warsztat dziennikarski i logika wnioskowania. „Obcym alfabetem” i „Katastrofa posmoleńska” stawiają włosy na głowie łysym. Miłośnikom plotek ze zgniłego obozu władzy polecam „Kulisy PiS” Kamila Dziubki. „Wielkie żniwa. Jak PiS ukradł Polskę” posłów Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego uzupełniają obraz „polityki” made in Kaczyński.
Szersze tło, zjawiskom w naszym zaścianku dają „Zemsta władzy” Moisesa Naima, „Narodowy populizm” Rogera Eatwella i Matthewa Goodwina, czy eseje Byung-Chul Hana „Społeczeństwo zmęczenia”.
To tylko łokieć z sążni półek lektur o pisowskim zacofaniu, populizmie i raku korupcji, jaki urósł na pożywce naszego niedoskonałego społeczeństwa, zaniechań III RP oraz gnijącego świata. Każdy kto zajrzy do tych tekstów, skanuje media i myśli samodzielnie nie może mieć wątpliwości, iż najbliższe wybory to wojna o przyszłość.
A jednak przez cały czas jest wiele i wielu niezdecydowanych. O nich trzeba walczyć.
Twardy elektorat PiS jest stracony. Poddani praniu mózgu wymagać będzie długiej resocjalizacji. A cyniczna, koniunkturalna i zdegenerowana wierchuszka choćby do tego się nie nadaje. Oni wiedzą, jakie zło czynią, stąd ich bezwzględność i kłamstwa. Walczą o życie, bo grozi im nie tyle resocjalizacja, co marginalizacja, procesy, wyroki, konfiskaty i w wypadku wielu więzienia.
A my zamiast skoncentrować się na przekonywaniu niezdecydowanych, mobilizowaniu leniwych gubimy się w gierkach, analizujemy sondaże, po których popadamy w apatię, zapominamy, iż walczymy o przyszłość nas, naszych dzieci i wnuków oraz paradoksalnie lepszy los dla większości ich wyborców.
Kolejne lata rządów PiS, prócz ekonomicznej zapaści, izolacjonizmu i zacofania, poszerzą radykalnie obszary toczącej już kraj gangreny koniunkturalizmu i lizusostwa. Nie gotowym na zgięcie karku grozi przymus emigracji, a może i coś gorszego. Przestańmy histeryzować zacznijmy atakować!
Nie każdy sondaż jest fałszowany, ale większość obarczona jest błędami metodologicznymi, bo Polska dziś jest trudna do zwymiarowania i opisania. Tak jest z wielu powodów. Współczesne socjal media dynamizują procesy, jakie nie tliły się jeszcze tydzień wcześniej. Rewolucja obyczajowa marginalizuje kościół, który był przez lata podporą PiS-u. Kobiet się usamodzielniają i są coraz bardziej progresywne, ale z niezrozumiałego powodu wiele z nich nie zamierza iść do wyborów, a cześć – co jeszcze dziwniejsze – planuje głosować na PiS.
Zobaczcie jak falują nasze relacje z Ukrainą. W tydzień PiS zniszczył ponad roczny wysiłek społeczeństwa, które wsparło walczący kraj, praktycznie bez pomocy rządu. A bezwstydna, głupia Szydło wypomina walczącym Ukraińcom niewdzięczność. Podłość jej wypowiedzi jest porażająca.
Kruche są sojusze populistów, skrajna lewica zapędziła się w kozi róg cancel culture, a liberałowie stoją bezradni, bo sprawdzone przez lata reguły przestają działać, a nowych Miltonów Friedmanów brak.
Wydawałoby się, iż miałka intelektualnie i moralnie partia, w tak zdestabilizowanym otoczeniu, po tylu aferach, powinna stracić poparcie. Ale tak się nie dzieje. Kiedyś wystarczyły ośmiorniczki i drogi zegarek na ręku polityka, by populiści mieli paliwo wyborczego zwycięstwa. Dziś okradanie państwa, hipokryzję oraz niekompetencję – triadę wizerunku pisowskiego patrioty – akceptuje 30 procent Polaków.
Polityczna głupota nie zniknie szybko. Ale jakby PiS nie był impregnowany na dobro, to nie zmienia faktu, iż dom ich ideologii stoi na piasku. Im więcej w nim pięter obłudy i złodziejstwa, tym budowla jest mniej stabilna. Może za dwie, może za dwieście afer, ale naciągana guma podłości i głupoty pęknie.
Już dziś siła PiS nie bierze się z ich kłamliwych obietnic, rozdawnictwa i smaku nowości, a z naszego lenistwa, prywaty partyjnych liderów i postawy wielu dziennikarzy, którzy formułują przekaz tak, by być przede wszystkim oryginalnymi, podziwianymi i bezpiecznymi.
Wielu obywateli liczy, iż ktoś pójdzie za nich na marsz, podpisze protest, wywiesi tęczową flagę. Oni mają pracę, chorą mamę i sto innych wytłumaczeń. Marsz to promocja Tuska, tęczowa flaga to nie ich estetyka, a podpis pod listem? Przecież „oni” nie czytają.
Wielu choćby nie udostępnia krytycznych wpisów na FB, bo „trzeba działać, a nie pisać”. A tak naprawdę boją się, iż ktoś przeczyta i stracą premię, pracę. Gdy po wyborach proponowano bojkot konsumencki Orlenu, czy mediów pisowskich, wielu wyśmiewało ideę. A tak naprawdę pokazali, iż nie stać ich na minimum wysiłku i poświęcenia. Tankują na Orlenie, bo blisko i taniej, oglądają sport i kulturę, bo lubią.
A co z dziennikarzami? Karolina Lewicka, Justyna Dobrocz-Oracz, Radomir Witt, Andrzej Stankiewicz i kilku innych walczą, ale większość z nieuzasadnioną atencją odnosi się do politycznych bandytów. Pojawił się jeden – Czuchnowski, który stwierdził na konferencji, iż Macierewicz to zdrajca. I co? Reszta udała, iż nie słyszy. Skandalem jest, gdy prezes NBP niszczy nasze oszczędności i wspiera kampanię partyjnych kolegów albo gdy polityk nie odpowiada na pytania i świńskim truchtem ucieka przed mikrofonami dziennikarzy.
Czemu zamiast pytać, nikt nie stwierdzi: – Czarnek stój, bo to twój psi obowiązek odpowiadać, Glapiński przestań bredzić, Morawiecki nie kłam na każdej konferencji!
Brak odważnych to m.in. wina naszej kultury, w której bohaterstwo ogranicza się do czynów heroicznych, a odwaga cywilna za taki nie jest uznawana. U nas nie ma filmów o samotnych mścicielach, dzielnym policjancie, Erin Brockovich, więc nie ma też w polityce Deep Throth. Bo w Polsce twórcy jadą na oparach tromtadracji w stronę czarno-białego kiczu (prawica) albo cenią jedynie skrajnie zniuansowany, pełen szarości i brudu opis codzienności, bo tam mogą ujawnić artyzm. Takie obrazy doceniają krytycy i podziwiają koledzy. Piękna w swej prostocie opowieść o zwycięstwie dobra nad złem to kino i literatura klasy „B”, niegodna ich talentu.
A czemu nie mamy w sobie solidarności, choćby tej wynikającej z instynktu samoobrony. Gdy jest groźnie ludzie jednoczą się, gromadzą wokoło liderów. A my? Ziobro atakuje Holland, a twórcy, aktorzy, krytycy nie krzyczą jednym głosem, nie podpisują listu żądającego dymisji. Wielu jej broni, ale te osobne głosy są ledwo słyszalne.
Jako kraj zbliżamy się do gospodarczej katastrofy. Ale zamiast wspólnego głosu setek bankowców, wykładowców szkół ekonomicznych, publicystów, biznesmenów słyszymy nieustannie tylko Grabowskiego. Gdzie reszta? Wije się w odpowiedziach, niuansuje temat.
Poza prawnikami, tam widać solidarność i poczucie misji (choć liczba zdrajców i szumowin jest niemała), inne środowiska nie są solidarne. A to klucz do zwycięstwa.
Brakuje nam choćby sprytu. My gramy według zasad, choć druga strona zniosła wszelkie reguły. To dla naszego komfortu? Nie wygramy, ale będziemy lepsi? Święci? Naprawdę lepiej z poczuciem wyższości tkwić w szambie po uszy, czy lekko się ubrudzić, wygrać i móc zmieniać świat na lepsze?
Politycy to osobny problem. Gdyby kilka miesięcy temu ogłosili jedną listę, to bonus za zgodę byłby ogromny. Niestety, mamy trzy listy, a kandydatki i kandydaci opozycji nie potrafią powstrzymać języka i krytykują sojuszników. U jednych to głupota, u innych perfidny charakter, a ilu myśli o karierze i w d… ma nas i kraj? Niech każdy odpowie sam.
Symetryści to odrębny defekt. Dumni ze swej głupoty, zracjonalizowali sobie czynione świństwo. Popis, jaki dał w TOK FM Tomasz Stawiszyński, który do partnerowania w pseudofilozoficznej logorei zaprosił Ryszarda Bugaja, powinien przejść do historii dziennikarstwa. Skrytykował Władykę i Janickiego za książkę „Symetryści. Jak się pomaga autokratycznej władzy” (polecam). Stwierdził, iż jest zmęczony polityczną walką, a zbór symetrystów jest według niego zbiorem pustym, nieokreślonym. A tymczasem gość jego audycji równo rozdawał ciosy PO i PIS, partiom, które – jego zdaniem – wspólnie zniszczyły polityczną scenę. Tak o polityce w symetrystycznym stylu wypowiadał się polityk samych błędnych wyborów, o zerowej skuteczności – Bugaj.
Oj, chętnie bym się przejechał po tych napuszonych mądralach, po tym towarzystwie wzajemnej adoracji, zapraszającym się nawzajem do programów, przekonanym, iż dziennikarstwo polega na wygłaszaniu opinii, zwykle krytykujących opozycję. Ale nie ma już czasu w wojenki z nimi, tak jak nie ma czasu w depresje, pretensje i dygresje. Nie ma czasu w odkładanie politycznej aktywności, zastanawianie się czy Tusk robi dobrze?
Zasady stały się proste. Nie krytykować sojuszników, choćby jeżeli robią coś, co nam się nie podoba, nie tracić dnia na symetrystów, atakować PiS za każdy najmniejszy błąd i podłość. Wszędzie, gdzie się da, walczyć o głos. Zjawić się na każdej demonstracji, oddać kawałek płotu, muru, okna na plakat kandydata lub własny, autorski, antypisowski. Udostępniać teksty na FB, Insta, słać je mailami. Jasno deklarować na szybie w domu, czy na samochodzie poglądy. Ośmielimy innych.
Nie milczeć, gdy sąsiad kłamie, prostować bzdury, zachęcić do rzucenia okiem na inne niż reżimowe media. Nie przyzna racji, ale ziarno zwątpienia zostanie zastanie.
Został niecały miesiąc, by to wykorzystać. Gdy codziennie rzucimy faktem zburzymy tę budowlę kłamstwa PiS. Co nam zostało? Walczyć! Wygramy zaczniemy się martwić co zrobić z tym popisowskim burdelem i kto ma to zrobić. Zostało 25 dni, 600 godzin, 36000 minut. Wystarczająco dużo czasu by zmienić świat na lepszy!