Wspominając patronkę dnia dzisiejszego – świętą Cecylię, patronkę muzyki kościelnej, przyjrzyjmy się stanowi, w jakim jest w tej chwili ta muzyka. Pierwszy wniosek jaki można wysnuć jest taki, iż w ostatnich latach poziom muzyki granej i śpiewanej w naszych świątyniach wzrósł. Oczywiście, wiele pozostało do zrobienia. I na pewno warto dbać o muzykę sakralną, bo jak powiedział św. Augustyn: „Kto dobrze śpiewa – modli się podwójnie”.
Poziom muzyki kościelnej w Polsce jest na zróżnicowanym poziomie. Najlepiej w tym temacie dzieje się w parafiach funkcjonujących w miastach, a szczególnie w tych dużych. Wiąże się to z większą dostępnością wykształconych muzyków, którzy chcą pracować przy oprawie Mszy św. i nabożeństw. A wiadomą rzeczą jest, iż poziom muzyki granej i śpiewanej w kościołach zależy od poziomu muzycznego jaki reprezentuje organista czy inny muzyk zatrudniony w parafii, prowadzący chór lub scholę. W parafiach wiejskich trudno o takich muzyków. Po prostu niewielu z nich mieszka na wsiach i niewielu muzyków chcąc pracować w wiejskich parafiach, zdobywa się na odwagę, aby porzucić miejskie wygody i zamieszkać na prowincji. Co tu dużo mówić, skromniejsze też są możliwości finansowe wielu wiejskich parafii.
Patrząc na kwestię oprawy muzycznej Mszy św. i uroczystości kościelnych trzeba jednak powiedzieć, iż ogólnie poziom, w ostatnich czasach się podniósł. Proboszczowie zatrudniają coraz lepiej wykształconych muzyków. Kiedy przypomnę sobie grę i śpiew organisty, który pracował w naszej parafii jeszcze jakieś dziesięć lat temu – to wolałbym tego nie pamiętać. Zmieniły się czasy, zmienił się i organista. Nowy szef parafii zatrudnił młodego człowieka, z dyplomem Akademii Muzycznej. I to słychać.
Być może w dawniejszych latach, kiedy kościoły pękały w szwach od wiernych, wielu proboszczom po prostu nie bardzo zależało na tym, żeby zadbać o dobry poziom muzyki kościelnej. Wychodzili prawdopodobnie z założenia – aby ktoś siedział za klawiaturą, coś grał i jakoś śpiewał – przecież ludzie przyjdą i zaśpiewają. Jednak teraz sytuacja z frekwencją parafian na Mszach św. i nabożeństwach jest zupełnie inna. A i wierni doceniają jakość. I słusznie, przecież mówimy o służbie Bogu!
Dużo dobrego muzyce, którą słyszymy w wielu świątyniach, przyniosła „Instrukcja o muzyce kościelnej”, wydana przez polskich biskupów siedem lat temu. „Muzyka w liturgii nie jest jej oprawą, ale integralnie wiąże się z celebracją świętych obrzędów” – bardzo trafnie zauważyli w niej biskupi. Dokument zatwierdzony przez Episkopat Polski przypomniał inne ważne, wydane przez Stolicę Apostolską, zasady sprawowania liturgii i śpiewu w kościołach. Biskupi polscy, Instrukcją o muzyce kościelnej, nieco zahamowali jej zeświecczenie, które jeszcze kilka lat temu szło pełną parą. Przypomnieli też, iż głównym celem muzyki granej i śpiewanej w kościołach jest oddanie czci Bogu, a nie koncertowanie, czasem bardzo huczne – na które jest miejsce w filharmonii, albo w innych pomieszczeniach koncertowych.
Pokusa swobodnego doboru utworów muzycznych jest szczególnie mocna przy okraszaniu muzyką Mszy świętych, podczas których udzielany jest sakrament małżeństwa. Jeszcze kilka lat temu panowała tu często „wolna amerykanka”. Dla przykładu byłem na ślubie, kiedy na jego zakończenie i wyjście pary młodej z kościoła wykonano utwór „Hallelujah” Leonarda Cohena. Tytuł tej popularnej piosenki jest wprawdzie „pobożny”, muzyka istotnie porusza serce – ale jej poetycki tekst nie ma absolutnie nic wspólnego z liturgią Kościoła. Na szczęście proboszczowie coraz częściej korygują zachcianki muzyczne pary młodej. W końcu Msza ślubna to nie koncert życzeń. Nie wszyscy niestety to rozumieją. O korzeniach tego błędnego sposobu pojmowania muzyki kościelnej polscy biskupi napisali tak „przyczyna tego zjawiska tkwi przede wszystkim w fałszywym poczuciu wolności oraz nieznajomości nauki Kościoła”. Nic dodać, nic ująć.
Do tej pory sporo napisałem do jakich utworów muzycznych nie należy sięgać, ustalając oprawę muzyczną Mszy św. Najwyższy więc czas powiedzieć, jaka muzyka doskonale scala się z liturgią. Nie chcę się wymądrzać i chwalić wiedzą, której zresztą na temat muzyki liturgicznej mam bardzo niewiele. Najlepiej więc będzie jak po raz kolejny oddam w tym miejscu głos specjalistom, którzy napisali, zatwierdzoną przez Episkopat Polski – Instrukcję o muzyce kościelnej. „Według przyjętej Instrukcji należy bezwzględnie stać na straży wykonywania takiej muzyki liturgicznej, która jest autentyczną sztuką, nakierowaną zawsze na świętość kultu, i wprowadzać do liturgii tylko to, co odpowiada świętości miejsca, godności obrzędów liturgicznych i pobożności wiernych” – jasno wskazuje kościelny dokument.
Wiele na temat jaka powinna być muzyka sakralna możemy się również dowiedzieć z dokumentu sporo starszego niż Instrukcja polskich biskupów, wydana w roku 2017. Chodzi tu o dokument „Musicam sacram” napisany przez Stolicę Apostolską w roku 1963. Na koniec posłuchajmy mądrych słów zawartych w tej instrukcji: „Pod pojęciem muzyki sakralnej rozumiemy tę muzykę, która powstała dla oddawania chwały Panu Bogu i odznacza się świętością oraz doskonałością formy, czyli: śpiew gregoriański, polifonia sakralna dawna i współczesna w różnorakich jej formach, muzyka organowa i przeznaczona dla innych instrumentów, dopuszczalnych do użytku w kościele, oraz sakralny śpiew ludowy – czy to liturgiczny, czy w ogóle religijny”.
Adam Białous