Feminizm to ruch budzący skrajne emocje w społeczeństwie. Brak jednolitej definicji, wewnętrzne podziały, wykluczenie oraz złożony system opresji w społeczeństwie znacznie utrudniają rozwój ruchu wyzwolenia kobiet. Z tymi wszystkimi zawiłościami mierzyła się w swej twórczości między innymi bell hooks (właśc. Gloria Jean Watkins), zmarła niedawno jedna z najbardziej prowokacyjnych i bezpośrednich teoretyczek feminizmu. W książce Teoria feminizmu: od marginesu do centrum wskazuje wiele wad i słabych punktów ruchu wyzwolenia kobiet, jednocześnie szukając rozwiązań i stawiając liczne wyzwania przed czytelnikami. Warto się przyjrzeć kilku z nich (cytaty z transparentów ze Strajków Kobiet umieszczam w nagłówkach dla podkreślenia bliskości problemu do naszego polskiego podwórka).
„Nie ma feminizmu bez trans kobiet!” – wewnętrzne spory o prawdę
bell hooks zderzyła się z wieloma rodzajami opresji: seksistowskiej (jako kobieta), rasowej (jako Afroamerykanka) i klasowej. Ukształtowało to jej poglądy jako feministki, ale także krytyczki ruchu wyzwolenia kobiet. Co jest zatem nie tak z feminizmem? Co sprawia, iż część kobiet, które na co dzień działają na rzecz praw kobiet i niejako mają zinternalizowane postulaty tego nurtu, wzbraniają się przed nazywaniem ich feministkami? Według autorki Teorii feministycznej jest to właśnie ten „trójpodział opresji”. Łatwo jest mówić o wyzysku kobiet na uniwersytetach, w klimatyzowanych czytelniach, kawiarniach czy na spotkaniach kobiet, które mogą sobie pozwolić na takie wyjście. Pozwolić w tym sensie, iż raz, stać je na kawę; dwa, mają z kim zostawić dzieci lub ich po prostu nie mają; trzy, nie są akurat uwikłane w relację z przemocowym partnerem lub partnerką; cztery, są cispłciowe lub mieszkają w dzielnicy, w której nie zostaną zaatakowane za bycie osobą nie-cis; pięć i dalej – są uprzywilejowane na tyle, aby zauważyć nierówności i móc o tym mówić, ale nie na tyle, aby czuły się równe mężczyznom.
Podstawowym zarzutem stawianym przez bell hooks feminizmowi jest uczynienie go narzędziem do pięknej wojny białych, uprzywilejowanych kobiet z wykluczeniem przedstawicielek mniejszości etnicznych czy tych z klasy pracującej. Jak pisze w swojej książce: „Uprzywilejowane feministki nie umiały mówić do różnych grup kobiet, ponieważ albo nie w pełni rozumiały wzajemne relacje zachodzące między opresją płciową, klasową i rasową, albo nie traktowały tych relacji poważnie”[1]. Trudno się nie zgodzić. Współcześnie przykładem na taki brak zrozumienia może być autentyczne zdziwienie wobec kobiet, które nie mogą „po prostu” odejść od przemocowego partnera. Bo przecież rynek nieruchomości i najmu taki stabilny, przemoc ekonomiczna nie istnieje, pracę można od razu znaleźć, a ściągalność alimentów jest natychmiastowa. A psychiczne uwikłanie w mechanizmy przemocy, depresja i brak wiary siebie spowodowany latami cierpień? Uśmiechnij się, świat jest piękny, dasz radę! Tak, taki naiwny optymizm i brak elementarnej empatii u uprzywilejowanych osób z mainstreamu może nieco zniechęcać do ruchu wyzwolenia kobiet.
Takie wybiórcze postrzeganie feminizmu prowadzi do kolejnego problemu wskazanego przez bell hooks: brak jednolitej definicji tego nurtu. Ten niedostatek autorka „Teorii feministycznej…” określa jako „rozpaczliwy gest wyrażający przekonanie, iż solidarność między kobietami nie jest w ogóle możliwa[2]”. Cóż, takie przekonania nie wróżą dobrze żadnej grupie. Mainstreamowa definicja ruchu wyzwolenia kobiet (właściwie to jedna z wielu definicji) zakłada zrównanie statusu kobiet ze statusem mężczyzn. Tu cały tekst zdaje się krzyczeć w odpowiedzi: ALE KTÓRYCH? Których kobiet? Których mężczyzn? Przecież te statusy w żadnej płci nie są równe! Zarówno mężczyźni, jak i kobiety są traktowani(-e) odmiennie nie tylko ze względu na płeć, ale też: orientację seksualną, światopogląd, kolor skóry, wykształcenie, przynależność do konkretnych grup zawodowych i wiele innych czynników. Taka definicja w świetle tak wielu zróżnicowań brzmi po prostu niepoważnie. Daje mnóstwo argumentów na wykluczanie całych grup kobiet. Jest jednak kolejnym argumentem na powiązanie opresji seksistowskiej z opresją klasową i rasową. Tym tropem bell hooks zabiera swoje czytelniczki i czytelników na płaszczyznę społeczno-polityczną.
„I wish I could abort my government” – feminizm a polityka
„Feminizm definiowany w kategoriach politycznych, które kładą nacisk zarówno na doświadczenia zbiorowe, jak i indywidualne, zachęca kobiety do wejścia w nowy obszar – do porzucenia apolitycznej postawy, którą przypisuje nam seksizm, na rzecz wykształcenia świadomości politycznej”[3].Tu jedna z czołowych przedstawicielek feminizmu wzywa do przyjrzenia się własnej sytuacji. Do rezygnacji z uproszczenia, iż „mężczyźni to wrogowie” i gruntownej analizy sytuacji zarówno własnej, jak i wszystkich kobiet. Do zbadania różnych aspektów politycznej rzeczywistości kobiet, do uznania opresji nie tylko seksistowskiej, ale także klasowej i rasowej (tak, te trzy elementy są bardzo często podkreślane).
Zauważenie tych mechanizmów zaprowadziło bell hooks do wskazania tego, co jest źródłem tych trzech zjawisk – jest to po prostu mechanizm dominacji. Aby feminizm miał sens i przez cały czas przynosił wymierne rezultaty, należy działać na rzecz zniesienia dominacji. W założeniach ruchu wyzwolenia kobiet oczywiście chodzi przede wszystkim o tę seksistowską, ale przymykanie oczu na całokształt zjawiska w jej zwalczaniu przyniesie odwrotne efekty. Nie można jednak pozostawać w bierności i zadowalać się przywilejami, na których udzielenie GODZĄ SIĘ grupy stosujące opresję, uprzywilejowane. Chcąc uwolnić się od dominacji, trzeba działać na rzecz jej zniesienia. Trzymając się z dala od polityki, urn wyborczych i źródeł wiedzy na temat obecnej sytuacji w kraju i na świecie można co najwyżej wyrażać niezadowolenie na kawie lub w social mediach. Feminizm jest wezwaniem do aktywności.
Tu rzuca się w oczy pozornie mały, ale znaczący szczegół dotyczący obszaru działań i tożsamości samych feministek. Autorka opowiada, o co chodzi, na własnym przykładzie: jako czarna często była pytana, co jest dla niej ważniejsze: walka na rzecz zniesienia seksistowskiej opresji czy rasizmu?[4] Często próbowano ją uwikłać w taki dualizm, alternatywę. A tu nie chodzi przecież o to, jakiemu ruchowi dać pierwszeństwo, który uczynić ważniejszym, a który pozostawić jako mniej istotny. Często (zbyt często) zdarzają się próby zaszufladkowania osób utożsamiających się z konkretnymi ruchami. Stwierdzenia takie jak: „Jestem feministką”, „Jestem weganinem” czy podobne narzucają na myśl pewne schematy, wciskają ludzi w ciasne formy, nie zostawiając miejsca na inne ideały czy działalność. Jako użyteczną strategię bell hooks proponuje po prostu stwierdzenie „popieram feminizm” jako ruch społeczno-polityczny. Może to stanowić zachętę do zgłębiania feministycznych teorii i pomijania bezowocnych uproszczeń. Tak, można być feministką i walczyć z klasizmem, rasizmem, niszczeniem środowiska i na rzecz tego wszystkiego, co osoby popierające feminizm uważają za ważne.
„Kiedy prawo mnie nie chroni, mojej siostry będę bronić” – idea siostrzeństwa
„Porzucenie idei siostrzeństwa jako wyrazu politycznej solidarności osłabia i pomniejsza ruch feministyczny. Solidarność wzmacnia ruch oporu. Nie może być masowego ruchu feministycznego na rzecz zniesienia seksistowskiej opresji bez zjednoczonego frontu – kobiety muszą przejąć inicjatywę i pokazać siłę solidarności”[5].
Żaden ruch nie ma szans na przetrwanie bez zgody, zaangażowania i wspólnej walki osób w nim uczestniczących. Wewnętrzne spory i podziały tylko go osłabiają. Konieczne jest więc znalezienie jakiegoś wspólnego punktu w tym gąszczu różnic. bell hooks zdecydowanie przestrzega przed łączeniem się kobiet jako „ofiar”. Argumentacja jest tu niezwykle prosta i dobitna: wskazywanie na status ofiary jako wspólną cechę kobiet sprawia, iż te silne i asertywne czują się zbędne i niepotrzebne w ruchu – nie mają o co walczyć, skoro akurat nie czują się atakowane lub umieją się bronić. Ponadto budowanie swojej tożsamości na wizerunku ofiary jest najzwyczajniej w świecie toksyczne – porzucenie przekonania o jakiejkolwiek kontroli nad własnym życiem (nawet jeżeli jest niewielka) jest wyniszczające dla osób opresjonowanych. Budowanie więzi w oparciu o wiktymizację jest psychologicznie demoralizujące. Co ważne, dla kobiet uprzywilejowanych nader często wchodzenie w rolę ofiary jest równoznaczne z porzuceniem odpowiedzialności za własny rasizm, homofobię i klasizm. Budowanie relacji między kobietami z własnego kręgu, opartych o deprecjonowanie, tworzenie iluzji własnej siły na wykluczaniu osób spoza własnej grupy jest patriarchatem w przebraniu.
Na czym więc powinno opierać się siostrzeństwo? Na sile. bell hooks bezwzględnie odsyła czytelniczki do nauki – do poznania samej siebie, szczerej weryfikacji własnych postaw pod kątem zachowań rasistowskich, klasistowskich, homofobicznych, transfobicznych i innych zinternalizowanych mechanizmów opresji. Odsyła do sytuacji politycznej, zachęca do jej analizowania i aktywnej, wspólnej działalności na rzecz jej zmiany. I wreszcie, każe zakasać rękawy do pracy nad wyrugowaniem seksizmu z siebie samej. To on bowiem każe matkom uczyć dzieci, iż istnieją tylko dwie możliwe opcje w zachowaniu: bycie poddanym lub dominującym, to on prowadzi do nienawiści wobec innych kobiet, do deprecjonowania rodzicielstwa, do podejrzliwości i toksycznej rywalizacji.
Jest to ciężka praca na wielu płaszczyznach, jednak jeżeli nie zostanie podjęta, idea siostrzeństwa będzie jedynie swoją własną karykaturą, a wysiłki podejmowane na rzecz walki o prawa kobiet bez uznania innych form opresji będą się obracać wniwecz. Dla zaistnienia siostrzeństwa konieczna jest więc komunikacja, wymiana myśli, uczenia się nawzajem własnych kodów kulturowych – tak, aby różnice między nami były źródłem wiedzy, a nie strachu czy pogardy. Konieczne jest też zrozumienie, iż nie każdy jest poddawany opresji i skrzywdzony w takim samym stopniu, by nie mówić w imieniu osób, których doświadczenia nie są nam znane. Bez krytyki i odrzucenia rasizmu i wyzysku klasowego prawdziwe siostrzeństwo nie zaistnieje.
„Męskie wsparcie Strajku Kobiet” – feminizm i feministki a mężczyźni
Feminizm nie zakłada stworzenia utopijnego państwa kobiet, w którym mężczyzn nie ma, lub przemykają gdzieniegdzie, nie chcąc rzucać się w oczy. Ruch feministyczny nie zakłada lepszego traktowania kobiet lub mężczyzn. Sprzeciw feministek nie powinien uderzać w mężczyzn jako takich, ale w system dominacji, który, jak już niejednokrotnie za bell hooks przytoczyłam, nie ma charakteru wyłącznie seksistowskiego. Ponadto sama opresja seksistowska nie dotyczy wyłącznie kobiet.
Wśród zarzutów wobec feministek liberalnych bell hooks zaznacza, iż chcąc likwidować płciowy podział pracy, paradoksalnie przypisały kobietom przeprowadzenie feministycznej rewolucji jako zadanie wynikające z płci[6]. Retoryka polegająca na uznaniu wszystkich mężczyzn za mizoginistycznych sprawców, a kobiety za bezbronne ofiary, jedynie wzmacnia seksistowską opresję. Działaczka feministyczna zauważa, iż na przykład białe kobiety z klasy średniej zazdrościły uprzywilejowanym mężczyznom i domagały się równego udziału w przywilejach klasowych, zręcznie pomijając fakt, iż same mają więcej władzy niż mężczyźni z etnicznych mniejszości i nie są tak często narażone na wyzysk i opresję. W ten sposób same udzielały (i często przez cały czas udzielają) wsparcia systemowi opresji.
Wskutek takich działań wiele kobiet z klasy robotniczej oddalało się od feminizmu, gdyż czuły, iż mają więcej wspólnego z mężczyznami ze swojej grupy klasowej. Łączy ich bowiem trud walki o lepsze życie. Widać to też na przykładzie ciemnoskórych kobiet, które wspólnie z mężczyznami walczyły i walczą na rzecz zniesienia opresji rasistowskiej. Rodziło to między nimi więź wypływającą z troski i działalności na rzecz wspólnej sprawy. Wskazując na przykład współpracy między płciami w walce z rasizmem, bell hooks pokazuje przeciwieństwo tego zjawiska wśród feministek: reakcyjny separatyzm, którego założeniem jest trzymanie mężczyzn jak najdalej od feminizmu. Nie jest ro dobre rozwiązanie, gdyż mężczyźni również są wychowywani w systemie seksistowskim i do nich również należy zadanie zwalczania go. Choć mężczyźni nie są wyzyskiwani przez seksizm, również ponoszą jego negatywne skutki.
Aby walka na rzecz zniesienia seksistowskiej opresji w społeczeństwie została skutecznie przeprowadzona, logiczną potrzebą jest wzięcie w niej udział przez całe społeczeństwo. Mężczyźni muszą głośno mówić o seksistowskiej opresji, brać odpowiedzialność za swoje zachowania i podejmować się uświadamiania innych. Kobiety powinny uznać ich walkę, by ramię w ramię rozmontować opresyjny system.
Feminizm, wbrew karykaturalnej wizji jego przeciwników i przeciwniczek, nie jest zlepkiem stereotypów i agresji, zamkniętym w kobietach krzyczących o eksterminacji mężczyzn. W świetle rozważań bell hooks (i wielu innych teoretyczek) jest nurtem myślowym i politycznym. Jest wezwaniem do zaangażowania i zbadania sytuacji własnego otoczenia i brania czynnego udziału w życiu społeczności. Jest wreszcie radykalnym wezwaniem do wszystkich płci do wspólnej walki z systemem opresji zarówno seksistowskiej, jak i klasowej oraz rasowej.
[1] bell hooks, Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2022, s. 53-54.
[2] Ibidem, s. 57.
[3] Ibidem, s. 68.
[4] Vide ibidem, s. 74.
[5] Ibidem, s. 92.
[6] Vide ibidem 123.