Wbrew temu co można usłyszeć z różnych stron, zgoda na przekazanie F-16 nie jest decyzją, która pozwoli Ukrainie na uzyskanie przewagi na polu walki w najbliższym czasie. Traktujemy ją raczej jako element układanki, w ramach której USA przygotowują się na różne warianty rozwoju sytuacji.
Z jednej strony, Amerykanie próbują wykorzystać wszelkie dostępne instrumenty, aby skłonić Ukrainę i Rosję do rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Z drugiej, w Waszyngtonie i innych zachodnich stolicach, za coraz bardziej prawdopodobny uznawany jest scenariusz długiej wojny.
A ten wymaga nieco innego podejścia do wsparcia Kijowa. W tle rozmów o pomocy militarnej mamy ponadto rozgrywkę o zwiększenie wpływów państw „starej” Unii (Niemcy, Włochy, Holandia, UK) na dalsze losy konfliktu i samej Ukrainy.
Zmiana horyzontu czasowego wsparcia Ukrainy
Do tej pory, przy organizacji kolejnych pakietów wsparcia militarnego, USA brało pod uwagę krótkoterminowy horyzont wydarzeń. Z początku, sprowadzało się to do dostarczenia Ukrainie narzędzi umożliwiających jej przetrwanie pierwszego uderzenia i przygotowanie kraju na walkę partyzancką.
W kolejnej fazie wojny, priorytetem stało się niedopuszczenie do przełamania przez Rosjan linii obronnych, np. z uwagi na niedobory amunicji artyleryjskiej po stronie Ukrainy. Od kilku miesięcy, Amerykanie i ich sojusznicy skupieni byli zaś na przygotowaniach do zapowiadanej przez Kijów kontrofensywy.
Niedawny szczyt państw G7, na który zaproszony został także W. Zełenski, zwiastuje jednak chęć przestawienia dźwigni w drugą stronę – Zachód zaczyna bowiem patrzeć na Ukrainę nie w perspektywie kilku miesięcy, a kilku lat.
Stany Zjednoczone dążą więc do przerzucenia większego zakresu odpowiedzialności za wsparcie Kijowa na Europę. Z kolei państwa „starej Unii” zaczynają akceptować ten stan rzeczy, ale chciałyby przy tej okazji, ugrać jak najwięcej dla siebie.
Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest chyba ewolucja postawy Niemiec, które od państwa opóźniającego dostawy uzbrojenia, starają się teraz przedstawić siebie jako europejskiego lidera w zakresie wsparcia Ukrainy…Pytanie tylko, jaka będzie cena za ten zwrot w polityce Berlina?
Nie miejcie przy tym złudzeń – pomimo rozmaitych deklaracji, Zachód chciałby możliwie jak najszybciej zakończyć wojnę. Ale po kolei. Zacznijmy od militarnego aspektu decyzji o przekazaniu Ukrainie eFów.
Czy już niebawem zobaczymy F-16 na froncie?
Z lektury niektórych doniesień medialnych można odnieść wrażenie, iż F-16 mogłyby się pojawić na froncie za około 4-6 miesięcy. Naszym zdaniem, decyzja o przekazaniu Ukrainie samolotów nie będzie miała jednak wpływu na przebieg konfliktu za wschodnią granicą w najbliższym czasie. Dlaczego?
Po pierwsze, integracja F-16 w ramach ukraińskiej armii potrwa co najmniej kilkanaście miesięcy, a może choćby kilka lat. Po kilku miesiącach szkolenia ukraiński pilot będzie co prawda w stanie przelecieć na F-16 z pkt. A do pkt. B i wykonać proste misje w kontrolowanym środowisku.
Nie będzie on stanowić więc zagrożenia dla siebie samego, ale w ramach misji bojowej będzie mógł pełnić rolę co najwyżej skrzydłowego. Upraszczając: pilot po takim „turbokursie” będzie odpowiednikiem szeregowego po dobrym, ale jednak skróconym szkoleniu.
A takich ludzi nie powinno się posyłać samodzielnie do boju. Są oni bowiem narażeni na szybką śmierć w przypadku ewentualnego starcia z przeciwnikiem. Pojawia się też kolejne pytanie: czy ukraińskie eFy będą operować w pojedynkę, czy jednak w grupach?
Bo dopiero cztery takie samoloty działające razem stanowią poważną broń. A jeżeli tak, to kto będzie dowodził pilotem po „turbokursie” w powietrzu? Funkcja ta wymaga bowiem co najmniej rocznego przeszkolenia.
Co więcej, po ukończeniu kursu podstawowego, pilot musi dodatkowo przejść proces zgrywania w ramach eskadry. Aby osiągnęła ona gotowość bojową jako całość, potrzebne jest więc minimum kilkanaście miesięcy od momentu rozpoczęcia szkolenia pierwszych pilotów.
Taka eskadra i tak nie będzie jednak w stanie wykorzystać wszystkich możliwości, jakie daje samolot F-16. Jego głównym atutem jest bowiem wielozadaniowość. Aby przybrała ona realne kształty, potrzebne są jednak kolejne miesiące szkoleń, podczas których zdolności eskadry będą rozszerzane.
Nie wystarczy tylko przeszkolić pilotów
Oprócz tego, czasu wymaga także stworzenie infrastruktury potrzebnej do obsługi F-16 na ziemi. To m.in. z tego powodu rozmaite centra napraw wspierające ukraiński wysiłek wojenny znajdują się niekiedy w innych krajach, a nie na Ukrainie. Ich stworzenie od zera zajęłoby po prostu zbyt dużo czasu.
Przypominamy jednocześnie o tym, iż uszkodzonego samolotu nie da się tak łatwo jak czołgu przetransportować z terytorium jednego państwa do drugiego. Dlatego też, Ukrainę czekają miesiące ciężkiej pracy, polegającej na przygotowaniu lotnisk i infrastruktury niezbędnej do obsługi F-16.
W kontekście przekazania Ukrainie samolotów, nie można również zapominać o specyfice wojny na Ukrainie. Poszczególne teatry działań są tam naszpikowane systemami obrony powietrznej. Powoduje to, iż ukraińscy piloci są zmuszeni latać na niskich pułapach, aby nie ponosić nadmiernego ryzyka zestrzelenia.
Stanowi to poważne ograniczenie dla ewentualnego wykorzystania F-16 do realizacji wielu istotnych z perspektywy Ukrainy zadań. Rolę „wunderwaffe”, które mogłoby rzeczywiście zmienić obraz pola bitwy w krótkim terminie, mogłyby spełnić dopiero eskadry samolotów piątej generacji.
Na dzień dzisiejszy, biorąc pod uwagę także to, iż do starć dochodzi często w terenie zurbanizowanym, lotnictwo odgrywa ograniczoną rolę w konflikcie na Ukrainie.
Pamiętajmy przy tym o aspektach ekonomicznych wsparcia Ukrainy. Samoloty myśliwskie to jedne z najdroższych rodzajów uzbrojenia. Koszty i logistyka F-16 były jedną z głównych przyczyn tego, iż proces modernizacji irackiego lotnictwa zakończył się klęską.
Wcześniejsze przekazanie Ukrainie samolotów pochłonęłoby więc nieproporcjonalnie dużą część zaaprobowanych przez amerykański kongres środków na wsparcie militarne sojusznika. A zgodnie z tym co pisaliśmy wyżej, krótkofalowe efekty tej decyzji byłyby raczej mizerne.
Zgoda na dostarczenie Ukrainie F-16, zaczyna nabierać sensu dopiero jeżeli uwzględnimy długofalowy horyzont działania USA, aspekty polityczne wojny z Rosją, oraz różnicę interesów pomiędzy Ukrainą, a wieloma państwami zachodnimi.
Dostawy samolotów mają skłonić Ukrainę i Rosję do rozmów
Naszym zdaniem, „zielone światło” na dostawy samolotów jest sygnałem, iż USA myślą już o tym, co nastąpi po ukraińskiej kontrofensywie. I tutaj mamy tak naprawdę dwie opcje. Albo uda się skłonić obydwie strony do podjęcia rozmów, albo czeka nas długa wojna.
Z perspektywy USA i wielu państw zachodnich preferowany jest ten pierwszy wariant. Dlatego Amerykanie stosują metodę kija i marchewki, aby skłonić Rosję i Ukrainę do rozmów pokojowych.
F-16 jest więc „marchewką” dla Kijowa. Sygnałem, iż po zawarciu zawieszenia broni, USA są gotowe do zainwestowania ogromnych sum w reformę ukraińskich sił zbrojnych, aby te były zdolne do odstraszania Rosji.
Obawa przed ponownym atakiem ze strony Moskwy jest bowiem głównym czynnikiem powstrzymującym Kijów od podjęcia negocjacji. W. Zełenski zdaje sobie sprawę z tego, iż jeżeli teraz nie pokona W. Putina w boju, to ten na pewno ponowi agresję w przyszłości. Ewentualny rozejm byłby więc bez sensu.
Zgoda na dostawy samolotów jest przy tym sporym sukcesem politycznym prezydenta Ukrainy. On i jego partia będą mogli wykorzystać ją na użytek wewnętrzny. Kijów bierze przy tym pod uwagę to, iż nie byłby w stanie samodzielnie sfinansować programu modernizacji lotnictwa.
Z kolei dla Rosji, F-16 jest „kijem”, gdyż sygnalizuje gotowość Waszyngtonu do wytrącenia Moskwie z rąk jednej z jej głównych przewag. A są nią możliwości uderzania w cele, znajdujące się na terenie Ukrainy z dużej odległości i przy znikomym ryzyku narażenia się na odpowiedź ze strony ofiary.
F-16 to początek budowy zdolności odstraszania Rosji w przyszłości
Zwróćcie jednak uwagę, iż do tej pory brak jest konkretów dotyczących tego, kto, kiedy i ile eFów przekaże Ukrainie. Jest to więc przede wszystkim decyzja ukierunkowana na przyszłość. Ma ona wzmocnić ukraińskie zdolności odstraszania.
Samoloty czwartej generacji umożliwią zwalczanie rosyjskiego lotnictwa (na ziemi i w powietrzu), które stara się razić cele na terytorium Ukrainy z dużej odległości. F-16 będą też stanowić wsparcie ogniowe dla wojsk lądowych i odciążą ukraińskie systemy obrony powietrznej.
Te ostatnie cierpią zaś na chroniczne niedobory amunicji. Opanowanie tych wszystkich zdolności będzie co prawda wymagało od Ukrainy czasu i samo w sobie nie będzie „gamechangerem”. W istotny sposób zmieni jednak układ sił i skomplikuje Rosji prowadzenie działań ofensywnych w przyszłości.
Co więcej, dostawy F-16 są elementem spodziewanego „przezbrajania” ukraińskich sił zbrojnych na standardy natowskie. Gdyby natomiast Amerykanom zależało na natychmiastowym efekcie na polu walki, mogliby już teraz dostarczyć Ukrainie broń precyzyjną o dalekim zasięgu.
Wydaje się, iż jej brak, oraz przewaga Rosjan w powietrzu są dwoma najważniejszymi czynnikami ograniczającymi potencjalną skalę i efektywność ukraińskiej kontrofensywy. Zarówno Kijów jak i Moskwa zdają sobie z tego sprawę.
Naszym zdaniem, w obydwu tych stolicach decyzje w sprawie przekazania broni precyzyjnej i nowoczesnych samolotów, traktowane są jako odzwierciedlenie prawdziwych intencji Zachodu. jeżeli trafią one na front, to będzie to oznaczało, iż USA na serio myślą o całkowitym wyparciu Rosjan z terenów Ukrainy.
Będzie, czy nie będzie ta ukraińska kontrofensywa?
Ewentualne powodzenie zabiegów USA zmierzających do rozpoczęcia przez Rosję i Ukrainę rozmów na temat zawieszenia broni i tak zależeć będzie w dużej mierze od efektów zapowiadanej przez Kijów kontrofensywy. Stanowić ona będzie test możliwości utrzymania przez Moskwę okupowanych terytoriów.
W. Zełenski jest przy tym świadom tego, iż w wielu krajach ludzie od tygodni zadają sobie jedno pytanie: no gdzie ta kontrofensywa? Dlatego na jego miejscu… nigdy byśmy jej nie ogłaszali Porażka w wymiarze informacyjnym może bowiem drogo Kijów kosztować.
Spójrzcie na to tak: jeżeli Ukraińcy zaczną odnosić sukcesy na polu bitwy, to wtedy i tak liczne „mądre głowy” stwierdzą, że: „kontrofensywa się rozpoczęła! Świetnie to rozegrali, utrzymując wszystko w tajemnicy. A my wiedzieliśmy, co się święci, ale nie chcieliśmy mówić, bo wiecie…”
Jeśli jednak Kijów nie poczyni znaczących postępów na polu bitwy, to niezależnie od jego faktycznych zamiarów, W. Zełenski będzie mógł powiedzieć tak: „Zachód dał za mało uzbrojenia, więc nie mogliśmy rozpocząć uderzenia.” I szereg obserwatorów również podchwyci tą narrację.
Z perspektywy Ukrainy, najgorsza byłaby zaś sytuacja, w której to W. Zełenski ogłasza rozpoczęcie uderzenia, a jego efekty są powolne i/lub ograniczone. Wtedy nastąpiłaby tzw. „dupa” i zaczęłyby się naciski z różnych strony, iż skoro Ukraińcy nie są w stanie wygrać, to trzeba negocjować.
Tak wygląda właśnie „infowar” w pełnej okazałości. Mając po swojej stronie „serca i umysły” Kijów może manipulować dyskusją, narzucając do pewnego stopnia interpretację wydarzeń na polu walki wedle własnego uznania.
Przy okazji, warto podkreślić, iż ma „jaja” Konrad Muzyka, bo rzetelnie analizuje to, co widzi i stawia tezy w oparciu o przyjętą wcześniej metodykę, a nie dopasowuje opis rzeczywistości do tego, co ludzie chcą usłyszeć. I już w połowie maja uznał on, iż ukraińska kontrofensywa się rozpoczęła.
Długa wojna?
Niezależnie od percepcji opinii publicznej, po zakończeniu ukraińskiej kontrofensywy, państwa zachodnie będą prawdopodobnie próbowały przekonać Moskwę i Kijów do rozmów. Może to być jednak trudne. Zwłaszcza jeżeli najbliższe miesiące nie przyniosą rozstrzygnięć na polu bitwy.
Ukraińskie społeczeństwo przez cały czas będzie domagać się bowiem całkowitego odzyskania utraconych terytoriów, łącznie z Krymem. Z kolei Rosja liczyć będzie na długofalowe „wymęczenie” przeciwnika.
W takim scenariuszu pomoc Zachodu miałaby z czasem osłabnąć, a ukraińskie społeczeństwo ulec zmęczeniu wojną. Zdaniem Kremla, prędzej czy później, na Ukrainie pojawiłoby się też stronnictwo skłonne do zawarcia rozejmu na korzystnych dla Rosji zasadach.
Z tej perspektywy, zgoda na dostawy F-16 ma za zadanie uświadomić W. Putina, iż ciężko będzie mu wziąć USA na „przeczekanie”. Dostawy samolotów mają bowiem charakter długofalowego wsparcia, które na dodatek staje się coraz groźniejsze dla rosyjskiego wojska.
Amerykanie zaczynają jednak dopuszczać także możliwość długiej wojny za wschodnią granicą RP. Z ich perspektywy najważniejsze staje się w takim wypadku przerzucenie jak największego ciężaru wsparcia Ukrainy na sojuszników.
Zwróćcie więc uwagę, iż przekazaniem F-16 mają zarządzać w pierwszej kolejności Brytyjczycy i Holendrzy. Samoloty będą z kolei pochodzić głównie z zasobów państw „starej” Unii, a nie USA. Nie padły jednak żadnego konkrety co do dat i liczby przekazywanych maszyn.
Te dwie kwestie będą prawdopodobnie zależały od dalszego rozwoju wydarzeń na Ukrainie, oraz negocjacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a ich sojusznikami. Oprócz tego, państwa takie jak Niemcy, czy Finlandia będą niebawem przezbrajały swoje armie na samoloty F-35.
Umożliwi im to ewentualne dołączenie do Norwegii, Danii, Belgii i Holandii, które wydają się być w tej chwili najbardziej zdeterminowane do przekazania Ukrainie F-16.
Ciekawą rolę w tej układance odgrywa UK, która chce być „liderem” koalicji na rzecz przekazania Ukrainie samolotów, samemu… nie posiadając jednak F-16 Brytyjczycy proponują za to otwarcie centrum szkoleniowego dla ukraińskich pilotów.
Zachód Europy wraca do gry?
Proces ten może zwiastować stopniowe przenoszenie się ciężaru przyszłego wsparcia Ukrainy z państw Europy Środkowowschodniej na państwa zachodnie. Rola Warszawy może więc zostać zredukowana do roli istotnego, ale nie kluczowego partnera Kijowa.
Tym bardziej, iż w percepcji W. Zełenskiego to przez cały czas Londyn, Paryż, Berlin i Rzym dysponują największą siłą dyplomatyczno – ekonomiczną, która może wpłynąć na kształt i pozycję Ukrainy po wojnie. Dlatego w kolejnym tekście opowiemy Wam o tym, czy Polska wykorzystała „swój moment” w relacjach z sąsiadem.
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł i wierzycie w to, co robimy, możecie też wykupić dostęp do cotygodniowych felietonów, w których komentujemy wydarzenia bieżące.
To dzięki pomocy subskrybentów możemy działać i rozwijać się. Nie zapomnijcie też o tym, aby zasubskrybować nasz podcast – Świat Oczami Mundurowych na Youtubie.
Możecie też z nami porozmawiać za pośrednictwem:
- Profilu na Twitterze i Instagramie.
- Pisząc na maila: [email protected].