Dostawałem drgawek na sam dźwięk słów „mama Madzi”, bo była to jedna z bardziej obrzydliwych historii, gdzie wielokrotnie wyrządzono krzywdę dziecku, które miało tragiczne życie, a po śmierci też zostało sponiewierane, za to „mama” została gwiazdą. Nie wiem dlaczego, ale przy obecnej sprawie rozbitego radiowozu i nastolatek, uruchomiają się podobne skojarzenia, chociaż to zupełnie inne i nieporównywalne historie. Cóż, organizm, świadomość i podświadomość ludzka płatają różne figle i pewnie zadziałał jeden element, mianowicie medialna głupota i pogoń za sensacją, a tu już podobieństwa są dość wyraźne.
Jest to też taka sprawa, przy której trzeba złożyć cały szereg deklaracji, aby się w ogóle odezwać, generalnie mam podobne szantaże w największym poważaniu, ale zrobię wyjątek. Owszem nie ma o czym mówić, to policjanci powinni być mądrzy i mają obowiązek przestrzegać prawa, dla odmiany nastolatki, jak sam nazwa wskazuje, dopiero dojrzewają do poważnych decyzji życiowych. W całej tej kuriozalnej sytuacji zachowanie policjantów jest nie do obrony i to bez względu na dalsze szczegółowe ustalenia. Tyle deklaracji, ale właśnie te oczywiste fakty każą się poważnie zastanowić nad postępowaniem dorosłych opiekunów nastolatek, którzy niemal od samego początku idą w kierunku medialnego show. Okoliczności tej sprawy są dość drażliwe, dodatkowo Internet buzuje seksualnymi podtekstami, chociaż póki co podstaw do tak daleko idących interpretacji nie ma. Wydawałby się, iż odpowiedzialni rodzice, powinni zrobić wszystko, aby chronić prywatność i wręcz intymność swoich dzieci.
Tymczasem to jedna z matek pierwsza poleciała do mediów i opowiedziała o tym, co powinna zatrzymać dla siebie. W następnym kroku do sprawy przyłączył się Roman Giertych, mało pamiętliwym przypomnę, iż to jest człowiek, który powinien siedzieć w nierozbitym radiowozie, bo od wielu miesięcy jest ścigany przez prokuraturę. Po co się bierze takiego adwokata? Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć! Z chwilą zatrudnienia politycznego celebryty sprawa trafi do wszystkich możliwych „Pudelków” zanim wyląduje na wokandę i to się już dzieje. Na wszystkich większych portalach można przeczytać relację Giertycha z tego, co „przekazała mu klientka”. I ten początek nie będzie się niczym różnił od końca, cały czas będziemy słyszeć o przeciekach i o tym, co „nieoficjalnie ustaliła nasza redakcja”.
Powstaje zasadnicze pytanie. Co kierowało rodzicami tej nastolatki, gdy postanowili wmieszać swoje dziecko w aferę medialną i siła rzeczy polityczną? O dobru dziecka raczej możemy zapomnieć, no chyba, iż nastolatka chce zostać modelką, czy wybitną piosenkarką. Druga możliwa wersja to odwrócenie uwagi od jakichś niezbyt mądrych zachowań dziewczyn, których choćby głupim zachowaniem policjantów wyjaśnić się nie da. I wreszcie trzecia wersja, to sympatie i animozje polityczne na poziomie „silnych razem”, co zawsze odbiera rozum i pcha w działania żenujące. Obojętnie z jakiej strony patrzyć na to wszystko, obecność Giertycha w sprawie nie pozwala wierzyć w czysto prawne intencje ewentualnej poszkodowanej i jej opiekunów.
Jako ojciec dziecka w podobnym wieku, z pewnością nie zrobiłbym medialnego i politycznego cyrku z tak przykrego zdarzenia, a mam w tym zakresie swoje możliwości. Nie wyobrażam sobie innego zachowania, niż ochrona dziecka za wszelką cenę, natomiast bieganie po mediach i polityczna nawalanka, to chyba najgorsza rzecz, jaką rodzic może zafundować dziecku. Pewnie to ze mną znów coś jest nie tak, w końcu kto nie zatrudnił ściganego przez prokuraturę Giertycha, niech pierwszy rzuci kamieniem. Gdyby jednak wziąć pod uwagę inne wyjaśnienie, to wiele wskazuje na to, iż ludziom od tej polityki na najwyższym emocjonalnym „C” po prostu „troszeczkę” odbija. W tym przypadku akurat odbija w lewo, ale po prawej wcale to lepiej nie wygląda.