J.D.Vance zmienił, a adekwatnie rozszerzył perspektywę patrzenia na obronę Europy.
Do tej pory, nawykowo, rutynowo, rozpatrywano kwestię obrony jako obrony przed zagrożeniem, rozumienym jako zagrożenie zewnętrzne. A Vance zmodyfikował problem, poszedł o krok dalej i zadał pytanie o to, czego chcemy bronić. I wskazał na zagrożenie wewnętrzne.
A więc najważniejsze pytanie o cel. Zamiast błąkania się po manowcach.
I patrząc z tej perspektywy możemy zadać kolejne pytanie, bardzo niepokojące pytanie - dlaczego kraje zachodnie tak mało przeznaczają na obronę ? Może establishment europejski uważa, iż faktycznie, nie ma czego bronić, nie ma żadnych wartości, których należałoby bronić. Nie stworzyli nic takiego, czego by warto było bronić. Taka forma samokrytyki bardzo by się im przydała.
A o ile chodzi o całość przemówienia Vance'a, to zasługuje na miano historycznego bez wątpienia. A poza tym było wręcz wzorcowe, szczególnie jeżeli się weźmie pod uwagę jego konstrukcję. Otóż treść była miażdżąca dla establishmentu europejskiego, ale forma była bardzo łagodna. Vance był na tyle delikatny, iż nie zadał innego ważnego pytania: w imię czego Ameryka miałaby ponosić ogromne koszty, by bronić eurodurnoty i eurocwaniactwa?
Team - Trump, Vance i Musk - jest po prostu rewelacją. Rewelacyjny tercet. Potwierdza się, jawnie w życiu społeczno-politycznym naukowa teza Jonathana Haidta o przewadze 6:3 umysłu konserwatywnego nad liberalnym.
I proszę popatrzeć na efekt w Polsce.
Szakale z szajki Tuska podwinęły ogon i przestały szczekać na Amerykanów, bo to ryzykowne, ale dla odmiany, bo język je świerzbi, wypuściły do ataku ratlerki takie jak Kuźniar i trolle na portalach.
Liberalni politidioci sami, dobrowolnie odrzucili kategorię prawdy w efekcie czego popadli w uropjenia, a teraz mają pretensje do innych, gdy im prawdę przypominają. Vance ich lojalnie uprzedza: czerwone światło, zatrzymajcie się, nie jedźcie. A oni złorzeczą.