Dziękuję 219 osobom, które w dobrej wierze, z całą odpowiedzialnością zadeklarowały głosowanie na mnie na stronie akcji “policzmy się”. Strona jest dostępna już tylko w archiwalnej postaci.
Uruchamiałem tę akcję próbując szanować znane mi dobrze rozterki głosujących. We własnym interesie próbowałem uruchomić mechanizm, którego działanie wydawało mi się konieczne zwłaszcza w moim przypadku, kiedy “mainstream” przedstawia mnie jako kandydata co najmniej ryzykownego. Znam takie sytuacje i wiem, iż dla ich przełamania trzeba przede wszystkim tego, by podobnie myślący ludzie zobaczyli się wzajemnie.
Ale rozterki wyborcze chciałem przede wszystkim potraktować poważnie. Ryzyko zmarnowania głosów rzeczywiście istnieje — choć dyktowane lękiem, pozornie racjonalne strategie, w rzeczywistości racjonalne nie są. Gotów byłem wziąć na siebie ryzyko. Wiedziałem, iż nieporównanie trudniej jest zebrać podpisy na internetowej stronie niż głosy wrzucone do urn wyborczych. Że zatem podpisów będzie zdecydowanie mniej niż możliwych głosów. Mimo to gotów byłem pokazać również taką sytuację, w której przed wyborami niewielkie poparcie wyrażone podpisami będzie wskazówką, iż głosować na mnie rzeczywiście nie warto. Sądziłem — i przez cały czas tak sądzę — iż tak właśnie powinna wyglądać odpowiedzialność w tej trudnej sytuacji, w której pozostawili nas wszystkich polityczni liderzy i w której brak wspólnej listy po prostu wyklucza pewną i racjonalną strategię w głosowaniu.
Niemożliwa okazała się jednak aktywna promocja internetowej strony z podpisami. Google bardzo poważnie utrudnia promocję stron internetowych. Jedynie PiS zdołał umieścić kilka reklam tego typu i zrobiono to z udziałem Orlenu i innych “sponsorów” zanim zaczęła się kampania. Efekty choćby w tym przypadku są zresztą mizerne. Technicznie nie da się spowodować, by konkretna strona internetowa dotarła masowo do odbiorców — a to był warunek powodzenia akcji.
Stronę z podpisami odwiedziło więc dotychczas niespełna 2,5 tys. osób. Mniej więcej co dziesiąta z nich zostawiała swój podpis. Wiele z tych podpisów sprawdziłem — to są rzeczywiście ludzie, którzy mogą głosować w moim okręgu wyborczym i chcą głosować na mnie. Co dziesiąty odwiedzający stronę i składający podpis, to wyjątkowo wysoki współczynnik w tego typu sytuacjach. Sprawdziłem i to — ten współczynnik dotyczył nie tylko ludzi, którzy mnie znają, bo utrzymywał się również wtedy, kiedy stronę otwierali ludzie “obcy” — tacy, z którymi nie miałem dotąd żadnego kontaktu. Cóż z tego, kiedy rzeczywiste “sprawdzam” dałoby się wypowiedzieć, prezentując stronę nie 2,5 tys. ludziom, ale o rząd wielkości większej populacji. Nie zdołam już tego zrobić przed wyborami.
Dlatego z przeprosinami wycofuję tę akcję. Cóż, przynajmniej próbowałem. Trudno, będą Państwo musieli podjąć ryzyko w głosowaniu. Proszę o jego podjęcie.