Nie miejcie żadnych złudzeń, iż totalna – w gruncie rzeczy bolszewicka opozycja przedstawi jakiś program przed wyborami! Jedynym punktem bolszewików jest pokonanie PIS-u, a potem się zobaczy! Czyli programem jest totalna wojna opozycji bolszewickiej z użyciem każdej broni i każdej metody, by pokonać przeciwnika!
I właśnie nie kto inny, jak bolszewik przechrzczony na liberalnego, czyli skrajnego demokratę, który swoją karierę zawdzięcza Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, przedstawił o co w istocie walczy dzisiejsza opozycja, czerpiąca garściami z doświadczeń komuny. Tym niekwestionowanym bolszewikiem jest towarzysz Leszek Miller – członek Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, który osobiście jeździł do Moskwy w celu uzyskania pożyczki na nowe życie PZPR w demokratycznej Polsce – ale już pod zmienioną nazwą:
„Dziś znów poza hasłem odsunąć PiS od władzy usłyszałem, iż trzeba mieć programową ofertę. Tymczasem nie ma rzeczy istotniejszej niż pozbycie się PiS. To jest cały program! Na szczegóły przyjdzie czas po wyborach” – stwierdził były członek Biura Politycznego KC PZPR a zarazem były premier, uratowany w wyniku paktu z komunistami przy „okrągłym stole”.
Tow. Miller wie co mówi, gdyż to nie oferta programowa sprawiła, iż tacy jak on komuniści przez cały czas mają wpływ na Polskę, tym razem jako eurodeputowani, którzy dostali się do Parlamentu Europejskiego z wysuniętego ramienia Platformy Obywatelskiej! Tow. Miller doskonale wie, iż nie liczy się żaden program tym bardziej, gdy go się nie ma. Liczy się naga siła i taka propaganda, by ogłupieni przez bolszewików Polacy, dali się kolejny raz nabrać na takich skończonych nierobów, jakim jest tow. Leszek Miller.
Ten się przez całe swoje życie żadną pracą nie skalał, pełniąc różne funkcje w aparacie partyjnym. To nieważne zresztą w jakim, gdyż towarzysz Miller doskonale wie, iż liczy się tylko wierność aktualnej partii, a zwłaszcza jej wodzowi. Nie ważne, czy to będzie Breżniew, Jaruzelski, Lepper, czy Donald Tusk. Prawdziwy komunista, przemieniony w skrajnego demokratę potrafi być wierny każdemu, kto zapewni mu „pracę” w aparacie partyjnym. Jak by przyszło co do czego, to tow. Miller byłby wierny i Putinowi, skoro kiedyś walczył z „amerykańską soldateską” i z „rewanżystami” z RFN-u. Czyli z faszyzmem.
Nie trzeba choćby poddawać się druzgocącej samokrytyce, by swobodnie przejść z aparatu jednego wodza do aparatu następnego wodza i jako wierny każdej, skrajnie demokratycznej władzy – przez cały czas pozostać w aparacie partyjnym! Tow. Miller z tych właśnie powodów stał się obok innych komunistów eurodeputatem Platformy Obywatelskiej tym bardziej, iż Platforma jest taką samą partią „nowego typu”, jaką była PZPR.
Platformie potrzebni są zatem funkcjonariusze zawsze wierni partii, a nie ludzie obdarzeni jakąkolwiek inteligencją i zdolnością do samodzielnego myślenia. Budka, Kierwiński czyTomczyk - nie mówiąc już o telewizyjnych twarzach PO - są mentalnie podobni do tow. Millera i powtarzają tylko przekazy partyjne w obronie dupy wodza i jego biura politycznego. Dlatego teraz – przy okazji afery eurodeputata Sikorskiego a w zasadzie płatnego lobbysty Zjednoczonych Emiratów Arabskich słyszymy, iż Czarnecki jeździł samochodem do Brukseli, wyłudzając jakoby jakieś kwoty od Unii, podczas gdy Sikorski nie brał łapówek, tylko arabskie zlecenia za „doradztwo”, z których płacił podatki! Z ilu jeszcze źródeł Sikorski był finansowany jeszcze się dowiemy, gdyż sprawa jest rozwojowa...
Towarzysz Miller, jako stary komunista a dziś skrajny demokrata wie najlepiej, iż od „myślenia” jest wódz partii, który w istocie też nie myśli, tylko realizuje powierzone mu zadania przez Najwyższe Kierownictwo. Kiedyś tym „kierownictwem” był Breżniew, a w wolnej Polsce Angela Merkel – a teraz Olaf Scholz. Zgodnie z odwieczną zasadą, iż wódz kieruje a partia realizuje…
Gdy Angela Merkel wymyśliła politykę zbliżenia z Putinem, jaki to kraj natychmiast zbliżył się z Rosją i z Putinem tak blisko, iż zaprosił Ławrowa do szkolenia polskich ambasadorów a ruską agenturę zaprosił do współpracy i podpisał umowę z Gazpromem do 2037 roku, zrzekając się zasądzonego od Rosji odszkodowania? Tak – to była Polska rządzona przez Tuska, gdy ministrem spraw zagranicznych był właśnie Radosław Sikorski. Obaj zresztą składali lenne hołdy swej pani – Angeli Merkel i Republice Federalnej Niemiec. Czyli podobnie, jak tow. Miller, który nigdy nie odważyłby się podskoczyć Jaruzelskiemu, czyli de facto – Breżniewowi!
Drogę Tuska do zależności od Rosji otworzył nie kto inny, jak tow. Miller, gdy na stanowisku premiera RP, skasował umowę ws. budowy Baltic Pipe. Dzięki temu Tusk i jego przydupas Pan Waldek mogli „wynegocjować” umowę z Gazpromem do 2037 roku i jeszcze podarować Rosji ponad miliard złotych z tytułu wygranego z Gazpromem arbitrażu! Wprawdzie błędem Tuska było ogłoszenie programu przed wyborami, pod którym Tusk się podpisał - ale teraz już tego błędu Tusk nie zrobi. I o tym właśnie mówi najwierniejszy - skrajnie demokratyczny opozycjonista tow. Leszek Miller i co wcześniej zapowiedziała Iza - kandydatka na ministrę finansów w rządzie Donalda Tuska.
Tusk nie będzie więc musiał się tłumaczyć z wydłużenia wieku emerytalnego, z likwidacji 500+ i 13-tek dla emerytów, czy też sprzedaży polskich firm, w tym Orlenu – oraz z nawiązania stosunków z Rosją „taką jaka jest”! Wystarczy, iż Tusk zrealizuje zapowiedziane odszkodowania dla ubeckich emerytów, wprowadzi cenzurę i wsadzi do więzienia zwolenników PIS-u. Bo głównym celem skrajnie demokratycznej opozycji (podobnie zresztą jak Putina!) – jest zwycięstwo nad faszyzmem!
Wiwatujące w dzień zwycięstwa tłumy będą musiały przełknąć chleb za 30 złotych i benzynę za dychę skoro wiedziały przed wyborami, iż wszystko co robi Tusk, to robi „für Deutschland”. Wyborcy Platformy będą musieli się też pogodzić z ubogacaniem Polski przez setki tysięcy imigrantów arabskich skoro wiedzieli, iż Sikorski jest na arabskim żołdzie…
Reasumując, sytuacja jest podobna do czasów komuny, gdy każdy wiedział, iż „jak partia obieca, iż zabierze – to zabierze. A jak partia mówi, iż da – to mówi”.
Jednak dzisiaj - w warunkach wojny skrajnej demokracji z faszyzmem - członek Biura Politycznego KC PZPR doszedł do wniosku, iż lepiej nic nie mówić, tylko walić w PIS, gdyż „na szczegóły przyjdzie czas po wyborach” – dodaje Miller.
Te „szczegóły” to program prosty jak cep – a raczej jak sierp i młot – odziedziczony po komunistach przez Tuska i Platformę Obywatelską…