Były prezydent RP Lech Wałęsa od kilku dni publikuje na swoim facebookowym profilu materiały wideo. W jednym z odcinków odnosi się natomiast do zarzutów, jakoby w czasach PRL sam był Tajnym Współpracownikiem bezpieki. Czy rzeczywiście donosił na kolegów z opozycji demokratycznej? Były prezydent twierdzi, iż wszystko było „wypadkiem przy pracy”, a to, co uznano za donosy miało być w istocie… czymś w rodzaju pamiętnika. „Opis Grudnia i opis mojej działalności do 1976 r. I tam rzeczywiście (…) opisywałem różne zdarzenia, opisywałem też kolegów i ich zachowania. Było tych kartek gdzieś ok. 35 A4”-mówi. Szczególnie interesująca wypowiedź pada jednak pod koniec nagrania. „Rzeczywiście, parę elementów ja tylko wiedziałem i kumple moi. I oni się dowiedzieli. Ja nie wiedziałem, jak to się stało” – podkreślił Wałęsa.
Lech Wałęsa, były prezydent RP i pierwszy przywódca „Solidarności” jest bardzo aktywny w mediach społecznościowych – szczególnie na Facebooku. W ostatnich dniach publikuje tam materiały wideo, w których – jak mówi – „porządkuje swój żywot”. Odcinki są ponumerowane, a Wałęsa opowiada o czasach PRL i latach swojej prezydentury. W typowy dla siebie sposób atakuje przeciwników politycznych, w tym również tych, którzy nie mogą się dziś bronić – jak np. śp. premier Jan Olszewski. W zaskakujący sposób próbował przekonywać też, iż nie był TW o pseudonimie „Bolek”, a w każdym razie nie donosił na kolegów.
„Opisywałem kolegów”
W 4. odcinku Wałęsa opowiada, jak został donosicielem (tytuł brzmi właśnie: „Odcinek czwarty: Jak zostałem donosicielem”). Myliłby się jednak ten, kto sądzi, iż były prezydent przyznaje się do czegoś, czego latami się wypierał. Nie, Lech Wałęsa tłumaczy wszystko jako „wypadek przy pracy”.
Porządkuję swój żywot i w tym porządkowaniu na różnych kierunkach różnych rzeczy, wpadło mi w ręce zaświadczenie o rewizji, jaką dokonano mi w moim domu. I patrząc na ten papier, zrozumiałem, w jaki sposób kablowałem na kolegów
— powiedział były prezydent.
Okazało się, iż Lech Wałęsa był raczej… „prorokiem”. Bo chyba tak tylko można wytłumaczyć czynności, którym w tamtym okresie się oddawał. Utrzymywał bowiem, iż prowadził coś na kształt pamiętnika. Czyżby już wtedy przewidział, iż przejdzie do historii, iż zryw „Solidarności” powiedzie się i nie tylko przyczyni się do odzyskania przez Polskę wolności, ale i zapoczątkuje upadek komunizmu na całym świecie? o ile więc nie „Bolek”, to prawdopodobnie „Baba Wanga”.
Otóż, szanowni państwo, to, iż podrabiali dokumenty, to mam dowody i mogę przysłać.(…) Ale przy tej rewizji zawsze zabierano mi jakieś papiery. I przy jednej z rewizji zabrano mi opis Grudnia i mojej działalności do 1976 r. I tam rzeczywiście, jak to w opisie, opisywałem różne zdarzenia. Opisywałem też kolegów i ich zachowania. Było tych kartek gdzieś ok. 35 A4. Tylko nie pamiętam, czy jednostronnie pisałem, czy dwustronnie. Zrobiłem ten opis w dwóch egzemplarzach. Jeden zostawiłem u siebie, a drugi przekazałem Leonowi Stobieckiemu, takiemu mojemu kumplowi, aby przekazał to Bogdanowi Borusewiczowi, bo on mnie o to prosił
— tłumaczył Wałęsa.
Nie donos, lecz… wypadek?
Wałęsa wspomina, iż w natłoku spraw ostatecznie nie sprawdzał, czy rękopis trafił do Borusewicza, trafił jednak na pewno w ręce bezpieki, podczas wspomnianej rewizji.
I ta bezpieka zrobiła z tego donosy. Bo z tego można zrobić, to pasuje na donosy. Bo tam są opisy rzeczywiście zachowań moich kolegów i w ogóle. I oni z tego zrobili, na bazie tego Kiszczak zrobił różne materiały w walce ze mną. I on nie chciał mnie na agenta, on chciał, żebyście wy uwierzyli, iż jestem agentem. Stracił sterowanie w tej walce
— mówił dalej.
Były prezydent tłumaczył, iż bezpieka miała rozsyłać te materiały „po całym świecie”, a niektóre z nich „nadają się tylko zamieszczać jako donos”.
Rzeczywiście opisywałem kolegów, teraz nie wiem, czy mam przeprosić kolegów. Bo oni mieli rację, iż ja zrobiłem donos, tylko to nie był mój donos, to był wypadek przy pracy
— stwierdził.
Bezpieka sprytnie to zrobiła, rozesłała po całym świecie, choćby do Kaczyńskich, Macierewiczów. Oni to też dostawali, bo Kiszczak przysyłał im to wszystko. Oni to pozbierali, trochę tam jeszcze dopracowali, i w IPN zrobili „teczki Kiszczaka”
— podkreślił były prezydent.
„Ja nie wiedziałem, jak to się stało”
Najciekawsza informacja padła jednak pod koniec nagrania.
Dlatego tak się upierałem, bo wiem, iż nie robiłem przecież żadnych donosów. I nie mogłem rozwiązać, jak to się stało, bo rzeczywiście, parę elementów ja tylko wiedziałem i kumple moi. I oni się dowiedzieli. Ja nie wiedziałem, jak to się stało
— powiedział Lech Wałęsa.
I patrzcie, przy porządkowaniu udało mi się to rozwiązać
— podsumował.
Na ile to oczyszczenie, na ile – pogrążenie samego siebie?
jj/FB: Lech Wałęsa